niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział VII

W poprzednim rozdziale...
Impreza u Laury Benson okazuje się dość… tłoczna. Na dodatek gubię gdzieś dziewczyny i nigdzie nie mogę znaleźć Setha. Jest za to Charles, ale… to spotkanie nie kończy się najlepiej. Kiedy Seth i Luke zauważają nas na ulicy, Seth atakuje Charlesa, a ja nie mogę uwierzyć w to, co dzieje się wokół mnie. Charles też jest złodziejem. Moi rodzice wiedzą już, że uciekłam. 


Luke zaparkował pod naszym domem, a ja jak burza wyskoczyłam z samochodu. Prawie nie zauważyłam Setha, który wysiadł razem ze mną i beztrosko wszedł na ganek, tak jakby był u siebie.
— Chyba nie sądziłaś, że puszczę cię samą. 
— To mój dom. A w środku są moi rodzice. Nie rozumiem, dlaczego miałabym sądzić co innego.
— Właśnie dlatego, że nie rozumiesz, idę z tobą. 
Seth zrobił krok naprzód, dając dowód swoim słowom. Jego twarde spojrzenie przeszywało mnie na wskroś, ale nie dałam mu się złamać. Nie miał racji. W tym wypadku rozumiałam wystarczająco dużo. 
Wywróciłam oczami i bez słowa sięgnęłam po klamkę.
— Zostajesz tutaj. 
Seth uderzył we framugę, jednocześnie przypierając mnie do drzwi. Na twarzy poczułam ciepło jego oddechu i mimowolnie się skrzywiłam. Żałowałam, że nie miałam już miejsca, żeby się odsunąć. 
— Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co może ci grozić?
— Tak się składa, że wiem. Bo moi rodzice nie musieli robić żadnych idiotycznych testów, żeby powiedzieć mi prawdę. – Co prawda trochę z tym zwlekali, ale to wolałam przemilczeć. – Przez ostatnie kilkanaście lat udowodnili, że nic mi przy nich nie grozi. 
Seth przegryzł pięść i odwrócił głowę. Oblała mnie fala satysfakcji, że wytrąciłam mu pałeczkę z dłoni. Przez kilka sekund obserwowałam, jak prowadzi wewnętrzny monolog, to się krzywiąc, to unosząc brwi w zdziwieniu. 
— Seth – powiedziałam łagodnie, ale on nie chciał mnie słuchać. 
— To. Są. Potwory. – Każde ze słów wypluł z równym obrzydzeniem. – Już nie pamiętasz przed czym się uratowałem!? Już nie pamiętasz, jak się wtedy czułaś!? Wyobraź sobie, co by było, gdyby ten facet skończył to, co zaczął! Te ofiary… Nawet jeśli żyją, to ich samych – poklepał się w pierś – już nie ma. Zniknęli. I twoi… rodzice robią dokładnie to samo. 
Pokręciłam głową. Raz po raz, coraz szybciej i szybciej, tak jakbym chciała wytrząsnąć z głowy wszystkie wypowiedziane przez niego słowa. Wbrew sobie przywołałam wspomnienie sytuacji na dachu i zrobiło mi się słabo. 
Boże, nie mogę się przy nim rozryczeć. 
— Seth, ja… – wyszeptałam. – Rozumiem, dlaczego tak myślisz. Ale nie możemy wszystkich wrzucać do jednego worka. To tak nie działa.
Prychnął. 
— Och, naprawdę? W takim razie wytłumacz mi, po cholerę poznawali cię z tamtym dupkiem!?
— Z Charlesem?
— Tak, tak, właśnie z nim! To naprawdę było cudownie z ich strony, że kazali ci spotkać się z jedną z największych szui całego świata złodziei!?
Seth dyszał ciężko, a w jego oczach płonął niezdrowy ogień, który sprawiał, że moje serce przyspieszało. Wydawał mi się równie niebezpieczny, co wszystko, z czym starał się walczyć. 
— Muszę już iść – powiedziałam cicho, patrząc wprost na niego. 
Seth odsunął się i, nie mówiąc już nic więcej, pozwolił mi wejść do środka. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i odczekałam chwilę, żeby dojść do siebie. Dopiero kiedy uspokoił mi się oddech, a serce powróciło do normalnego rytmu krzyknęłam „cześć” i przeszłam do salonu, gdzie spodziewałam się zastać rodziców. 
I rzeczywiście. Siedzieli na kanapie, wyglądając nienaturalnie jak nigdy – tak jakby nie robili nic, tylko wyczekiwali na mój powrót. Było jasne, że nie chodziło tylko o moje nieposłuszeństwo, choć to z pewnością się do tego przyczyniło. Mimo wszystko przeprosiłam za wszystko i wyjaśniłam całą sytuacją, po cichu mając nadzieję, że ujdzie mi to na sucho. 
Ani mama, ani tata nie wyglądali jednak na zbyt przejętych moimi wypocinami i chyba tylko czekali, aż skończę i w końcu będą mogli przejść do rzeczy. Usiadłam naprzeciwko nich i, uważanie przyglądając się ich twarzom, słuchałam tego, co mieli mi do powiedzenia. 
— Na pewno zauważyłaś, że ostatnio dzieją się dość dziwne rzeczy – zaczął tata swoim „firmowym głosem”. – Nie da się ukryć, że większość naszych problemów bierze się z bycia fures.
Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. To nie były problemy, z którymi byłabym w stanie sobie poradzić. Kiedy o tym pomyślałam, zdałam sobie sprawę, jak głupia byłam, że w ogóle starałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym świecie. Nie powinnam była drążyć tematu. 
— Co zamierzacie zrobić? – wydusiłam słabym głosem, bo jeśli powiedziało się już A, to trzeba powiedzieć B.
— Póki co, nic, o czym powinnaś wiedzieć. – Mama uśmiechnęła się pocieszająco. – Podejmiemy pewne kroki, choć może się okazać, że to niewiele pomoże. A jeśli sytuacja się pogorszy, będziemy musieli wyjechać. Nie chcemy cię straszyć, ale nie chcemy też, żebyś pewnego dnia wróciła do domu, a po nas nie będzie już ani śladu. 
Kiwnęłam spokojnie głową, choć miałam ochotę krzyczeć. 
Przyjrzałam się ich twarzom, a w jednej sekundzie przez moją głową przeleciało tysiące wspomnień z dzieciństwa. Wspólne zabawy, gotowanie, pielenie grządek, wyczekiwanie na rodziców wracających z pracy… 
Frustracja pożerała mnie od środka. Gdyby tylko Seth mógł spojrzeć na nich moimi oczami, zobaczyć całe moje dzieciństwo, dowiedzieć się, czego się od nich nauczyłam, poczuć tę energię, którą miałam, gdy chciałam im zaimponować. On tak bardzo się mylił, że aż bolało. 
Nie do końca, wiedząc, co robię, rzuciłam się w ramiona mamy niczym pięciolatka. Byłoby mi wstyd, gdyby nie to, że już sekundę później jedyne, co się liczyło to zapach jej perfum – oszałamiający, jakby lekko kwiatowy, idealnie podkreślających jej pozycję – i miękkość jej sukienki. Zacisnęłam palce na materiale i bez oporu pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach. 
Mama dotknęła mojego karku i powoli przesunęła dłoń wzdłuż moich pleców. Kojące ciepło rozlało się po moim ciele, a ja miałam wrażenie, że tonę – zapadam się w tym uścisku, który ogarnął nie tylko moje ciało, ale też i umysł. Ogarnął mnie spokój. 
Wiele mnie kosztowało, żeby się odsunąć – wiedziałam, że mama nie zrobiłaby tego pierwsza – ale gdy w końcu to zrobiłam, poczułam się silniejsza. To głupie, żeby sądzić, że jeden uścisk może cokolwiek zmienić, ale nie mogłam nic na to poradzić. Tak jakby przez te kilka sekund te wszystkie zagmatwane sprawy w mojej głowie znalazły dla siebie właściwie miejsce.
— Mamy do ciebie tylko jedną prośbę. Ten, chłopak, Seth… – Tata zawahał się, kiedy zobaczył moja naburmuszona minę, poczym uśmiechnął się pod nosem i kontynuował: – Poproś go, żeby zabrał cię do tej grupy, do której należy. Chcielibyśmy, żebyś umiała się bronić. 
Choć niechętnie, zgodziłam się. 
Seth i Luke czekali w samochodzie. Zastanowiłam się, co by zrobili, gdybym do nich nie wyszła. Weszliby do środka? A może stwierdziliby, że skoro moi rodzice nie zakopują w ogrodzie żadnego trupa to nic mi się nie stało i po prostu wróciliby do domu? Powinni byli wracać i opatrzyć nos Setha, którego wygląd przez ostatnie kilka minut nie uległ zmianie. 
Seth wyszedł do mnie zatroskany z przyjaznym, pełnym skruchy uśmiechem. Pomyślałam, że ładnie mu było z troską. Bez nonszalancji i ciągłych prób zachowania humoru wyglądał bardziej jak chłopiec z sąsiedztwa. Jak ktoś z kim można by się zaprzyjaźnić. Chciałabym, żeby robił to częściej – zamiast, na przykład, przekonywać mnie o demoniczności moich rodziców. 
— Wiem, że należycie do jakiejś super drużyny, która zabija takich jak moi rodzice – wypaliłam, a w moich ustach zabrzmiało to niemal oskarżycielsko. Nie chciałam, żeby tak wyszło, dlatego szybko dodałam: – I muszę do was dołączyć. To znaczy, jeśli się zgodzisz.
Seth spojrzał na mnie podejrzliwie, gwałtownie mrużąc oczy, co musiało kosztować go trochę bólu. 
— Potrzebuję nauczyć się bardzo wielu rzeczy – dodałam spokojniej i wyjaśniłam mu całą sytuację. 
Seth wydawał się naprawdę tym przejąć. Cały czas kiwał głową, jak gdyby sporządzał swoje własne notatki i szczerze mówiąc, robił to tylko wtedy, gdy sprawa dotyczyła „złodziei uczuć”. Nic innego nie miało takiej mocy przebicia do jego umysłu. 
— I ten koleś, który u ciebie był, to na pewno nie był Charles… – Urwał i spojrzał na mnie ze przestrachem. Wywróciłam oczami.. Nie chciałam o tym myśleć jeszcze przez jakieś kilkanaście minut, zanim nie położę się do łóżka i spróbuję „spokojnie” zasnąć. 
— Tak, tak, wiem, kim jest. Domyśliłam się. I nie. To zdecydowanie nie był on. Ani ktoś taki jak on. Tamten facet był o wiele bardziej… mroczny. 
Nie wiedziałam, jak dokładnie powinnam to wytłumaczyć. To nie była mroczność w stylu zbuntowanych nastolatków ubierających się na czarno. Raczej jakby całe zło tego świata zostało skoncentrowane w jednej osobie. 
Seth chyba nie do końca zrozumiał, o co mi chodziło, ale widać było, że także jest zmęczony, więc po prostu polecił mi, żeby po południu kolejnego dnia stawiła się w ich „bazie” i dał mi dokładne instrukcje, jak dojechać do budynku. 
— Naprawdę powinieneś opatrzyć ten nos – powiedziałam na pożegnanie. – Wyglądasz okropnie. 
— Taa… Myślę, że to zrobię. Ale spoko. Moja siostra jest pielęgniarką. – Uśmiechnął się, a zaraz potem się skrzywił. 
— Pozdrów Luke’a – rzuciłam na odchodnym. – Mam nadzieję, że się pozbiera. 
— Ta. Kiedyś pewnie tak…

~*~
Nigdy nie rozumiałam, jak można wstać później niż o dziewiątej rano. Wiele razy słyszałam historyjki, w których ktoś opowiada o przespaniu całego dnia czy jedzenie obiadu zamiast śniadania i zawsze tylko kręciłam głową z niedowierzeniem. Choćbym nie wiem, jak późno położyła się do łóżka, światło dnia i tak budziło mnie do życia i nie pozwalało zasnąć.
Kiedy tamtego dnia, zaspana, zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że dochodziło południe, przyjęłam to z ulgą. I tak nie wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. 
Schodząc na dół, wykonałam rytuał pukania do drzwi i chyba po raz pierwszy nie byłam pewna, jakiej odpowiedzi oczekiwać. Odczekałam kilka sekund – z każdą kolejną moje serce przyspieszało ze zdenerwowania. Słowa taty rozbrzmiewały w mojej głowie z upiornym echem. Co jeśli już wyjechali? W nocy (a przynajmniej tyle, ile z niej zostało) mogło wydarzyć się mnóstwo okropnych rzeczy, które obróciłyby sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. 
Bez wahania nacisnęłam klamkę i weszłam do gabinetu. Nerwowo rozejrzałam się dookoła, starając się przywołać obraz sprzed dwóch dni. 
Złościło mnie, że nie wiedziałam, na co powinnam zwrócić uwagę. Czego potrzebowali na co dzień? Co zabraliby ze sobą, a co zostawili? Choć wszystko wydawało mi się takie, jak powinno, przecież nie mogłam być tego pewna. 
A skoro tak, jaką rodziną w ogóle byliśmy? 
Pokręciłam głową i zaprzestałam dalszym rozmyślaniom, nie chcąc dojść do żadnych przykrych wniosków. Jeszcze raz rzuciłam okiem na biurko, aż w końcu uznałam, że wszystko było w porządku. 
— Wrócą – powiedziałam na głos dla uspokojenia. – To jeszcze nie ten moment. 
Chciałam wykorzystać wolną chwilę na pracę nad wypracowaniem semestralnym na zajęcia z angielskiego, ale po kilkunastu minutach gapienia się na pustą kartę w Wordzie, zaczęłam odnosić wrażenie, że ta biel dosłownie wysysa ze mnie cały twórczy zapał i zamknęłam laptopa. 
Nie wiedziałam, na co ja w ogóle liczyłam. Że słowa w jakiś magiczny sposób pojawią się na ekranie? To tak nie działało. Musiałabym się skupić, włączyć smętną muzykę, wszystko zaplanować i rozrysować, ale kompletnie nie miałam do tego głowy. 
Przypomniało mi się za to o innych pustych kartkach, która, jak miałam nadzieję, były łatwiejsze do zapełnienia. Sięgnęłam po księgę, którą dostałam od taty i otworzyłam ją na pierwszej stronie.
Pogładziłam śliską powierzchnię kartki i skupiłam się na wszystkim, czego nauczyłam się od mojej trenerki. Zamknęłam oczy i postarałam się o niczym nie myśleć. Napięłam mięśnie i zacisnęłam zęby, choć Amber zawsze powtarzała mi, że „to” nie ma nic wspólnego z moim ciałem. 
No dalej, pomyślałam. Gdzie jesteś, tajemnicza siło? Wiem, że za mną nie przepadasz, ale zrób dla mnie chociaż ten jeden raz. Pokaż się. 
Rozluźniłam dłonie i potarłam palec wskazujący o kciuk. Powoli wypuściłam powietrze z ust. Już raz mi się przecież udało…
Przeszedł mnie dreszcz, tak jakbym dotknęła naelektryzowanego przedmiotu. 
Z niedowierzeniem przyglądałam się księdze, której kartka zaczęła się iskrzyć. Powoli – niczym za pociągnięciem magicznego pędzla – na papierze pojawił się czyjś. Gdy niewidzialna dłoń zakończyła swoje dzieło, bez trudu rozpoznałam tę twarz. 
Charles wpatrywał się we mnie z chłodem, który pasował do jego twarz. Wyglądał jak sławna gwiazda filmowa. Albo książę. Odległy. Uważający się za lepszego od innych. Prawie nierzeczywisty. 
Na samej górze złotym ozdobnym pismem widniał napis: GWARDIA KRÓLOWEJ CHARLOTTE. STOPIEŃ I. Nie musiałam być ekspertem, żeby wiedzieć, że to coś wielkiego. 
Tylko czego Jaśnie Królowa mogła chcieć ode mnie?
~*~

Luke stał oparty o samochód zaparkowany wzdłuż ulicy, a kiedy mnie zauważył, uśmiechnął się nieznacznie. Pomachałam mu i przyspieszyłam kroku. Zaparkowałam w złej przecznicy, ale wolałam się przejść niże przez kolejne dziesięć minut walczyć o wolne miejsce. 
— Cieszę się, że cię widzę – przywitał się.
Na jego dolnej wardze była rana po bijatyce z Charlesem i co chwila musiałam przypominać sobie, żeby się na to nie gapić. 
—  Wolałem na ciebie poczekać, bo niełatwo tu trafić.
Musiałam przyznać mu rację. Cała dzielnica wyglądała dość niepozornie i niczym nie wyróżniała się od setek innych w Santa Monica. Żaden z budynków nie był zapierającym dech w piersiach wieżowcem – większość nie miała więcej niż trzy piętra. Zwykłe miejsce dla zwykłych ludzi. Na pewno nie dla superważnej organizacji walczącej z – jak to określił Seth – potworami. 
Na wspomnienie tamtej kłótni dłoń zacisnęła mi się w pięść. 
— Seth jest już w środku? – spytałam trochę ostrzej niż zamierzałam. 
— Tak, tak. Nie mógł się doczekać. Ale, a propos niego… – Luke urwał, żeby zastanowić się, jak najwłaściwiej ubrać w słowa to, co miał mi do powiedzenia. – W środku pod pewnymi względami może zachowywać się jeszcze gorzej niż zwykle. 
— Co to znaczy? – spytałam z teatralnym przestrachem i roześmiałam się. 
— OPF, to znaczy Organizacja Przeciwko Fures – wytłumaczył, gdy zobaczył moje zaskoczone spojrzenie – jest dla niego bardzo ważna. Tak jak my wszyscy poświęcił temu całe swoje życie, ale on… Zaryzykowałbym, że jest na tym punkcie chory. 
Luke spojrzał mi w oczy. Znów wyglądał na zdołowanego i pomyślałam, że miło byłoby zobaczyć, jak się śmieje. Był taką osobą, którą, ze względu na swoją żałosność, chciałoby się owinąć kocem, zamknąć w szczelnym uścisku i chronić przed światem. 
— Nie chcę, żebyś pomyślała, że go oskarżam. Seth wiele przeszedł i tak jak każdy ma prawo do swoich dziwactw, tylko że… Robi się dość nie przyjemnie, kiedy dziwactwa jednych zaczynają wpływać na innych. – Luke podrapał się za uchem i westchnął. – Żeby trochę ci to rozjaśnić… Kilka lat temu Seth poprosił o przydzielenie do wyszukiwania nowych członków. Zwykle to ci słabsi się tym zajmują, ale on nalegał. Dzięki temu ma więcej czasu na swoje prywatne sprawy, a przy okazji może szukać takich osób, które przydadzą mu się do jego własnych celów. 
— Czyli do czego?
— No właśnie. Chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Przysięgałem, że mu pomogę i że nikomu nie wygadam, ale wydajesz się być fajna i wydaje się, że masz wystarczająco dużo swoich własnych problemów, więc… Po prostu na nic się nie zgadzaj, okej?
Kiwnęłam głową. Nie zamierzałam.
Siedziba OPF-u znajdowała się na trzecim piętrze budynku i obejmowała trzy pomieszczenia i strych. Kiedy wchodziliśmy po schodach, Luke wyjaśnił mi, że nie są organizacją rządową, więc muszą sami troszczyć się o pieniądze i liczyć na szczodrość każdego z członków. Ktoś kiedyś nawet wpadł na pomysł stworzenia zakamuflowanej fundacji, ale ostatecznie nikt nie podjął się żmudnej papierkowej roboty i odpowiadania własnym nazwiskiem w razie, gdyby coś poszło nie tak. 
— W gruncie rzeczy nie jest tak źle – podsumował. – Wielu z nas jest tu ze względu na swoje rodziców, czasem dziadków. Moja mam działała w organizacji i od małego przygotowywała mnie do tej roli. Teraz nie jest taka aktywna, ale jestem pewien, że gdyby tylko zaszła taka konieczność, od razu włączyłaby się do akcji. 
Weszliśmy pokoju, który przypominał salę wykładową. Cała grupa – chyba ze trzydzieści osób – siedziała w długich ławkach. Kiedy weszliśmy, kilkoro z nich spojrzało na nas ze zniecierpliwieniem, jednak większość, zbyt zajęta swoimi sprawami, nawet nas nie zauważyła. 
— Przy biurku z przodu siedzi Andy, przewodniczący – szepnął mi Luke do ucha, a ja szybko zerknęłam w tamtym kierunku, zła na siebie, że wcześniej go nie zauważyłam.
Andrew był wysokim ciemnoskórym mężczyzną po trzydziestce o charyzmatycznym uśmiechu i przyjaznych oczach. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, kiwnął głową. Odpowiedziałam mu tym samym i szybko usiadłam w ostatnim rzędzie, gdzie Seth zajął miejsce dla mnie i Luke’a. Na nosie miał sporej wielkości gazowy opatrunek i przez chwilę było mi go nawet szkoda – trochę to pewnie zajmie, zanim wszystko się zrośnie i wygoi. 
Oparłam się o ścianę za nami i czekałam na rozpoczęcie. Czułam się jak przed ważnym testem – żołądek miałam związany w supeł, a dłonie zrobiły się mokre od potu. Tylko że w przeciwieństwie do szkolnych sprawdzianów, tym razem kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. 
— Fajnie, że jesteśmy w komplecie – zaczął Andy, wychodząc zza biurka. Wszelkie rozmowy w jednej chwili ustały. – A nawet o jedną osobę więcej. Cieszę się, że z nami jesteś, jednak czuję się w obowiązku przeprosić cię za nieudzielenie ci wielu ważnych informacji. Seth miał się tym zająć, ale najwidoczniej sytuacja wymknęła się spod kontroli. 
— Nikt nie jest tym zaskoczony – rzucił ktoś, a kilka osób zachichotało.
— Dobra, dobra – odezwał się Seth, udając obrażonego. – Mam przynieść księgę osiągnięć? 
Śmiechy nasiliły się. 
— Uważajcie, bo przyniesie księgę!
— A kiedy przyniesie, wszyscy padniemy powolni jego zajebistością!
— Boże, ludzie, jak ja mam was dość…
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Jeśli te spotkania polegały na swobodnych przekomarzaniach, mogli się spodziewać, że będę przychodzić jako pierwsza. Kilka sekund później wszelkie rozmowy ucichły, a Andy, zadowolony z dobrego humoru swojej grupy, przeszedł do kolejnego punktu zebrania i zaczął omawiać statystki z zeszłego miesiąca – które niewiele mi mówiły, bo i tak nie mogłam ich z niczym porównać. Miałam wrażenie, że mało kto był tym zainteresowany, ale nikt nie wyraził sprzeciwu. 
— Z takich spraw organizacyjnych – westchnął Andy. – Przypominam, że w dalszym ciągu obowiązuje zakaz wchodzenia do Sensum Orbis. To niebezpieczne i niepotrzebne. – W tym momencie spojrzał znacząco na Aloisę. 
Poczułam się dziwnie uspokojona tym, że Andrew miał na ten temat takie samo zdanie, co mój tata. Zaczęłam postrzegać go jako prawdziwie rozsądnego i odpowiedzialnego człowieka. 
— Poza tym to, co zwykle. Do Stulecia zostało już tylko osiem miesięcy i możemy z całą pewnością stwierdzić, że Gwardia uderzy w Los Angeles, Nowy Jork i Paryż, więc musimy być czujni. Już niedługo będziemy mieć naprawdę sporo roboty.
To przykuło moją uwagę. Miałam wrażenie, że gdzieś już słyszałam to określenie: Stulecie, tylko nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie. Zapamiętałam, żeby później spytać o to któregoś z chłopaków.  
— Już nie mogę się doczekać – westchnął Seth z rozmarzeniem. Zerknęłam w jego stronę. Uśmiechał się szeroko, co wyglądało komicznie z jego opatrunkiem na nosie. 
— Oj, tak. Stawiam duże piwo temu, który rozwali łeb temu blondaskowi w garniaku. Jak mu tam było?
Charles – warknął Seth i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Skrzywiłam się. 
— Niestety, żebyśmy mogli być tak skuteczni, jak sobie to wymarzyliście – ciągnął Andy – musimy trenować. 
Przez salę przeszedł cichy jęk. Niektórzy wymienili ze sobą kilka zgryźliwych komentarzy, inni powywracali oczami, powzdychali ciężko, jednak tak jak poprzednim razem, poruszenie szybko się skończyło i wszyscy znów skupili się na przywódcy. 
— Nie byłbym sobą, gdybym nie przygotował dla was nowej, jeszcze pachnącej tuszem, rozpiski podwojonych treningów. – Podał plik kartek dziewczynie z pierwszego rzędu, a ta przekazała go kolejnej osobie, zatrzymując jedną kopię dla siebie. – Jak zwykle możecie się powymieniać, ale raporty mają się zgadzać. A w tym okresie oczekuję, że będą wyjątkowo dokładne. 
Aloisa jęknęła.
— Czy to aby na pewno konieczne?
Andy wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia. Stulecie nie zdarzyło się od… cóż, od stu lat. Ale jedno wiem na pewno: nie możemy pozwolić sobie, żeby kolejne pokolenia zapamiętały nas jako kompletnych nieudaczników. 
— Jasne – mruknęła naburmuszona. 
Kiedy rozpiski w końcu dotarła do mnie, Seth nachylił się nad Luke’iem i wyrwał mi je z rąk. 
— Wybacz, Bambi, ale raczej byś tego nie ogarnęła. 
— Oj, zdziwiłbyś się – powiedziałam pod nosem, ale był tak zajęty studiowaniem planu treningów, że nawet mnie nie usłyszał.
— No, za wesoło nie jest, ale damy radę – obwieścił w końcu. – A zaczynamy za chwilę. O i nawet nie musimy gnać na drugi koniec miasta, bo przydzielili nam salę obok. Ha! 
— A ja?
— Ty…– Seth przeczesał włosy palcami. – Póki co musisz przejść taki jakby… kurs wprowadzający. Zwykle zajmuję się tym ja albo Ali, ale w tym wypadku będziemy się dzielić. 
— No tak. Bo oboje tak bardzo potrzebujemy treningów – stwierdziła Aloisa. – Tak czy siak, kiedy skończysz, przedzielą cię pewnie do naszej grupy, więc nic nie szkodzi na przeszkodzie, żebyś poszła z nami. Żeby sobie popatrzeć.
— No, a od jutra zaczynamy robotę! – dorzucił Seth i uderzył o blat stołu.
Wypuściłam powietrze z ust, w ten sposób odgarniając kosmyk włosów z czoła. Już nie mogłam się doczekać. 



Witam :) Miałam dodać rozdział już tydzień temu, ale nie wyrobiłam się z poprawkami. Jeśli wszystko dobrze pójdzie kolejny będzie znowu za ok. 3 tyg. i z tego, co pamiętam, będą same nowe sceny :D

Przy okazji, zdałam sobie sprawę, że usunął mi się prolog, więc nie zdziwcie się, jak przy okazji go kiedyś wrzucę.

4 komentarze:

  1. Rozumiem Setha, który nie wie, jak to jest między DeeDee, a jej rodzicami. Martwi się o nią albo dobrze chce wykonać swoją robotę. Wydaje mi się jednak, a niemal jestem pewna, że rodzice Dee ją kochają i na pewno by jej nie skrzywdzili. Właściwie chcą, aby ich córka zjednoczyła się z wrogiem i umiała bronić przed takimi, jak oni. To ważne, bo pokazuje ich miłość do niej. Relacje w tej rodzinie są za to… dziwne. Dee czuje się niezręcznie z tym, że przytula matkę. Trochę smutne, ale tak to już jest jak za rodziców ma się Złodziei Uczuć najwidoczniej, ja nie wiem, bo nie mam :p. W każdym razie podoba mi się, jak to opisujesz, i że to wszystko jest takie inne.
    DeeDee jest o wiele bardziej ogarnięta i odpowiedzialniej się zachowuje. Lubię ją przez to o wiele mocniej, bo wcześniej mnie troszeczkę irytowała. Teraz wie, czego chce, i robi to, co jest dobre bez żadnych dziecinnych, mrukliwych sprzeciwów i pytań. A pytań zapewne ma całą piwnicę, bo właściwie nadal mało o tym wszystkim wie.
    To, że Charles jest kimś ważnym nie podlegało wątpliwością. Od razu, od samego początku dało się od niego wyczuć pewną wyższość. A co jest głupie…? Że ja nawet lubię tego Charlesa XD Nie wiem czemu, ale tak po prostu, lubię go i już!
    Spotkanie… Bambi musiała tam się czuć nieźle zagubiona, bo właściwie niczego nie łapała. Tak to już jest, jak się wejdzie w nowe towarzystwo i jest się całkowicie zielonym. Zobaczymy, jak jej pójdzie zapoznawanie się z tym wszystkim, i czy dobra w tym będzie.
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam!
    CM Pattzy

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę DeeDee bardzo spokojnie zareagowała na wyjazd swoich rodziców. Ja bym chyba się tam zapłakała, a ona mimo wszystko jakoś to przełknęła. I widać, że mimo swojej surowości (bo za takich właśnie miałam ich ludzi, surowych, z zasadami) bardzo zależy im na swojej córce i chcą dla niej jak najlepiej nawet, jeśli przez to miałaby sprzymierzyć się z ich wrogiem i stanąć przeciwko nim. W końcu tu chodzi o jej bezpieczeństwo.
    Z kolei Seth naprawdę bierze to wszystko bardzo serio, ale nie ma co się dziwić. Całe życie temu poświęcił i mimo wszystko na pewno nie ufa rodzicom Dee.
    W ogóle to byłam trochę zdziwiona, że w OPF-ie wszyscy przyjęli Dee tak ciepło, jakby już od dawna się jej tam spodziewali. Nie było żadnych nieprzychylnych spojrzeń, natomiast dużo śmiechu i żartów. I niby taka atmosfera dobrze wpływa na jakość pracy, ale z drugiej strony może większa dyscyplina przyniosła by większe efekty? Nie znam się, ale nie wiem xD
    Nie odniosłam wrażenia, że Luke jest aż taki zdruzgotany, żeby aż chcieć go przytulić. Owszem, ma złamane serce, ale nie myślałam, że jest aż tak poważnie xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. "Moja mam działała w organizacji i" - mama;
    "znalazły dla siebie właściwie miejsce" - właściwe;
    "Z niedowierzeniem przyglądałam się księdze, której kartka zaczęła się iskrzyć. Powoli – niczym za pociągnięciem magicznego pędzla – na papierze pojawił się czyjś. " - czyjś co? To zdanie sprawia wrażenie niedokończonego;
    "wszyscy padniemy powolni jego zajebistością!" - a nie powaleni?

    Bardzo podobał mi się ten fragment z DD i jej rodzicami. Opisałaś to naprawdę przekonująco i ogromnie żal mi się zrobiło tej dziewczyny. te wszystkie wspomnienia i świadomość, że ich wspólny czas się kończy... To tak naprawdę teraz życie w strachu, bo nie wiadomo kiedy rodzice po prostu nie wrócą do domu. Nie dziwię się, że zareagowała płaczem i aż się boję, co będzie, gdy okaże się, że naprawdę odeszli. Mam dziwne, niemiłe uczucie, że już to zrobili. Choć DD sobie wmawia, że to jeszcze nie ten czas. Tylko ten ich brak rano... Mam czarne myśli.
    Zaskoczyło mnie, że DeeDee tak łatwo przyjęła do wiadomości fakt, że ma dołączyć do Setha. Bez żadnych obaw, niepewności, przemyśleń, po prostu zrobiła to, co polecili jej rodzice. Ale jeszcze bardziej zaskoczyła mnie ta grupa Setha, a właściwie Andy'ego. No bo jakby nie patrzeć, rodzice DD są ich wrogami, tak? Są ludźmi, z którymi tamci walczą. A Andy przyjmuje DD do siebie, jakby nigdy nic.... Pozna ich tajemnice, sekrety, sposoby walki i tak dalej, a przecież równie dobrze może być szpiegiem. Nie boją się tego? Czy po prostu ja czegoś nie rozumiem?:D
    Czekam na kolejny rozdział! ;**
    I nadal żal mi Luke :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, obojętność rodziców DeeDee mi się podoba :D No bo przecież są fures, a oni właśnie wyglądają mi na takich ważniaków z wieczną pokerową twarzą, więc takie zachowanie mnie nie dziwi :P Nawet powiem, że to dobrze iż kazali córce dołączyć do organizacji Setha.
    Wygląda na to, że szykuje się niezła walka ^^ tak wywnioskowałam po rozmowie o stuleciu :D Poza tym, ciekawi mnie to, jak będą wyglądały treningi :D Chociaż spodziewałam się, że na początku będzie taki lekki szok przyjściem nowej osoby, lekkie zmieszanie i w ogóle, a poza tym może jakiś test wprowadzający, czy w ogóle się nadaje.
    No chyba, że już od razu stwierdzili, że dobry z niej rekrut :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń