piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział VI

W poprzednim rozdziale...
Rodzice są wściekli, że byłam w Sensum Orbis. Źle się z tym czuję, ale mam już dość czekania. Okazuje się, że są „złodziejami uczuć”, ale ja wiem, że nie to nie są złe osoby. Wszystko byłoby dobrze, gdyby rodziców nie odwiedził dziwaczny, przerażający mężczyzna, przez którego moi rodzice zaczynają się kłócić. To dla mnie za wiele. Wychodzę na domówkę u Laury. 
W tym samym czasie Seth coś kręci z Aloisą, ale… to ich prywatna sprawa. 



W takich momentach naprawdę doceniałam moje przyjaciółki. Gdybym była na ich miejscu pewnie rzucałabym komentarze w stylu „ha, jednak miałam rację” albo „wiedziałam, że sobie nie odpuścisz”. Zauważyły, że byłam w kiepskim nastroju i nie powiedziały nawet tego, co najbardziej rzucało się w oczy: w moim pośpiesznie przygotowanym stroju wyglądałam przy nich jak gdybym szła na tanią domówkę, a nie na wydarzenie towarzyskie tego pokroju. 
Trudno. Chciałam tylko na chwilę stać się kimś innym niż byłam na co dzień. 
Kiedy skręciłyśmy z głównej drogi w Bel Air, wystrój totalnie się zmienił. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe i niezbyt uprzejmie pomyślałam, że to pewnie dla tych, którzy całą noc spędzą starając się wślizgnąć do środka. Swoją drogą to wcale nie byłoby takie trudne, gdyby tylko podejść od drugiej strony wzgórza, choć to oznaczałoby kilka kilometrów spaceru. 
Rezydencja Bensonów obejmowała kilka sekcji ogrodów, pole golfowe, stadninę koni, a nawet małe „osiedla” z rzędem domów dla gości – kiedy dwa lata wcześniej, tuż przed naszymi przenosinami, razem z Claire odwiedziłyśmy Laurę po raz pierwszy, nie mogłam uwierzyć w rozciągające się przede mną bogactwo. 
Po tym, jak przy bramie sprawdzono nasze zaproszenia, rzuciłyśmy się w wir przyjęcia. Nawet nie myślałam, żeby w tym tłoku poszukać gospodyni i podziękować za zaproszenie. Wydawało mi się, że w samym ogrodzie zgromadziła się cała szkoła, a to była ta „spokojna” część, gdzie wszyscy podrygiwali w rytm cichej muzyki, gawędzili w grupkach z klasycznym czerwonymi kubeczkami w rękach albo pływali w ogromnym, kilku poziomowym basenie. 
Ten widok zaskakująco mnie uspokoił, bo stanowił namacalny dowód tego, że poza całym tym bałaganem istniał jeszcze jeden świat – świat pełen imprez, dobrej zabawy i tańca do upadłego. Setki moich rówieśników „mają życie”. To zdecydowanie było warte doświadczenia. 
Weszłyśmy do środka, a ja musiałam zatrzymać się na chwilę, żeby zrozumieć, jakie zmiany tam zaszły, co nie było takie łatwe z powodu ogłuszającej muzyki i kompletnej ciemności, która co chwila była przecinana przez mrugające strumienie kolorowych świateł. 
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, był brak mebli, które mogłyby nadawać się do codziennego użytku. Pod ścianami stały skórzane sofy i fotele z małymi stoliczkami, czyli tak jak wyobrażałam sobie prawdziwe kluby. Od czasu do czasu, niemal niezauważalnie, przechodzili tamtędy kelnerzy i zbierali cały bałagan. Choć to absurdalne, wśród nich starałam się dopatrzeć znajomej twarzy.
Najbardziej zszokował mnie parkiet, na którego środku ustawiona podwyższenie – scenę – na którym tańczyło kilkanaście osób dopingowanych przez tych z dołu. Potem ktoś brał jednego za ramiona i przyciągał do siebie, tylko po to, żeby zająć jego miejsca. Taka rotacja, choć przerażała mnie swoją brutalnością, wydawała się nikomu nie przeszkadzać, a wręcz zadawalała tańczących. 
