— Seth! – wrzeszczę za nim, kiedy jak gdyby nigdy nic wychodzi z namiotu. – Masz się natychmiast zatrzymać!
Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak powoli odwraca się na pięcie, dzięki czemu mogę zobaczyć jego ciemne oczy przepełnione poczuciem wyższości. Od zawsze był taki – arogancki, dumny, pewny siebie. Wprost stworzony do tego, żeby działać mi na nerwy.
— Dlaczego nie potrafisz… nie chcesz zrozumieć, że to, co robię jest dobre? – warczę, starając się włożyć w to jak najwięcej jadu, jednak w odpowiedzi dostaję tylko uśmiech, mówiący „jak ty mało wiesz o życiu”. – Nie zawsze musisz mieć rację. Czasem wystarczy spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy.
Gdyby nie to, że za kilka dni rozpoczną się obchody Stulecia, pozwoliłabym mu odejść. W końcu nie jestem ani jego matką, ani niańką, ani nawet dziewczyną, żeby musieć go nawracać. Jednak świadomość, że to może być nasze ostatnie spotkanie sprawia, że chcę spróbować go zatrzymać.
— Razem z nami są wszyscy twoi przyjaciele – ciągnę. – Wszyscy rozumieją. Wszyscy widzą, że robimy coś wielkiego. Dlaczego nie możesz choć na chwile zapomnieć o swoich uprzedzeniach?
Wzdycha i powoli kręci głową. Ciemnobrązowe włosy opadają mu na oczy. Chcę je odgarnąć, odsłonić jego fioletowe malowidło nad prawym okiem i uśmiechnąć się pobłażliwie. Jednocześnie nie mogę pozwolić, żeby pomyślał, że wystarczy zagrać zbitego psa, żebym się ugięła – czasem naprawdę był jak dziecko.
— Och, Bambi… – wzdycha cicho, a ja wywracam oczami.
— Ile razy mam ci powtarzać, że w niczym nie przypominam Bambiego?
— Do upadłego.
Kąciki moich ust lekko się unoszą, a ja czuję, jak cała złość ulatuje ze mnie niczym dmuchany balonik.
— Biorąc pod uwagę nadchodzące Stulecie, to raczej kiepski żart. A teraz chodźmy. – Wyciągam rękę. – Musimy porozmawiać.
Ściska moją dłoń, a ja jestem miło zaskoczona. Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, nie dyskutuje, nie rzuca durnych komentarzy, ale robi to, o co go proszę. Siadamy po przeciwnych stronach ciasnego namiotu i patrzymy na siebie przez kilka sekund.
— Mam coś dla ciebie – mówi, a zza kurtki wyciąga zwykły zeszyt. – Właściwie od początku chciałem ci to dać, ale potem ty zaczęłaś tę gatkę, żebym do was dołączył i… Tak jakoś wyszło. Proszę. – Podaje mi prezent, a ja patrzę na niego zdezorientowana. Wiem, że nie stać go na drogie podarki, a to oznacza, że musi wysilać swoją kreatywność, żeby to nie okazało się tandetne. Co więc kryło się pośród tych kilkunastu kartek?
— A co to jest?
— Zanim rozpoczął się ten cały cyrk z Nathanem i tak dalej, powiedziałaś, że nie chciałabyś zostać zapomniana. I… ja chyba też nie chciałbym. Dlatego powstało to.
Marszczę brwi i uśmiecham się, z trudem powstrzymując się od głośnego parsknięcia.
— To twój pamiętnik?
— To bardziej takie… luźne myśli. – Chrząka, a na jego policzki wkrada się delikatny rumieniec. – Pomyślałem, że zrobisz z tego większy użytek niż ja. Ponoć umiesz pisać, więc do dzieła!
Wyciąga rękę i klepie mnie po ramieniu. Zawsze był przesadnym optymistą, a ja starałam się studzić jego zapędy.
— Chcesz, żebym opisała to wszystko, co się zdarzyło przez kilka miesięcy w kilka dni?
Przytakuje, a ja okręcam sobie lok wokół palca. Nie powinnam zajmować się sentymentalnymi bzdurami tylko przygotowywać się do walki, od której zależą losy… cóż, może nie świata, ale zdecydowanie większość moich bliskich. Ale kiedy widzę przed oczami Claire i Rachel, moje najlepsze przyjaciółki, czytające to w razie, gdyby nie wszystko poszło po naszej myśli, nie mogę powstrzymać się od smutnego uśmiechu.
— No dobrze – mówię i otwieram jego zeszycik. Widzę w nim daty, a przy każdej z nich nagryzmolone kilka zdań. – To od czego powinniśmy zacząć?
— Zacząć?
— Każda historia ma swój początek i swój koniec – mówię tonem fachowca. – Choć… – odchrząkuję, – początków może być kilka.
Seth zastanawia się przez chwilę, a potem odrzuca włosy do tyłu. Widzę po jego minie, że chwilowo ma głęboko gdzieś walkę i to, po której stronie powinien stanąć. Jest skupiony na naszym obecnym zadaniu i w ten sposób ja sama mogę oderwać się od rzeczywistości.
— A może Sylwester? – podpowiada. – Moim zdaniem to całkiem niezły początek.
— A to niby dlaczego?
— Wtedy się poznaliśmy. Co mogło być lepszego? – Przerywa i przygląda mi się spod przymrużonych powiek. – Poza tym takie imprezy… Zdecydowanie twoja gra.
Wzdycham.
To nie była gra. To nie było udawanie. Naprawdę wierzyłam, że na jeden wieczór mogę stać się całkiem inną osobą – kimś na tyle naiwnym, kto uwierzyłby, że bale wśród szych Los Angeles mogą trwać przez całe życie i kimś, kto byłby pewien, że nie potrzebuje już niczego w swojej perfekcji.
— Czy ta impreza może być jeszcze nudniejsza? – jęknęła Claire i oparła głowę o ramię Josha, swojego chłopaka.
Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam przyglądać się grupce naszych starych znajomych ze szkoły. Po podaniu przystawki planowałyśmy się do nich przyłączyć i wysłuchać porcji najnowszych plotek – byłyśmy do tyłu odkąd przeniosłyśmy się do publicznej szkoły. Na początku jednak chciałyśmy po prostu delektować się rytmem przyjęcia.
No dobrze, ja chciałam się delektować.
Bale były idealnym początkiem.
Początkiem szalonego romansu dziewczyną z wyższych sfer a woźnym czającym się gdzieś za zakrętem korytarza, który prowadził do toalet. Kto wie, być może ten biedny chłopak pracuje tam, bo po śmierci rodziców postanawia zaopiekować się młodszym rodzeństwem. A tamta dziewczyna tak naprawdę nie cierpi swojego życia. Kłóci się ze swoim chłopakiem, w pośpiechu wpada na woźnego i w ułamku sekundy zdaje sobie sprawę, że to jest to.
Początkiem prawdziwej pasji chłopaka, którego rodzice od zawsze przygotowywali go do zostania finansistą. Jeden z lekko wstawionych mężczyzn zakrztusza się krewetką czy innym specjałem, a on jako jedyny rzuca się na pomoc. Po tym zdarzeniu bez wahania przeciwstawia się rodzinie i zaczyna studiować medycynę.
— Idą twoi rodzice – wyrwał mnie z zamyślenia Josh cierpkim tonem.
Był chłopakiem Claire od niedawna, więc wiedział o nich jedynie to, co mu powiedziała – że byli nadętymi i zadufanymi w sobie biznesmenami, którzy dbali tylko o siebie. Wszystko dlatego, że nie dostrzegała setek małych szczegółów, które składały się na perfekcję, do której ja wciąż dążyłam. Sposób w jaki moja mamy szła czy wydawała innym polecenia, w jaki mój tata studiował dokumenty czy witał się z innymi gośćmi. Żadne z nich nie wiedziało, kim byli naprawdę i jak bardzo się poświęcali. Nie zostawiali sobie miejsca na potknięcia.
Zdawałam sobie sprawę, że nie wszystko zasługiwali swoim nieugiętym charakterom. Kiedy byłam mała, powiedzieli mi, że „świat jest magiczny” i że oni potrafią nieco więcej niż umieją „zwykli ludzie”. Dla małej dziewczynki zapatrzonej w bajki z księżniczkami i wróżkami, to była najlepsza wiadomość na świecie. Od tamtej pory dążyłam do tego, żeby być tak idealna jak oni.
Tamtego wieczoru nawet ich superzdolności nie mogły zatuszować zdenerwowania. Obserwowałam ich gesty wystarczająco długo, żeby rozpoznać, kiedy coś było nie tak.
— Jak się bawisz, DeeDee? – zaczęła mama z uśmiechem, którego wymuszenia prawie nie dało się zauważyć. W ułamek sekundy omiotła moją twarz i poprawiła mi odstający kosmyk włosów. – To w końcu ostatni dzień roku, prawda?
— Ostatnia szansa, żebyś zrobiła to, o co cię prosiliśmy – zauważył tata. – Wystarczy, że po twoich przenosinach wszyscy uznali nas za sknery.
Doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie powinien uderzyć, żebym przestała się nimi przejmować. Zmianę szkoły wypominał mi dosłownie przy każdej okazji. „Wiecie, dlaczego się przeniosłam” – chciałam powiedzieć, ale zdawałam sobie sprawę, że gdybym to zrobiła, mój głos stałby się płaczliwy. Zresztą, tata i tak miał przygotowaną odpowiedź: „To, że my wiemy, nie znaczy, że wiedzą oni”. „A oni są ważni, bo dzięki nim masz pieniądze, prawda?” – wtrąciłaby mama, a ja nie miałabym już nic do dodania.
— Widzisz tę kobietę? – spytała, spojrzeniem nakazując mi odwrócenie się w skazanym przez nią kierunku. – To Audery Cooper. Pomyśleliśmy, że może powinnaś z nią porozmawiać.
— Czy jest ważna? – spytałam, marszcząc brwi.
Wyglądała na dwadzieścia parę lat, więc przypuszczałam, że to jej rodzice odgrywali najważniejszą rolę. Wydawała się sympatyczna, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęła się szerzej, jakby tylko czekała, aż do niej podejdę.
— To ważna klientka – powiedział tata, odchrząknąwszy, po czym niepewnie spojrzał w ich stronę. – Razem z bratem przyjechała z Anglii, żeby dopilnować swoich interesów.
Nieznacznie pokręciłam głową. Nie rozumiałam, z czego wynikało jego zachowanie. Nie wierzyłam w to, że mój nieustraszony ojciec mógłby się kogoś bać. Z pewnością tylko denerwował się, że spapram coś podczas tej rozmowy.
— W porządku. Mogę z nią porozmawiać.
Mama przytaknęła, a na jej twarzy wymalowała się ulga.
— Na pewno jest lepsza od tych, z którymi widujesz się na co dzień w tym… liceum – dodał tata, jakby tą uwagą chciał zatuszować swoje niecodzienne zachowanie.
— Porozmawiam z nim – zapewniłam, ucinając dyskusję.
Tata kiwnął głową, a mama się uśmiechnęła.
— Musimy iść. Chcieliśmy porozmawiać jeszcze z kilkoma osobami zanim podadzą przystawkę. A, i DeeDee, nie gnieć tak tej sukienki. – Mama zerknęła na moje ręce, a ja zdałam sobie sprawę, że od kilku minut miętoszę w palcach wykończenia w pasie. Szybkim ruchem zaczęłam je wygładzać, ale to niewiele pomogło. Na moim boku widniała już spora pajęczyna zagnieceń.
Przez chwilę obserwowałam jak odchodzą, obiecując sobie, że już niedługo staną przede mną i przyznają, że jestem taka jak oni. Potem pożegnałam się z Claire, która na wieść o tym, że znowu robię coś dla przypodobania się rodzicom tylko wywróciła oczami, ale jej obiecałam, że spotkamy się na sali, w której podadzą obiad.
Wziąwszy głęboki oddech, odwróciłam się na pięcie i w tej samej chwili zderzyłam się z kelnerem idącym za mną. Zamrugałam gwałtownie, przez chwilę nie wiedząc, co się dzieje. Chłopak zachwiał się niebezpiecznie z tacą trzymaną na jednej ręce. Na chwilę stanęło mi serce. Już widziałam tłukące się kieliszki i szampana na mojej sukience. Błyskawicznie wyciągnęłam ręce, żeby mu pomóc i na szczęście udało nam się zapobiec tragedii.
Kelner uśmiechnął się i może nawet chciał coś powiedzieć, jednak ja szybko go wyminęłam i dołączyłam do Audrey.
Angielka okazała się być bardzo miła – wydawało mi się, że rodzice uprzedzili ją, że przyjdę z nią porozmawiać. Po tym, jak dała mi całusa w oba policzki, z cudnym wyspiarskim akcentem zaczęła opowiadać jak bardzo podekscytowana była przeprowadzką i całym przyjęciem.
— Nic nie dzieje się bez przyczyny. To samo dotyczy zaproszeń do takich pałaców – zauważyłam, a ona roześmiała się uprzejmie.
— To fakt. Razem z bratem prowadzimy kilka interesów, choć nie zawsze się zgadzamy. Ja wolę ryzykować, a on jest taki poważny… – Pokręciła głową. – O, idzie.
Odwróciłam się. Tak jak siostra miał blond włosy w miodowym odcieniu i był raczej niskiego wzrostu. Kiedy podszedł bliżej, zauważyłam zielone oczy. Potem drobne, różowe usta. Delikatność, bijąca z jego twarzy.
W mojej głowie rozbrzmiało jedno imię: Charles.
To było tak oczywiste jak dziesięcioelementowe puzzle. Nie miałam zamiaru zastanawiać się, dlaczego właściwie tak uważałam. Wiedziałam, że to jedna z tych prawd, które przyjmuje się bez wahania – jak to, że słońce jest gorące.
Charles, Charles, Charles.
— Charles Cooper, witam – przedstawił się.
Nie potrafiłam otrząsnąć się z szoku. Gapiłam się na niego, starając się to ogarnąć, jednak czułam się jakby wstąpiła w ślepy zaułek. Nie potrafiłam znaleźć sensownego wyjaśnienia. Właściwie nie potrafiłam znaleźć żadnego wyjaśnienia. Stałam tam jak kołek i gapiłam się na niego z wyżerającą mnie od środka pustką.
Zdałam sobie sprawę, że zbyt długo zwlekam z odpowiedzią i od razu oblałam się rumieńcem.
— DeeDee Masen, miło mi poznać. – Odchrząknęłam. – Jak ci się podoba w Los Angeles?
— Póki co trudno mi przyzwyczaić się do pogody – przyznał i spojrzał na siostrę, która posłała mu promienny uśmiech. – Chciałem wam tylko przekazać, że za moment rozpocznie się kolacja.
No tak. Przygryzłam wargi, nie , co powinnam dalej zrobić. Czy zaproponować, żebyśmy poszli razem? A potem? Miejsca przy stolikach są odgórnie ustalone, jednak rodzice pewnie chcieliby, żebyśmy spędzili jak najwięcej czasu. A może po prostu urwać się, licząc na to, że wszystko będzie dobrze?
— W takim razie, mam nadzieję, że spotkamy się po posiłku – powiedziałam, starając się mówić dystyngowanym tonem. Wiedziałam, że brzmiałam przy nich okropnie płytko. Charles roześmiał się krótko. – Do zobaczenia – rzuciłam i jak najszybszym krokiem udałam się w stronę właściwego pomieszczania, czując, jak moje policzki płoną.
Tak jak zapowiedziałam, spotkaliśmy się po kolacji. Czułam się przez nich dosłownie oczarowana, dzięki czemu całkiem zapomniałam o tym, co stało się przy spotkaniu Charliego. Rodzeństwo Cooperów non stop żartowało i dopytywało się o wszystkich gości. Jak powiedziała Audrey: „znamy ich oficjalną stronę, ale zasługują na to, aby w naszej pamięci byli nieco bardziej kolorowi”. Chciałam przedstawić im Claire – czułam że świetnie zrozumiałaby się z Cooperówną, ale po kolacji zniknęła gdzieś z Joshem, a potem cały czas się wymijałyśmy.
Spotkałyśmy się dopiero o północy. Fajerwerki rozkwitały nad nami niczym kwiaty, a goście stukali się kieliszkami i składali sobie życzenia. Ja i Claire zrezygnowałyśmy jednak z tej „tradycji” – i tak niewiele miało się zmienić.
— Co to za ludzie, z którymi gadałaś?
— Cooperowie, z Anglii.
Claire zagwizdała.
— Plus dziesięć do fajności. Nie umawiaj się z tym gościem. Twój chłopak nie może być lepszy niż mój.
Trąciłam ją lekko łokciem i roześmiałam się. Charles powiedział, że muszą wracać zaraz po północy – nie wiedziałam dlaczego, ale znaliśmy się zbyt krótko, żeby pytać o takie sprawy. Nie miałam wątpliwości, że mimo wszystko będzie jeszcze okazja do wspólnego spotkania, szczególnie że Charles obiecał zadzwonić do mnie w ciągu kolejnych kilku dni.
Moi rodzice powinni być zadowoleni z takiego obrotu spraw. Czułam, że w jakiś sposób zbliżałam się do wyznaczonego sobie celu.
I wszystko byłoby perfekcyjnie, gdyby nie ten kelner, który nieustannie śledził mnie wzrokiem. Nie miałam pojęcia, jak on to robi, ale zawsze był w pobliżu. Nie znikał nawet po to, żeby wymienić tacę z przekąskami, które musiały być w zasięgu gości. Zauważyłam, że jakiś kolega po prostu przynosił mu nowe. Ukradkiem dawałam mu znak, żeby sobie odpuścił, ale tylko uśmiechał się jak głupek, czym doprowadzał mnie do szału.
Charles też w końcu to zauważył i wyszeptał mi do ucha, żebym nie zawracała sobie głowy byle jakim kelnerem.
Nie było to miłe, ale w pewnym sensie miał rację.
~*~
Jedynym dźwiękiem podczas powrotu do domu był cichy odgłos kół sunących po asfalcie. Jedyne, o czym marzyłam to móc zanurzyć się w miękkiej pościeli. Byłam wykończona, a mimo to czułam dziwną potrzebę przerwania tej ciszy. Obawiałam się jednak, że to, co powiem, nie będzie wystarczająco interesujące lub po prostu zostanie zignorowane, dlatego postanowiłam się nie odzywać.
Zwykle po takich imprezach rozmawiali o swoich znajomych i o ewentualnych klientach, których możliwie udało im się pozyskać. Byli podekscytowani, weseli i, szczerze mówiąc, lubiłam przyglądać się tej transformacji – ze sztywnych prawników w ludzi zwyczajnie zadowolonych z życia.
Tamtego wieczoru uporczywie milczeli, gapiąc się na zmianę w okna lub na siebie nawzajem. Starałam się nie zwracać uwagi na ich dziwne zachowanie i zająć się sobą.
Chciałam wymyślić kolejną niezwykłą przygodę Anny, głównej bohaterki mojego opowiadania, jednak żaden pomysł nie mógł zagnieździć się w mojej głowie na tyle długo, żeby zacząć żyć własnym życiem. Przypominało to naciąganie niezniszczalnej gumki recepturki, która za każdym razem wracała do swojej właściwej postaci.
Myślałam za to o pierwszych chwilach spotkania z Charlesem. Powoli wychodziłam z zaułka, co jednak nie oznaczało, że znalazłam właściwą ścieżkę. Być może przyczyną całego zamieszania był zwyczajny alkohol? Co prawda wypiłam tylko kieliszek szampana, ale miałam wyjątkowo słabą głowę. A może widziałam już jego zdjęcie w jakimś magazynie i instynktownie przypomniałam sobie jego imię?
To było rozsądne Cooperowie byli typowym przykładem kogoś „z towarzystwa”. Nie powinnam się przejmować.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się pod domem. Szofer otworzył nam drzwi, a ja podziękowałam mu uśmiechem. Każde z nas miało swój samochód, ale na oficjalne przyjęcia jeździliśmy wypożyczoną limuzyną.
— DeeDee – zwróciła się do mnie mama, kiedy już chciałam wtoczyć się po schodach do swojego pokoju.
— Tak?
— Chciałam cię przeprosić – powiedziała cicho, przygryzając wargę.
Te słowa podziałały na mnie jak wstrząs elektryczny pobudzający do życia. Spojrzałam na nią z zaskoczeniem, starając się wymyślić, za co takiego może mnie przepraszać. Odruchowo rozejrzałam się za tatą, bo większość rozmów ze mną przeprowadzali wspólnie. A przynajmniej te, które należały do „poważnych”.
— Przepraszam, że to tak wygląda. Że rzadko bywamy w domu, że ciągle jesteś sama. Nasze życie nie wygląda tak, jak życie standardowej rodziny.
— Przecież wiem, że nie jesteśmy… że nie jesteście zwyczajnymi rodzicami – udało mi się wykrztusić, po czym odchrząknęłam.
Byli moim superbohaterami. A ja chciałam do nich dołączyć.
— Nie martw się. Wszystko rozumiem, ale… – zawahałam się. – Byłoby miło stać się większą częścią waszego życia. Może moglibyśmy wrócić do tych treningów?
— Wykluczone – ucięła mama ostrym tonem, po czym westchnęła. – To wszystko nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Nie zawsze o wszystkim można zdecydować.
Zmarszczyłam brwi.
— To znaczy, że ktoś zdecydował za was?
Mama potrząsnęła głową.
— To nie jest tak. Trudno mi to wytłumaczyć, bez zdradzania ci wszystkich szczegółów. Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała dowiedzieć się, co mam na myśli. Po prostu pamiętaj, że cię kochamy i naprawdę nie chcieliśmy, żeby tak to wszystko wyszło. – Uśmiechnęła się słabo.
— Jasne. Szczęśliwego Nowego Roku.
Odwróciłam się do niej tyłem, choć nogi miałam jak z kamienia. Czułam, że nie tak powinna wyglądać nasza pierwsza rozmowa w nowym roku. Nie była tą mamą, którą znałam i podziwiałam. Tą osobą, którą miałam zamiar się stać. I mimo że powinnam się cieszyć – w końcu wielka Diana Masen przyznała się do tego, że nie jest tak idealna jak nam wszystkim się wydaje, czułam się nie na miejscu. Jakby ktoś bezpowrotnie zabrał mi jakiś, być może nieistotny, element zbyt dobrze dopracowanego świata.
Jak widzicie, tym razem zaczęłam trochę z innej strony. DeeDee jest bardziej świadoma, zdeterminowana, ma wyznaczony cel. Dzięki temu nie będzie już taka podatna i w ogóle. Przy okazji wprowadziłam pewną nową postać, która wyszła mi zupełnie spontanicznie i od razu ją polubiłam, a pojawi się już w kolejnym rozdziale.
Myślę, że wyrobię się do przyszłego tygodnia, zostały mi już tylko poprawki :)
Witaj. Chciałam Cię poinformować, iż z powodów zdrowotnych musiałam zrezygnować z oceniania blogów (pracowałam na Fuzji Ocenialni Wspólnymi Siłami). Proszę, abyś do 24 czerwca dała znać na mojej podstronie, czy chcesz nadal być na Fuzji oceniona (jeśli tak, wskaż też oceniającą), czy chcesz trafić do wolnej kolejki, czy rezygnujesz z oceny. Przepraszam za kłopot i pozdrawiam. P.S. Wolę przejęcia Twojego bloga wyraziła Forfeit.
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńWreszcie do Ciebie dotarłam. Przepraszam, że tyle to trwało, ale miałam wieeeele zaległości. Seth...dał jej jeden z najpiękniejszych prezentów według mojej skromnej osoby. Dlaczego? Pamiętnik to nie tylko pozostanie śladu po sobie, ale przede wszystkim..forma terapii, osobistej terapii. Masz u mnie za to wielkiego plusa. Bardzo dobry rozdział, znakomite osoby oraz obsada. Jestem oczarowana tym opowiadaniem!
Pozdrawiam,
http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com
Kotek! przepraszam, że tak długo mi zeszło, ale teraz, kiedy w końcu szkołę mam za sobą (Poprawiłem matmę! Yeah!), chciałam po prostu trochę odsapnąć, więc przybywam z komentarzami dopiero dziś :)
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy na początku się trochę pogubiłam, kiedy Deedee nagle przeszła do opowiadania tej historii, ale podoba mi się ten twój pomysł :D No i Seth <3 Największe ciacho w opowiadaniu! gdyby istniał, byłby moim mężem!
Denerwowali mnie rodzice bohaterki, bo wszystko robią tak jakby pod publikę i są okropnie sztuczni. Nawet, jeśli nie podobała im się decyzja DeeDee o nowej szkole, to powinni ją uszanować i wspierać, a nie co chwilę dogryzać. Zwłaszcza jej ojciec wydał mi się okropny, bo matka nadrobiła to swoją późniejszą rozmową z córką. I dziwię się trochę dziewczynie, bo gdyby mi ktoś mówił, z kim mam rozmawiać na danym przyjęciu, to pewnie zrobiłabym na przekór i go zignorowała. Ale rozumiem, że DeeDee tak już została wychowana i możliwe, że jest mniej kapryśna, niż ja :P
Co do Charlesa...Wydaje się miły, ale to chyba tylko pozory. I kto jest tym przystojnym kelnerem? Mam swoje przypuszczenia, ale na razie nie będę zdradzać :P
Aaa! I bym zapomniała! DeeDee wie, kim są jej rodzice. Nie spodziewałam się, że tak nakręcisz, ale podoba mi się to!
No i Nathan...Nie wiem, co o nim myśleć. Lubię takich typków z pod ciemnej gwiazdy xD
Sorry, że nie ogarnięcie, ale mój mózg powoli przestawia się na system wakacyjny, a co za tym idzie jest zbyt leniwy, żeby stworzyć jakiś sensowny komentarz :D
Buziaki :*
Cześć!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze! Nie wierze, ze ten rozdział ma tak mało komentarzy! Jest napisany genialnie, sporo się wydarzyło, a tutaj patrzę tylko trzy sztuki! Nie ładnie, ojj!
Po drugie! Opowiadanie nie jest wcale takie długi, mogłaś napisać więcej, bo bardzo przyjemnie się czyta Twoje prace!
Po trzecie! Czekam na next,a bo narobiłaś mi takiego smaka, ze HEJ! :d
Po czwarte! Pozdrawiam serdecznie ;*
Wreszcie udało mi się do ciebie dotrzeć! Te egzaminy zawodowe zabrały mi kawał wolnego czasu, ale myślę, że na następny rozdział wpadnę dużo wcześniej!
OdpowiedzUsuńCo do tej notatki... Powiem ci, że piszesz nieziemsko! Bardzo mi się tutaj u ciebie podoba, a historia, którą wymyśliłaś jest niesamowita. Co prawda jeszcze nie bardzo wiem o co chodzi, ale myślę, że z czasem wszystko zrozumiem. Rozdział może i był nieco dłuższy, ale czytało się go przyjemnie i sama nawet nie wiem kiedy skończyłam.
Natomiast bardzo podoba mi się świat, który tutaj kreujesz oraz twoi bohaterowie. Jestem zauroczona. Seth jest cudowny. Od razu trafił do mojego serducha i chyba zagościł się tam na dłużej.
Podoba mi się prezent, jaki podarował przyjaciółce. Pamiętnik to świetna rzecz. Sama przez kilka lat prowadziłam jeden, ale potem upomniał się brak systematyczności i zwykły leń. W każdym razie dzięki niemu człowiek może się wyżyć, nie krzywdząc przy tym nikogo bliskiego - poza tym pamięć ludzka jest ulotna, a dzięki zapiskom sprzed lat, wspomnienia jednak pozostają.
Rodzice Deedee są straszni, a to przestrzeganie wszelkich zasad jest irytujące. Chyba ich nie polubię.
Cóż, czekam na ciąg dalszy i w międzyczasie zapraszam do siebie na nowy rozdział.
Pozdrawiam!
Trochę późno, ale jestem. :D
OdpowiedzUsuńSłowem - łał. Osobiście, to w ogóle nie przypomina poprzedniej wersji. DeeDee wydaje się teraz o wiele ciekawsza. Wszystko jest takie ciekawe i tajemnicze. Nieźle się wciągnęłam!
Było też trochę literówek. >.< Niestety.
Po prostu weny i sił do pisania! ♥
Hej kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że przybywam dopiero teraz, ale miałam sporo na głowie (w sumie nadal mam), dużo egzaminów (w sumie nadal mam) i brak czasu (nadal go nie mam). Dlatego nie zdążę już dziś przeczytać 2-ego rozdziału, ale obiecuję, że niebawem i tam otrzymasz mój komentarz;)
Bardzo podoba mi się to, że mieszasz przeszłość z teraźniejszością. W ogóle pomysł zapisania tych myśli w formie pamiętnika/dziennika był świetny! Ta pierwsza część, w które to D rozmawia z Sethem wyglądała mi trochę na prolog;D Ale bardzo ciekawie to wykombinowałaś!
Podoba mi się też to, że w kolejnej części notki pomieszałaś Dobro i Zło. Ciekawi mnie ta ich walka i postać Rose. Wydaje mi się być bardzo sprytną, inteligentną, ale też odważną kobietą mimo iż Nathan nie jest łatwym przeciwnikiem. Mam nadzieję, że uda jej się dopiąć swego i Ciemność nie zdoła jej pochłonąć. Cóż to by była za strata dla Dobra!
No i trzecia część, czyli ten bal... Ciekawi mnie jaką rolę w tym wszystkim odegra Charles. No i jego siostra. Nie wydaje mi się on do końca pozytywną postacią i raczej myślę, że ma coś za skórą. W ogóle ciekawi mnie jak wiele wątków powtórzysz z poprzedniej wersji opowiadania, czy może wszystko stworzysz od nowa. W każdym razie pytań mam sporo, więc się cieszę, że czeka na mnie jeszcze jeden rozdział! :D
I czemu myślę, że tym kelnerem był Seth? ^^
Pozdrawiam! ;*
I do napisania;)
Witaj! Kiedyś czytałaś moje opowiadania, a ja Twoje. Podpisywałam się wówczas Tiffany i pisałam o Batmani, Bargirl itp. Nie wiem czy mnie kojarzysz... Niestety już w grudniu musiałam zrezygnować z pisania i czytania... Ale już wróciłam! Pamiętam, Twoje komentarze pod każdym moim postem. Było mi bardzo miło. Jeszcze mocniej pamiętam Twoje historie. Teraz szukam tego słynnego bloga, a tu... Nowa historia. Trochę żałuję, ale cóż- sama przerwałam swoje opowiadanie. Wiem, jak to jest straci wenę. Nie ma co pisać na siłę. Ale pocieszam się w zupełności tym, że piszesz drugie opowiadanie. I wygląda bardzo ciekawie :D Nie będę się podlizywać na początek, ale przeczytałam prolog i pierwszy rozdział i... natychmiast biorę się za drugi :D Bardzo mi się podoba. Piszesz jeszcze lepiej niż wcześniej. Dawniej było dobrze, nawet bardzo, a teraz czyta się jeszcze przyjemniej :)
OdpowiedzUsuńJeżeli znajdziesz czas, zapraszam na swojego nowego bloga. Będę wdzięczna za komentarz ;)
http://opowiadaniafantasyprzekleta.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Cassandra
Och wreszcie jestem ;c Wybacz mi kochana! Czuję wstyd grzejąc tyły :c
OdpowiedzUsuńKurcze nie mogłam się połapać. Myślałam, że początek będzie podobny do tego w poprzedniej edycji, a tu proszę! Seth i DeeDee razem na świeżo :D Wcale mi to nie przeszkadza :p Tylko na początku byłam lekko zmieszana :D
Szczerze to nie przeraża mnie ogarnięty mrokiem Nathaniel tylko ta Rose. No bo kto dobry idzie rozmawiać ze złym? ;-; Odnoszę wrażenie, że jest raczej neutralna, a może nawet i po części zła? Zobaczę :D
Rodzinka DeeDee nigdy mi się nie podobała i raczej mi się nie spodoba ;c Nie lubię takich ludzi jak oni :X
pozdrawiam gorąco :* Wrócę nadrobić następny rozdział :*
Super opowiadanie. To pisanie w pierwszej osobie służy ci, bo wypada do wręcz genialnie. Ciekawy pomysł z pisaniem pamiętnika i zastanawiam się co mieli na myśli rodzice DeeDee z tym, że nie są normalnymi ;) Plus za oryginalność imienia i do tego fajnie brzmi ;) Fajny podział Dobro i Zła i ogólnie wszystko :*
OdpowiedzUsuńZ każdą przeczytaną linijka podoba mi się coraz bardziej. :) Wybacz, że piszę takie krótkie komentarze, ale nie lubię się rozpisywać. Krótko i do rzeczy. Świetne, świetne i jeszcze raz świetne.
OdpowiedzUsuńCześć to znowu ja! (Od razu ostrzegam, że mój spam będzie większy, także nie zdziw się jak dostaniesz kolejne powiadomienie o moim komentarzu :D). Dobra, do rzeczy. Prolog tak mnie oczarował, że postanowiłam od razu wziąć się za rozdział pierwszy i powiem Ci szczerze, że koncepcja przedstawienia tej historii jako opowiadania DeeDee naprawdę mnie zaskoczyła, oczywiście w pozytywnym sensie. Niby większość książek/opowiadań ma być tak jakby historią, która już się wydarzyła, opowiadana nam przez naszego protagonistę, ale zaznaczenie tego w sposób, w jaki Ty to zrobiłaś, wydaje mi się czymś świeżym, dotychczas niespotykanym. Myślę, że to właśnie pokazuje różne oblicza blogosfery. Z jednej strony mamy gnioty, których autorzy czasami nie mają zielonego pojęcia o pisaniu, a z drugiej w odmętach tej nieograniczonej przestrzeni zdarza się, że znajdujemy coś świeżego, coś, czego czasami brakuje nam w już wydanych książkach. Dla mnie Twoje opowiadanie jest właśnie czymś takim, czymś nieszablonowym, unikalnym, powiem świeżości, za co bardzo Ci dziękuję.
OdpowiedzUsuńKolejna kwestia to Twój świetny warsztat pisarski. Pomimo tego, że rozdział jest długi, czytałam go z prawdziwą przyjemnością.
Jeśli chodzi o naszą kochaną DeeDee, to wydaje mi się być dojrzalsza, mniej nawina i podatna na wpływy niż w poprzedniej wersji. Chociaż robiła dokładnie to, o co ją prosili rodzice. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek powiedzą jej prawdę o sobie i pochodzeniu DeeDee?
Dlaczego mam wrażenie, że tym kelnerem był Seth? :D
Ciekawi mnie postać Charlesa i jego siostry. Odegrają jakąś ważniejszą rolę, czy jednak nie?
Najbardziej zaintrygowałaś mnie jednak wydarzeniami w Sensum Orbit. Jak rozwinie się relacja między Rose i Nathanem? Czy ich poczynania będą miały wpływ na życie DeeDee i Setha?
Lecę do następnego :D.
...Że chwila... że w sesnie to jest tak jakby opowiadanie w opowiadaniu? Nie wierzę, jesteś niesamowita. W dodatku bohaterka ma własne opowiadanie... Czyli Jest to opowiadanie przedstawione w opowiadaniu w którym tez jest opowiadanie xD
OdpowiedzUsuńWspaniała koncepcja. Ha, rewelacyjnie przedstawiona, można mieć watpliwości czy się to ogarnie, ale kurcze, wszystko jest doskonale wyważone i przez to jak najbardziej przejrzyste i czytelne :)
Ale od początku... Zarumieniony Seth? Nie no to coś nowego, jest w nim coś takiego przyciągającego. Jego postać jest jak światło wabiące ćmy... Mnie jak najbardziej się podoba i już zacieram ręce, bo jak sądzę, nie jestem jedyną osobą, która zidentyfikowała go jako kelnera.
Troszkę szkoda, że Dee Dee jest taką marionetka w rękach swoich rodziców, co oni powiedzą - ona musi to wykonać. Nie najlepsza postawa jesli chodzi o staruszków, ale świat tych wszystkich bogaczy rządzi się innymi prawami. Wkażdym razie już czuję, że zarówno Charles jak i jego siostra nieźle namieszają w całym opowiadaniu. Podświadomość podpowiada mi, że będą mieli kluczowe role.
Claire haha, nie moge z niej... chłopak Dee nie może byc fajniejszy niż jej chłopak...
Chwila, a tak w ogóle to skąd Dee Dee wiedziała, że Charles to Charles... przeciez nigdy wczesniej się nie widzieli... uwielbiam cię za to tworzenie sieci tajemnic, w którą wpada czytelnik w cale nie chce się z niej wydostać, póki nie pozna odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania...
Początek opowiadania, wyjaśnienie czym jest Sensum Orbis i spotkanie Rose i Nathana było naprawdę ciekawe (jeśli dobrze pamiętam to w poprzedniej wersji również się spotkali). Te dwie postacie mają jakieś ważne powiązanie z bohaterami właściwymi, ale jak na razie nie potrafię ich dobrze do niczego dokleić. Będe się im powaznie przyglądac a sama ta kraina (Sensum) wydaje się niesamowita... to rozgraniczenie między Dobrem, a Złem...
Biegnę do następnego :*
Zastanawiam się kim są jej rodzice, oprócz prawnikami. Coś czuję, że Karol (musiałem po polsku) odegrał ważną rolę w jej życiu, być może to on ją przemienił. Choć ten kelner także wydał mi się podejrzany. Od razu skojarzyło mi się to moim opowiadaniem, gdzie na początku XX wieku córka gospodarzy zakochuje się w synu ogrodnika, a potem kiedy wyszła za mąż, to on był jej kelnerem i lokajem. U ciebie to są trochę inne czasy, bo jednak limuzyna, każdy ma swój samochód... Zatem jak ma się do tego prolog? Jeśli jest przyszłością, to czy to znaczy, że za niedługo będą latali statkami kosmicznymi, a może te lata i wspominanie ich jako setki to tylko taka wyobraźnia, zabieg stylistyczny, metafora, wyolbrzymianie?
OdpowiedzUsuńWciąż masz te białe litery, więc chyba będę sobie kopiować treść do worda i tam czytać ; )
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy nadążam za tym, co się dzieje. Trochę brakuje mi na początku takiego wstępu, który wyjaśniłby mi, o kim to jest, w jaki świecie egzystuje ten bohater itp. Bo już na przywitanie mam rozmowę, wspominasz o wielu postaciach i trochę się gubię.
Zainteresował mnie Charles, otacza go taka niepokojąca aura. Końcówka również.
Na razie tyle ; )
Pozdrawiam!
Mam mętlik w głowie. W jak najbardziej pozytywnym sensie, bo jestem zaintrygowana bardziej niż do tej pory. I to jak najbardziej dobre – sposób, w jaki łagodnie sugerujesz pewne rzeczy, dawkujesz informacje… To bardzo łatwo popsuć w dwa rozdziały tłumacząc wszystko, ale Ty tego nie robisz i bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńO ile dobrze zrozumiałam, Seth to kelner, który obserwował ją przez tyle czasu. Trudno mi określić ich relacje, ale stawiałabym na coś bliskiego przyjaźni. Widać, że on jest dla niej ważny, choć raczej nie w sensie miłosnym. Sama rozmowa była urocza, przynajmniej scena z pamiętnikiem. Poza tym taki motyw jest zawsze interesujący – wrażenie spisywania wspomnień. Co więcej, pasuje tutaj, a Ty genialnie przeszłaś od rozmowy w namiocie do wspomnianego na początku Sylwestra.
Lubię DeeDee (boskie imię xD), choć to postać, która mogłaby wzbudzać wątpliwości. Dziewczyna, która za punkt honoru wzięła sobie to, żeby przypodobać się swoim rodzicom. Na początku pomyślałam, że to wręcz stereotypowi, oschli ludzie, którzy mają dzieci dla ozdoby, ale widzę, że chodzi o coś więcej. Grają, dążą do perfekcji, ale nie mam poczucia, żeby świadomie chcieli zranić córkę. Cóż, kochają ją i chcą chronić – tak bym powiedziała po ostatniej rozmowie, choć zarazem boję się wyciągać daleko idące wnioski, bo ludzie nie zawsze są tacy, jak się nam wydaje. Z kolei Ty jako autorka masz tak duże pole do popisu, że jestem skłonna spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Charles… To też wyszło zaskakująco naturalnie – to, że mogłaby znać jego imię. Intrygujące, zresztą nic dziwnego, że DeeDee była w szoku. Szuka wyjaśnienia, sensownego najlepiej, co dość oczywiste w takim wypadku. Każdy szukałby rozwiązania, by wytłumaczyć taki przypadek. Niby drobiazg, ale…
Claire wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, bo to ten typ przyjaciółki na dobre i na złe – tak mi się wydaje. Nie ma pretensji, nie próbuje wyperswadować DeeDee przypodobania się rodzicom. Jasne, wywróci oczami, na pewno jasno daje znać, co o tym myśli, ale nie naciska i to dobrze. Przyjaciele nie muszą zgadzać się we wszystkim.
Sama bohaterka ma w sobie coś intrygującego. Pokazujesz jej świat – wyższe sfery, bale, bogaci ludzie. Ale nie robisz z niej rozpieszczonej panny. Znaczy, widać, że nauczyła poruszać się w tym świecie, zawierać znajomości z „ważnymi” ludźmi, ale ie odbiło jej tak, by zachowywała się jak księżniczka. Chce się przypodobać rodzicom, bo to naturalne, że dziecko szuka akceptacji. To dla niej ważne i to widać…
Podobało mi się również to, jak wplotłaś jej pasję – to, że mogłaby pisać. Stąd stwierdzenie Setha o pamiętniku. I dobrze, bo łatwo powiedzieć, że ktoś jest w czymś dobry; większe wyzwanie to sprawić, by czytelnik w to uwierzył.
Już na tym etapie mam pewne podejrzenia, ale na razie zachowam je dla siebie. To, że rodzice DeeDee nie są zwykłymi ludźmi… Historia kojarzy mi się z „Błękitnokrwistymi”, choć zarazem widzę, że poszłaś w zupełnie innym kierunku. Czas pokaże w jakim ;)
Pędzę dalej, póki mam chęci do czytania i komentowania. Komentarzowy spam, a co!
Nessa.