Miałam tam spotkać się z Sethem i mimo że to nie było dłużej konieczne, postanowiłam go poszukać – głównie dlatego, że i tak nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, ale po cichu liczyłam też na to, że będzie miał jakieś wytłumaczenie na tajemniczego faceta w czerni. Najpierw chciałam sprawdzić basen – pomyślałam, że Sethowi spodobałoby się tamto miejsce. Później barek, potem poszwendałabym się wśród tych na zewnątrz, a na samym końcu poszłabym do ogrodów. Seth mógł w końcu nie dostać zaproszenia i starać się wślizgnąć się na imprezę na okrętkę. 
Wypuściłam powietrze z ust rozejrzałam się dookoła. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy jak ciasno było w środku i jak wielu ludzi tańczyło ściśniętych ze sobą niczym ogórki w słoiku. Parkiet przypominał mi klatkę, w której kraty zrobione były z czarnych sylwetek moich rówieśników. Otaczały mnie ze wszystkich stron i nieświadomie na mnie napierały. Klubowa muzyka jakby stała się głośniejsza, starając się obezwładnić moje myśli. 
Wzięłam głęboki oddech. Musiałam wziąć się w garść. To tylko banda nastolatków, przypomniałam sobie. Ci sami, których wyobrażam sobie zaczytujących się w moich felietonach i których dzieci będą uwielbiać moje książki. Nie mogą mi nic zrobić. Kolejny oddech. Zresztą, i tak nie zwracają na mnie uwagi. Nie poczułam się jakoś lepiej, ale zmusiłam się do uwolnienia z tego tłumu. Przemknęłam pomiędzy tańczącymi i w końcu udało mi się wydostać na zewnątrz. 
Po tym, jak wzięłam sobie z barku szklankę wody, zaczęłam spacerować pomiędzy gośćmi, cały czas wypatrując Setha. Za każdym razem, gdy gdzieś migała czarną czuprynę, moje serce przyspieszało. 
Jednak jedyną znajomą osobą, którą spotkałam, był Charles Cooper. Ubrany w czarną idealnie skrojoną marynarkę i białą koszulę, nie pasował do tamtego miejsca. Wydawało mi się, że wręcz promieniował swoją odmiennością. Kiedy go zobaczyłam, w pierwszej chwili chciałam odwrócić się i uciec. 
Czułam przede wszystkim wstyd, bo olewałam go przez ostatnie kilka dni – do tego stopnia, że całkowicie zapomniał, że miał pojawić się na przyjęciu, ale pamiętałam też kłótnię z tatą, który nie był zachwycony perspektywą mojego kolejnego spotkania z Cooperem. 
Zanim jednak zdążyłam schować się za kogoś przede mną, spojrzenia moje i Charlesa spotkały się. Chłopak uśmiechnął się do mnie i pomachał nieznacznie. Nie miałam wyboru. 
— Witaj, DeeDee – przywitał się łagodnym tonem, kojarzącym się z płynną czekoladą. – Martwiłem się o ciebie. Nie dawałaś znaku życia. 
— Tak, wiem. Przepraszam. 
Charles ewidentnie oczekiwał ode mnie, że wytłumaczę mu, dlaczego się nie odzywałam, jednak uparcie milczałam. Pomiędzy nami zapadła krępująca cisza, którą zauważałam mimo gwaru dookoła nas. 
— Przepraszam cię, ale kogoś tutaj szukam – powiedziałam w końcu, uśmiechając się nerwowo.  
— Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. Tylko powiedz, kogo. 
Niechętnie podałam mu kilka przypadkowych cech i razem zaczęliśmy błąkać się po ogrodzie. Nie rozmawialiśmy, więc zamiast skupiać się na wypatrywaniu Setha, starałam się wymyślić coś, co mogłabym powiedzieć. Coś miłego, niezobowiązującego, rozładowującego atmosferę. 
Takie rzeczy wychodziły mi najgorzej. 
— Wydaje mi się, że tutaj nie ma nikogo takiego – powiedział w końcu Charles i mimo że szukaliśmy dwóch kompletnie różnych osób, musiałam przyznać mu rację. 
Nawet gdybym minęła gdzieś Setha i nie widziała go z powodu mojego roztargnienia, liczyłam na to, że wtedy to on zauważyłby mnie. 
– Możemy jeszcze sprawdzić albo wewnątrz domu… – zaproponował Cooper. Od razu potrząsnęłam głową. – Albo zobaczyć, czy ten ktoś nie wyszedł na zewnątrz. 
Tym razem kiwnęłam głową. Być może Seth przez cały czas czekał na zewnątrz i liczył na moje wybawienie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miło było myśleć o tym w ten sposób. 
W milczeniu wyszliśmy poza mury rezydencji. Zbliżała się północ, więc niedługo powinien odbyć się pokaz fajerwerków. Do tego czasu chciałam zejść ze wzgórza. Z dołu mogłoby to przypominać pałacyk Disneya, otwierający moje ulubione bajki i choć miałam tyle rzeczy na głowie, pomyślałam, że chciałabym to zobaczyć. 
Nagle Charles złapał ją za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on spokojnie śledził wzrokiem każdy kąt okolicy, a jego twarz pojawił się dziwny, złowrogi wyraz. Przeszedł mnie dreszcz. 
— Och – wyszeptał i mocniej ścisnął moją dłoń.

~*~
Seth z rezygnacją oparł dłonie na kierownicy samochodu. Luke dalej przeżywał złamane serce i nie wyglądało na to, żeby miało mu się poprawić. A w każdym razie nie w rozlatującym się samochodzie ze świadomością, że ktoś w tej chwili może być ofiarą ataku jednego ze złodziei. Oboje powinni być w środku, ale ochroniarze imprezy nie pozwolili im zaparkować bliżej niż w połowie wzgórza i to tylko dlatego, że odstawili dramatyczną opowieść o swojej młodszej siostrze, która rzekomo była w środku. Luke wyglądał szczególnie wiarygodnie.
Seth wpatrywał się w drogę przed nimi i po raz kolejny analizował możliwości dostania się do środka. Próbowali nawet przeskoczyć mur, ale ochroniarze wydawali się na nich wyczuleni. Utknęli na drodze, oboje pochłonięci swoimi myślami – w obu przypadkach dotyczącymi Aloisy Berenstein. 
Seth czuł się jak skończony dupek. Zdradził najlepszego przyjaciela. Nie dość, że całował się z „miłością jego życia”, to pośrednio był przyczyną ich zerwania. Dopiero teraz, gdy widział, jak Luke to wszystko przeżywa, zrozumiał, co tak naprawdę zrobił. 
Tak będzie lepiej, przekonywał samego siebie, starając się zagłuszyć poczucie winy. Ona i tak prędzej czy później by go rzuciła.
— Myślisz, że ona do mnie wróci? 
Nastrój Luke’a co chwila zmieniał się ze stanu kompletnej rozpaczy w stan szmacianej lalki pozbawionej uczuć i tak w kółko. W tamtej chwili znajdował się gdzieś pomiędzy i uniesposób było wyczuć, w którą stronę skieruje się tym razem.
Seth zaśmiał się gorzko.
— Zdajesz sobie sprawę, że pytasz o to codzienne od czterech dni? A ja za każdym razem odpowiadam ci, że nie, nie wróci. I, szczerze? Lepiej, żeby tego nie robiła. 
Luke westchnął i oparł głowę na obiciu fotela. 
— Stary! – zawołał Seth i żartobliwie pacnął go w ramię. Czuł, że jeśli Luke za chwilę się nie uśmiechnie, nerwowa atmosfera doprowadzi go do wybuchu. – Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje ten samochód to twoje smarki, uwierz mi. 
Luke posłusznie się przesunął, a tym razem jako świadka swojego bólu wybrał okno. 
— Hej, może jeszcze raz spróbujemy przedostać się na tę imprezę? Pójdziemy na tyły ogrodu, tam na pewno nikt nie pilnuje. Poznamy kilka fajnych lasek, jestem pewien, że mają tam kilka fajnych ustronnych miejsc… 
Seth doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel nawet w obliczu tej „życiowej tragedii” nie stanie się takim facetem, ale nie zaszkodziło spróbować. Gdyby Luke skusił się na małą przygodę z pijaną córeczką jakiegoś ważniaka, któryś z nich na pewno poczułby się z tego powodu lepiej.
— Ktoś może nas potrzebować. Zgłosiliśmy się do tego zadania i nie możemy tak po prostu sobie tego odpuścić. 
— Ja pierniczę, Luke! Jeśli chcesz możemy zadzwonić po Cat albo Zacka! – Seth uderzył o kierownicę, a na ulicy rozległ się dźwięk klaksonu. – Chodzi o to, żebyś zapomniał o tej szmacie! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka naprawdę jest!
Luke skrzywił się, ale nie skomentował tego. Seth uznał, że to już jakiś postęp. Jeszcze trochę, a zamieni wiszące na ścianie zdjęcie Aloisy na tarczę do gry w lotki.
— Myślisz, że mogę tak po prostu zapomnieć? – wyszeptał Luke, nie patrząc na przyjaciela. – A co, jeśli naprawdę zakochałem się w kimś takim?
— Dosyć, stary. Daje ci jeszcze dziewięć godzin na rozpaczanie. W ciszy, bo nie mam już siły tego słuchać. A od jutra szukamy ci nowej dziewczyny, która nie będzie zachowywać się jak dziwka.
Na tym dyskusja się zakończyła. Gdyby nie to, następnym zdaniem Setha byłoby wyznanie prawdy. 
— Ktoś tam jest – mruknął nagle Luke, wskazując podbródkiem w stronę chodnika. 
Seth błyskawicznie sięgnął po latarkę. Po kilku sekundach zaczął się śmiać. Zbiegi okoliczności stanowiły zbyt wielką rolę w jego życiu. A może tak naprawdę wcale nie istniały?
— Zgadnij, kto to. 
Luke zmarszczył brwi.
— DeeDee Masen.
— Brawo, ale to było proste. Dawaj dalej.
Chłopak myślał nad przez chwilę. Posłał przyjacielowi pytające spojrzenie, a ten pokiwał twierdząco głową.
— Nie mów, że to…
— Tak! Charles Cooper we własnej osobie! Jak zwykle piękny i pachnący.  
Seth i Luke wyskoczyli z samochodu, trzaskając drzwiami tak mocno, że stara maszyna powinna była rozpaść na się na kawałki. Luke popędził przodem, wyprzedzając przyjaciela, którego tempo było porównywalne z tempem leniwego sportowca podczas porannego joggingu. 
Kiedy jego fioletowy tatuaż błysnął w świetle latarni, zrozumiałam, co się działo. Spojrzałam na Charlesa z lekkim niedowierzaniem – nie przypominał kogoś, kto miałby wobec mnie złe zamiary, ale też Seth i Luke nie wyglądali tak, jakby chcieli zrobić sobie ze mnie żarty. 
Odruchowo dotknęłam szyi i zdałam sobie sprawę, że nie włożyłam łańcuszka, który rzekomo miałby „ochronić mnie przed śmiercią”. 
Charles zasłonił mnie przed Luke’iem i wymierzył mu cios w twarz. Chłopak zatoczył się i przewrócił na ziemię, a mój towarzysz wydawał się usatysfakcjonowany. Ścisnął mocniej moją dłoń i zaczął biec. Zaparłam się nogami. Tak z pewnością nie zachowywał się dżentelmen, więc ja także nie musiałam być damą.
Nie znałam się na niczym – olewałam zajęcia z samoobrony i byłam kiepska w magicznych technikach, dlatego musiałam polegać na najbardziej podstawowych chwytach. Nachyliłam się i z całej siły ugryzłam go w rękę, którą mnie ciągnął. 
Charles niczym oparzony cofnął się i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Nie traciłam czasu na jakiekolwiek rozmowy tylko uciekłam, nie chcąc, żeby znowu mnie złapał. Moje serce waliło tak głośno jak muzyka na imprezie – równie szybko i równie ogłuszająco. 
Seth w końcu nas dogonił. Złapał Charlesa za fraki i mierzył go wzrokiem drapieżnika. 
Przemknęło mi przez myśl, że powinnam pobiec na górę i sprowadzić ochroniarzy, ale Luke pokazał mi, żeby usiąść obok niego. Zrobiłam, co mi kazał, choć wyglądało to co najmniej dziwnie. Tak jakbyśmy byli publicznością, a oni lwami w cyrku. 
— Seth nie chce pomocników – wytłumaczył Luke. – Nie w tym wypadku. 
Kiwnęłam głową, choć niewiele z tego zrozumiałam. 
— Nie przystoi walczyć przy damach – Charles mówił głosem, jakim przemawia się do dziecka. Wyciągnął rękę i dotknął twarzy swojego przeciwnika, a robił to tak powoli, że ten gest stał się niemal czuły.
Seth uśmiechnął się szyderczo. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że Charles dotyka fioletowego słońca.  
Trwaliśmy w tym zawieszeniu jeszcze przez kilka sekund, a ja bałam się ruszyć choćby o centymetr. Czekałam na burzę. 
Luke złapał mnie za rękę i odruchowo syknęłam cicho. Cofnął dłoń i zamiast tego oparł się na moim ramieniu. Pod jego nosem widniała rozmazana strużka krwi, ale starałam się udawać, że mi to nie przeszkadza i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. 
Seth w tym czasie powoli wyciągał zza pasa nóż, licząc na to, że Charles będzie zbyt zajęty… dotykaniem jego twarzy, żeby to zauważyć.
Przeliczył się. 
Jego przeciwnik szybki ruchem wyjął broń z wewnętrznej kieszeni marynarki i przystawił ją Sethowi do szyi, jednocześnie unieruchamiając go dłonią, którą przed chwilą głaskał jego skroń. Nie rozumiałam, w którym momencie Seth stracił czujność – wydawał się być taki skupiony. Na pewno jakoś starałby się powstrzymać Charlesa, chyba że…
Luke zerwał się z miejsca gotowy zainterweniować. Nie miał żadnej broni, więc gotowy był walczyć sami pięściami – choć nie był groźny, to poświęcenie za przyjaciela było godne uznania. 
Charles prychnął lekceważąco.
— Ostrzegałem was, chłopcy. Ale, ponieważ wasza zabawa jest dość rozczulająca… – Kopnął Setha w plecy, a nóż ukrył za plecami. 
Seth upadł na chodnik. Przez kilka sekund walczył ze sobą, starając się nabrać powietrza do sparaliżowanych z bólu płuc. Przesunęłam się bliżej niego, żeby jakoś mu pomóc, ale Seth pokręcił głową. 
Sam Luke też nie palił się do walki – musiał zdawać sobie sprawę, że jego szanse były niewielkie. Charles także nie atakował, ale nie uciekał. Przyglądał się nam ze spokojem, jakby chciał dać Sethowi szansę. 
— To jeszcze nie koniec – syknął Seth i podniósł się na nogi. 
Jak wariat rzucił się na Charlesa, chwytając się ostatniej szansy. Oboje upadli na ziemię i tym razem to Seth miał przewagę. Zablokował przeciwnika kolanami i w furii tłuk go po twarzy, zamiast od razu zabrać się za najważniejszą rzecz – oczy. 
— I co teraz, cwaniaczku!? – wrzasnął i z obłędem w oczach wbił Charlesowi nóż w ramię. Po ziemi spłynęła dziwna maź, która za każdym razem jak na nią spojrzałam, błyskała się innym kolorem.
Seth objął obiema rękami jego twarz, najwidoczniej zapominając, że nie ma czasu na rytuały czy epatowanie swoją siłą. 
— Uważaj! – krzyknął Luke, który podobnie jak ja zauważył, że Charlesowi udało się dobyć swojego naszyjnika.
— Jak widać nie masz zielonego pojęcia o dobrym wychowaniu – wysapał i tak, jak kiedyś Amber, przekręcił ramiona gwiazdy. 
Seth został sam. 
— Kurwa – wyszeptał i osunął się na chodnik. 
— Wszystko w porządku? Wyglądasz kiepsko. – Ku mojemu zaskoczeniu pytanie Luke’a było skierowane do mnie, a nie do jego przyjaciela, którego chyba starał się zignorować.
— Tak, jasne. Po prostu nie mogę w to wszystko uwierzyć.
— W to wszystko? To znaczy? – Luke usiadł obok nie, zachowując się tak, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i siedzieli u niego w domu przy herbatce. Z jednej z strony czułam się dziwnie, a z drugiej całkiem… miło. 
Obok nas przejechał samochód, a ja zastanowiłam się, kto wraca do domu. 
— Wszystko – powtórzyłam, bo nic z tego, co zdarzyło się w ciągu ostatecznie kilku dni nie było normalne. – Chociażby to, że Charles jest złodziejem. – To słowo przeszło mi przez gardło o wiele łatwiej, niż bym się tego spodziewała. 
Charles był tym, czym byli moi rodzice. 
Tyle. 
Czy to dlatego rodzice nie chcieli, abym się z nim zadawał? Ale w takim razie dlaczego w ogóle kazali mi się z nim przywitać?  Co sprawiło, że zmienili zdanie? Przejechałam językiem po górnej wardze, powoli kiwając głową. Na pewno mieli swoje powody. 
Luke na szczęście nie drążył tematu i przeniósł uwagę na Setha, który podniósł się do pozycji siedzącej. Zdjął zakrwawioną koszulkę i fragmentami czystego materiału wycierał sobie krew z nosa i warg. Mdliło mnie na sam jego widok, ale nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. 
— Daj już spokój. A jak chcesz, zawsze możesz poszukać pocieszenia na imprezie. – Luke zaśmiał się bez humoru. 
Seth posłał mu groźne spojrzenie i jeszcze przez chwilę starał się doprowadzić swoją twarz do porządku. W końcu podniósł się z ziemi i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uśmiechnął się szeroko, przewieszając sobie koszulkę przez ramię. 
— No nic, chyba czas wracać do domu. Chociaż… – zawahał się. – W domu jest Becky. Może lepiej się jej nie pokazywać?
— Niby czemu?
— Bo w ramieniu tego faceta został jej ulubiony nóż. 
Luke wywrócił oczami. 
— Bardzo śmieszne – mruknął. 
— A ty, Bambi? Idziesz z nami?  – Wzrok Setha z powrotem był trzeźwy i skupiony, jednak nie potrafiłam patrzeć na niego, nie pamiętając o chwili szaleństwa. Kiedy wyciągnął do mnie dłoń, odruchowo się wzdrygnęłam. 
— Po pierwsze – zaczęłam i choć w głowie miałam mnóstwo rzeczy do powiedzenia, wiedziałam, co powinno być pierwsze: – przestań mówić do mnie Bambi. On był chłopakiem.
Seth zachichotał. 
— Luke, jak nazywała się dziewczyna Bambiego?
— Felinka.
— Okej, wybaczę ci, że znałeś odpowiedź tylko ze względu na twój immunitet. A więc Felinko… Boże, jak to okropnie brzmi. Zostańmy przy Bambi. Chcesz jechać z nami?
Potrząsnęłam głową. 
— Nawet gdybym chciała, nie mogę. Sorry.
— Cóż, wydawało mi się, że mimo wszystko, będziesz chciała. No wiesz, tajemnice, pytania, odpowiedzi. Takie tam. 
Przygryzłam wargę. Coś już wiedziałam, ale wciąż pozostawało wiele niejasności. I miał rację: chciałam tego. Ale nie byłam też głupia. 
— Jezu, nie mogę tak po prostu rzucić wszystko i do was pojechać! Co z moimi koleżankami? Co z ro…dzicami? 
— Jak chcesz. Tylko nie mów, że ci nie tego nie proponowałem.
— No cóż, mimo wszystko wolę wrócić do domu. Ale daj mi swój numer, to się jakoś zgadamy – zażartowałam i wyciągnęłam telefon. Wiadomość, która wyświetliła się na ekranie sprawiła, że zamarłam. 
To mama. Chciała, żebym natychmiast wracała do domu. „Natychmiast” pisane wielkimi literami. Niedobrze. Modliłam się, żeby po prostu była na mnie zła. Żeby to nie wydarzało się już nic gorszego. 
Przygryzłam kciuk.
— Moglibyście odwieźć mnie do domu? Muszę wrócić jak najszybciej i nie mogę czekać na taksówkę.
Seth udał, że się zastanawia. Przystąpiłam z nogi na nogę. Nie miałam na to czasu. 
Luke westchnął ciężko. 
— Jasne, że możemy – powiedział i zawrócił w kierunku samochodu. – Chodźcie.

Witajcie po bardzo długiej przerwie. Jest mi potwornie głupio, tym bardziej, że serwuję wam rozdział, który już znacie z poprzedniej części. Mogłabym zacząć się tłumaczyć, opowiedzieć co i dlaczego, ale zasługujecie na o wiele więcej niż takie durne historyjki – na przykład na regularnie dodawane rozdziały ;). Zrozumiem, jeśli ktoś w końcu się na mnie wkurzy i przestanie czytać – serio, wiem, że to może drażnić. 

W każdym razie mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż ten. 

Życzę Wam wszystkiego najlepszego w roku 2016: 
Dużo weny, ale też wytrwałości i wiary w swoje dzieła. 
Krytycznego oka wobec swojej pisaniny, ale niech ta krytyka będzie konstruktywna – czasem można się w niej zgubić, wiem coś o tym. 
A poza blogami – spełnienia postanowień noworocznych (jeśli takie macie) i wielu magicznych chwil. 

6 komentarzy:

  1. Gah, wróciłaś <3 Bardzo się cieszę. Wrócę tu z dłuższym komentarzem, bo muszę nadrobić i przypomnieć sobie, co było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam, przypomniałam sobie, czytając znów wszystko od nowa (i przypominając sobie, że nie komentowałam tej nowej wersji). Może najpierw przeproszę z góry, bo wiem, że ten komentarz będzie dość chaotyczny. Skomentować wszystkie rozdziały, w miarę możliwości rzecz jasna, no i późna godzina :D.
      Powiem tak: ta wersja podoba mi się o wiele bardziej od poprzedniej, którą pamiętam. Podoba mi się myk z tym, że DeeDee to wszystko opisuje i to w sumie jest takie opowiadanie w opowiadaniu. Jakie combo! Wszystko jest bardziej logiczne i spójne, a główna bohaterka jest bardziej wyrazista, mniej mdła i o wiele bardziej ją lubię, bo dziewczyna wie, czego chce i jaki ma cel! Lubię takie konkretne babki, które nie miziają i nie marudzą, tylko robią. Seth kelner aka prześladowca, dobre :D. Osobiście bym się wystraszyła, gdyby taki gość mnie obserwował, a potem nagle bach, jest pod szkołą. Tym bardziej, że miała z nim jakąś przerażającą wizję. Zgadzam się, co do Amber. Miła, spontaniczna postać. Lubię babkę, imię Amber idealnie pasuje mi do blondynki — nie pytaj, nie wiem, ale tak mam! Sprawę ze Złodziejami rozumiem o wiele bardziej, niż w poprzedniej wersji. Fajnie, że zdradził jej to po części ojciec. Właśnie, więzi między DeDee a jej rodzicami też mi się podobają, fajnie to wszystko powiązałaś. Hm, co tam jeszcze było… :D Charles! Ja od razu wiedziałam, że z nim to będą jakieś bójki. Lubię to imię tak strasznie, że ojej. Właściwie zastanawiało mnie jego zdziwienie, gdy DeeDee upierała się przed ucieczką z nim. Ciekawe, ciekawe nie powiem.
      Czekam na ciąg dalszy cierpliwie, choć chcę już wiedzieć, co będzie i ciekawość mnie zżera :D
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  2. No nareszcie! Ty chyba wiesz, jak ja bardzo lubię Setha, a tutaj na szczęście go sporo było, więc bardzo przyjemnie czytało mi się rozdział :)
    Nawet pamiętam ten rozdział trochę, bo jak szli na ten spacer, to wiedziałam, czym to się skończy. I bardzo szkoda mi Setha, bo pomimo ciężkiego startu miał szansę pokonać Coopera. I nie wiem, jak mimo wszystko DeeDee mogła z takim spokojem patrzeć, jak oni się biją, jak Seth go dźga tym nożem... Ja chyba mimo wszystko starałabym się ich jakoś rozdzielić. Niby była powstrzymywana przez Luke, ale dla kogoś takiego jak ona, kto zdaje się był wychowywany w dość sterylnym środowisku taki widok... Może to po prostu ja jestem przewrażliwiona xD
    Ogólnie to nie pasował mi ten fragment, gdzie chłopaki byli w samochodzie i Luke przeżywał tą swoją „życiową tragedię” bo nie do końca wiadomo, przez kogo to konkretnie było opisywane. Niby całość jest pisana przez DeeDee, ale tam jej nie było, a potem tak nagle przeszłaś do tej bójki, której już ona była świadkiem i to wszystko wróciło do normy... Pogubiłam się trochę. No i literówki. Było ich trochę. Jest późno i nie chce mi się ich wypisywać (wiem, jestem leniwa xD) ale pewnie jak jeszcze raz przeczytasz, to sama ogarniesz, gdzie.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, pamiętam ten rozdział z poprzedniej wersji, ale jak za mgłę, więc nie mam nic przeciwko temu, że opublikowałaś go od nowa. Przez ten dość długi czas zdążyłam zapomnieć o istotnych kwestiach i takie przypomnienie dobrze mi zrobiło.
    Seth jest podły i teraz to widzę. Niby pociesza kumpla, wysłuchuje go, a przecież on i ta dziewczyna... Eh, nie ma to jak prawdziwa męska przyjaźń ;/ Boże, to chyba skrzywdzi Luke bardziej niż zerwanie! Seth, ty świnio!
    Ciekawa jestem jak zachowa się DD. Pójdzie jednak z nimi czy wróci do domu? Opowie rodzicom co się stało? W ogóle niezły przyjemniaczek z tego Connora. Ale pamiętałam z poprzedniej wersji, że coś z nim nie halo, więc nie jestem zaskoczona. Czekam na dalszy ciąg wydarzeń i pozdrawiam! ;*
    Wybacz, że tak krótko, ale czytałam to już kiedyś, więc nie bardzo wiem, co jeszcze dodać;D

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu jesteś! Nie ma takiego znikania xD, pisz nawet jeśli tylko ja będę czytać :P
    Dobrze, ogólnie przeczytaj ten tekst na spokojnie sama. Nie ma w nim błędów jako takich, ale jest pełno literówek, a w niektórych miejscach (chyba we dwóch) nawet brakowało jakiegoś słówka.
    Ostatnia rzecz na jaką marudzę: nie dałoby się pisać w jednej narracji? Obie wychodzą ci bardzo dobrze (chociaż przyznaje bez bicia, że wolę opowiadania w 1os, ale nic nie sugeruję). Po prostu myślę, że lepiej byłoby bez takich narracyjnych przeskoków. Decyzja należy do ciebie, jeśli nic z tym nie zrobisz, więcej jęczeć nie będę.
    Odniosłam wrażenie, że pomimo tego, że był już ten rozdział, odniosłam wrażenie, że coś się w nim zmieniło, ale nie potrafię powiedzieć co :). Może to już skleroza, może nie, nie wiem. :)
    W każdym razie dałaś nam (a już na pewno mnie) trochę emocji, zwłaszcza w trakcie tej bójki, ale o tym może za chwilę :).
    Takie imprezy to zdecydowanie nie miejsce dla DeeDee. Odniosłam wrażenie, że nie za bardzo podobał jej się ten ścisk i ludzie wokół. Trochę szkoda, że Claire tak gdzieś zniknęła, przyszły przecież razem a ją jak zwykle gdzieś wcięło :D Czasem zastanawiam się, kiedy Dee opowie przyjaciółkom o fures i innych. No i miło by było gdyby sama dowiedziała się czegoś konkretnego.
    No w każdym razie oczywiście musiał pojawić się Charles. Nie mam zaufania do gościa. Już nie chodzi o to, że należy do ekipy złodziei, ale jest w nim coś takiego... złego. Jakby miał napisane na czole że same z nim kłopoty xD
    Nie wiem czemu dokładnie interesuje go nasza DeeDee, ale lepiej, żeby nie było to coś niedobrego.
    Haha, Dee jest niezła, szukali w tłumie dwóch różnych osób. Ogólnie na miejscu Charlesa bym się trochę zniechęciła, gdyby panowała taka niezręczna cisza. Uparty jest xD.
    Współczuję Luke'owi. Aż ma się ochotę nakopać Sethowi do tyłka. On sobie zdaje sprawę z tego jak bardzo mógłby zranić przyjaciela, gdyby to się wydało? Może i Aloisa nie była warta Luka, ale Seth nie powinien robić czegoś takiego. Nie pochwalam tego. No ale Seth to Seth.
    Czasami można się nawet zastanowić, czy nie lepiej byłoby się trzymać od gościa z daleka. Też miewa swoje wyskoki, a ta psychopatyczna furia w jaką wpadł wcale nie zachęca do bliższego zapoznania.
    Dobra, co ja gadam Seth jest fajny. Kropka.
    Takich lubię najbardziej :).
    Bójka pomiędzy chłopakami była emocjonująca. Siedziałam przed ekranem i nie mogłam. Nawet zaczęłam gadać do siebie "uderz go! Weź go z kopa" i takie tam. Jak się pewnie domyślasz kibicowałam Sethowi.
    Widać było, że w tej Sytuacji Dee zupełnie nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie żebym oczekiwała, że rzuci się w wir walki. Po prostu nie wiedziała jak ma się zachować.
    Ojj mama naszej bohaterki musi być nieźle wkurzona. Takie wiadomości nigdy nie wróżą niczego dobrego...
    Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba tyle czekać i wkrótce dodasz następny :)
    Życzę morza weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka :* Jestem i ja :D
    Pamiętam tego Charlesa i jak tylko pojawiła się wzmianka o nim, to czułam, że będą problemy! A ta impreza taka... typowo dzieci bogaczy :/ Poza tym co się nagle stało, że nie było jej koleżanek, tylko została sama w tłoku upitych nastolatków. Mamusi i tatusia nie ma w domu, a dzieci mają złotą kartę można więc robić wszystko! Impreza na całe miasto, nowe ciąże, nowe uzależnienia :D tak właśnie kojarzą mi się imprezy bogaczy :D Poza tym... gdzieś zabrakło mi organizatora :D Poza tym zdziwiłam się, że Charles w ogóle zechciał pomóc DeeDee odszukać Setha. A on, jak to on :D Agresor jeden :D Szkoda, że nie zabił złodzieja :/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń