W poprzednim rozdziale...
Postanawiam spisać wszystko, co się zdarzyło – a w każdym razie wszystko, co byłoby warte uwagi. A wszystko zaczęło od sylwestrowego balu. Rodzice proszą mnie, żebym porozmawiała z jednymi z ich klientów, a ja nie potrafię im odmówić, bo ich uznanie to coś, czego pragnę najbardziej na świecie. Na szczęście, Audrey i Charles Cooper okazują się naprawdę uroczymi ludźmi. Rysą na szkle z tego wieczoru jest jednak natrętny kelner, który przez całą imprezę bacznie mi się przygląda. A, no i mama, która po powrocie do domu, przeprasza mnie, że „to tak wygląda”. Nie mam siły się nad tym zastanawiać.
Do szkolnej stołówki powoli wlewał się tłum uczniów. Dziwnie było znów siedzieć w tamtym miejscu, a jeszcze dziwniej wrócić do codziennej rutyny. Jak każdy odzwyczaiłam się od codziennych zadań domowych i zakuwania na kolejne lekcje, ale nie chciałam na to narzekać. Szkoła była moją drogą do pokazania rodzicom na co mnie stać.
Telefon na stole zabrzęczał, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Charles. Tak jak obiecał, napisał do mnie na drugi dzień, wciąż będąc tak niesamowicie miłym, a zarazem odrobinę sztywnym. Pytał o wiele różnych rzeczy – jakich przedmiotów się uczę, jakie mam plany na przyszłość, a nawet, „czy ten nachalny kelner więcej mnie nie niepokoił”. Zaproponowałam mu, żebyśmy wyszli razem po szkole – taka inicjatywa powinna spodobać się tacie, ale niestety Charles musiał wyjechać poza miasto na kilka dni. Z tego co mówił, dużo pracował, co raczej nie powinno mnie dziwić, skoro zwrócił uwagę moich rodziców.
— Jak miło, że kupiłaś nam lunch – powiedziała Rachel, i usiadłszy naprzeciwko mnie, wzięła z mojej tacy jednego z trzech hamburgerów.
Zawsze we wtorki jadłyśmy hamburgery.
Przeniosłam się do publicznej szkoły z powodu Wielkiej Awantury Masenów rok wcześniej, a Claire poszła za mną, twierdząc, że nie wyobraża sobie szkolnego życia beze mnie. Kiedy pierwszego dnia stanęłyśmy na szkolnym parkingu całkiem nowego świata, pierwszą osobą, która przykuła naszą uwagę była Rach. Drobniutka szatynka z słuchawkami w uszach, przemykająca pomiędzy uczniami. Wiedziałyśmy, że musimy zostać przyjaciółkami.
— I jak minął Sylwester? – spytała, kiedy przełknęła. – Mnie całkiem, całkiem. Byliśmy z rodzicami u ciotki, więc cały wieczór bawiłam się z młodszymi kuzynkami. Co prawda trochę oszukiwały w Monopoly, ale jakoś to wytrzymałam.
— Jeśli oszukiwały, trzeba było im to wypomnieć – zauważyłam.
— To dzieci. Co złego jest w tym, że postawią sobie kilka hotelów w niewłaściwych miejscach?
Wzruszyłam ramionami. Rachel była takim małym słodkim elfem, który przejmował się wszystkimi i wszystkim. Gdyby tylko mogła, prawdopodobnie pomagałaby każdej staruszce na ulicy albo odkupywałaby lody dzieciom, którym upragniona gałka spadła na chodnik. Nie chciałam przekonywać ją do tego, że jej kuzynki powinny w końcu przyswoić podstawowe zasady tej gry.
— A więc jak było na Sylwku?– powtórzyła pytanie.
— Dobrze. Tak myślę. Co prawda było kilka dziwnych wpadek, ale to dłuższa historia… – przerwałam, bo zauważyłam, że nadchodzi Claire.
Uśmiechała się, ale oczy miała zwężone – musiała czegoś chcieć. Albo, co gorsza, miała plan. A gdy Claire miała plan, nikt nie mógł uchować się przed staniem się jego częścią. To było jej najlepszą, a zarazem najgorszą cechą: dyrygowanie ludźmi. Przychodziła, wydawała polecenia i oczekiwała efektów.
Trzasnęła tacką o blat stołu, a kupiona przez nią sałatka przewróciła się. Patrzyłam na toczącego się pomidorka koktajlowego i nie mogłam uwierzyć własnym oczom: Claire złamała tradycję wtorkowych hamburgerów.
— Laura zaprosiła mnie na imprezę – oznajmiła z dumą.
Rachel skrzywiła się, a ponieważ ja nie byłam tak subtelna, jęknęłam cicho. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do niej, wiedziałam o kogo konkretnie chodziło Claire. Laura chodziła z nami do starego liceum i co roku tydzień po sylwestrowym balu robiła „poprawiny” w o wiele bardziej wariackim stylu. To był ten rodzaj imprez, które można kochać lub nienawidzić, ale należało być przynajmniej na jednej z nich. Ja zaliczyłam swoją w pierwszej klasie i choć nie zachwyciła mnie, to właśnie tam zbierała się cała śmietanka towarzyska.
— Dlaczego? Czy to nie ona powtarzała, że jesteśmy zdrajczyniami tylko dlatego, że się przeniosłyśmy? – spytałam, biorąc do ust tego nieszczęsnego pomidorka. – Wredna, rozkapryszona córeczka tatusia.
— Właśnie dlatego, kiedy ty zajmowałaś się flirtowaniem z Cooperem, ja naprawiałam stosunki z Laurą.
— Z kim flirtowałaś? – podchwyciła temat Rachel, a ja wywróciłam oczami.
— Z nikim. Rodzice kazali mi z nim pogadać, a że zarówno on, jak i jego siostra – przy tym słowie wymownie spojrzałam na Claire – okazali się być całkiem mili, spędziłam z nimi praktycznie cały wieczór. Musiałam coś robić, skoro najlepsza przyjaciółka mnie wystawiła.
— Dzięki mojemu poświęceniu, Shelly będzie mogła doświadczyć niepowtarzalnej domówki u Laury Benson. Doceńcie to.
Mimo oczekiwań Claire, Rachel wcale nie wyglądała na zachwyconą. Skubała sezam z bułki i unikała naszych spojrzeń. Chciałam jakoś ją pocieszyć, ale nie wiedziałam jak powinno to wyglądać. Czy poklepać ją po ramieniu, czy powiedzieć to sztampowe „nie martw się, wszystko będzie dobrze”? Każda z nas wiedziała, że nie ma siły na tym świecie, która sprawiłaby, że rodzice Shelly by się na to zgodzili.
— Szkoda, że i tak nie będę mogła iść – zauważyła cicho, siląc się obojętny ton. – To niewykonalne. Wiesz, co sądzą o takich imprezach.
— To dopiero w piątek. Masz czas, żeby ich przekonać – stwierdziła Claire, dla której załatwienie czegokolwiek ze swoimi rodzicami nigdy nie stanowiło problemu. – Za pięć miesięcy masz osiemnastkę, nie mogą tego ignorować.
Rachel nie wydawała się przekonana, ale widocznie nie chciała dłużej ciągnąć tej dyskusji. Zajęła się swoim hamburgerem, pozwalając Claire kontynuowała swoje wywody na temat imprezy – sukienki, wystrój, muzyka. Wiedziałam, że to uwielbiała, dlatego nie chciałam jej przerywać, mimo że to nie był najlepszy temat.
— Może w końcu kogoś poderwiecie. Nie zdajecie sobie sprawy, ale znudziło mi się bycie jedyną nie-singielką w naszym trio…
— Faktycznie masz problem – mruknęłam. – A i tak wiem, że chodzi ci tylko o to, że opowiadać jak bardzo twój Josh jest lepszy od mojego chłopaka
— Przejrzałaś mnie. – Claire ściągnęła brwi i także skusiła się na hamburgera. – Zresztą, trudno żebyście znalazły kogoś, kto by mu dorównywał. Jest inteligentny, przystojny, ma bogatych rodziców, chce zostać kimś tam od marketingu. – Wyliczała na palcach.
— Czyli nudziarz – podsumowałam ze śmiechem.
Claire roześmiała się perliście i nagle zaczęła mówić o pracy przy roczniku, co przyjęłam z ulgą. Rachel szybko się ożywiła, a ja pozbyłam się poczucia winy, że jestem okropną przyjaciółką.
~*~
Na parking wjechał rozklekotany grat, który przez swój głośny silnik zwracał uwagę wszystkich uczniów wracających do domu. Ten widok nie tyle mnie poruszył, co raczej zdziwił – kto chciałby wrócić do szkoły po zakończonych lekcjach? Uśmiechnęłam się pod nosem, mając przed oczami wizję bujającego w chmurach romantyka, który ze swojego roztrzepania zapomniał zabrać ważnych notatek ze swojej szafki.
Wsiadłam do samochodu, ciesząc się, że ten dzień się już skończył i już miałam odpalić silnik, kiedy ktoś zapukał w szyby. Aż podskoczyłam na fotelu, niewykluczone, że nawet pisnęłam ze strachu.A kiedy rozpoznałam osobę, która za tym stała, ogarnęła mną irytacja. Czego ten pieprzony kelner mógł ode mnie chcieć? I skąd wiedział gdzie mnie szukać?
Niechętnie otworzyłam szybę, choć powinnam odjechać stamtąd jak najszybciej – oszczędziłabym sobie wielu problemów.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam to dziwny tatuaż nad jego okiem – fioletowe słońce przekreślone falowanymi liniami. Czułam, że widziałam już coś podobnego, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie gdzie i kiedy. Może to nie był dokładnie ten sam znak, ale na pewno wiązało się z nim to samo magiczne uczucie.
Wzięłam głęboki oddech i starałam się wyglądać na jak najbardziej wyluzowaną, jednak jego świdrujący wzrok wytrącił mnie z równowagi.
— Cześć, Bambi – przywitał się, szczerząc zęby.
— Bambi? – zadrwiłam, chcąc odwrócić jego uwagę od mojego dziwnego wyrazu twarzy. – Jesteś jakimś maniakiem Disneya czy co?
— To przez twoje duże oczy – wytłumaczył.
— Bambi miał brązowe oczy – powiedziałam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi na myśl. – Ja mam niebieskie.
— I co z tego? W pewnym sensie trochę przypominasz Bambiego. Masz podobny kolor włosów, co on miał… sierść.
— Czy ty w ogóle widziałeś tę bajkę, czy po prostu jesteś daltonistą? Jego sierść była jasnobrązowa, a moje włosy są kasztanowe.
— I kto tu jest maniakiem Disneya, hm? – Roześmiał się krótko.
Zacisnęłam szczękę. Czy mi się zdawało, czy był najbardziej nachalnym kelnerem na świecie?
— Po co tu przyszedłeś? – spytałam ostro. – I jak mnie znalazłeś?
— Czy uwierzysz, jeśli powiem, że twoja twarz zawładnęła moimi myślami, dlatego zapragnąłem przetrząsnąć niebo i ziemię, żeby cię odnaleźć i uspokoić swą nieszczęsną duszę.
Zmarszczyłam brwi.
— Nie?
— To dziwne. – Pokręcił głową, jakby się nad czymś zastanawiając. – Bo to byłoby okropne, disnejowskie kłamstwo, w które taki fan jak ty zdecydowanie powinien uwierzyć.
Zaśmiał się krótko i przejechał palcami po włosach. Nie byłam pewna, czy to jego trik nerwowy, czy sposób na przeciągnięcie odpowiedzi, ale zauważyłam, że kiedy to robił zamykał oczy i uśmiechał się zawadiacko, jakby chciał zapozować do zdjęcia.
— Do rzeczy, kelnerze.
— Seth Meadows, do usług – przedstawił się szybko i rozejrzał się dookoła. Otworzyłam usta, żeby także się przedstawić, ale machnął ręką, uciszając mnie. – Tak, tak, wiem. DeeDee Masen. – Westchnął. – Posłuchaj… Jelonku, nie mogę ci o wszystkim powiedzieć ot tak. Ale jakbyś zechciała gdzieś ze mną wyjść…
— Dlaczego miałabym to robić? – spytałam, unosząc jedną brew. – Śledziłeś mnie. Dlaczego?
— Jaką kawiarnię lubisz?
Zaczęłam się histerycznie śmiać. Miałam już dość bycia, jak to kiedyś nazwała Shelly, „rozstrojoną emocjonalnie”, a śmiech był najlepszym wyjściem. Seth Meadows kimkolwiek był, potrafił dopiąć swego.
— No dobra – powiedziałam, kiedy skończyłam i ze zrezygnowaniem wypuściłam powietrze ust. – Jadę swoim samochodem.
Podałam mu jeszcze adres kafejki i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Lokal, do którego go skierowałam, znajdowała się kilka przecznic od mojego domu i był moim stałym miejscem spotkań z Claire i Shelly. Podawali tam pyszną kawę i najlepszy torcik bezowy w mieście, a dzięki pastelowym wykończeniom wewnątrz panowała przytulna atmosfera. Z drugiej strony, może nie powinnam była zatruwać tego miejsca wspomnieniami z nieprzyjemnego spotkania.
Kiedy przyjechałam na miejsce, Seth siedział już przy najbardziej oddalonym od wejścia stoliku i popijał sok pomarańczowy. Fakt, że zamiast skosztować najlepszej kawy w mieście zamówił sobie takie coś, przejął mnie o wiele bardziej niż powinien, dlatego moi pierwszym pytaniem po złożeniu własnego zamówienia było:
— Co masz przeciwko kofeinie?
Seth parsknął śmiechem i spojrzał na mnie tak, jakby chciał się upewnić, czy się z niego nie nabijam.
— Jest niezdrowa. Poza tym mam chyba aż nadmiar tej energii.
— Jasne – mruknęłam, przeciągając to słowo. Jaaaasneee.
Przyjrzałam się mu badawczo. Za każdym razem moja uwagę przyciągało fioletowe słońce, które równie dobrze mogłoby być namalowane piżdżącą neonową farbą. Zastanowiłam się, czy wszyscy patrzeli na niego w ten sam sposób, co ja. Czy zwracali uwagę to uwagę, czy po prostu wzruszali ramionami, bo czy mało indywidualistów kręci się po LA?
— A więc? Jesteśmy w kawiarni – powiedziałam, chcąc skłonić go do mówienia.
— Nie da się ukryć. Pachnie kawą, jest rzygotliwie słodko, a wokół jest pełno paplających nastolatek.
Wywróciłam oczami.
— Śledziłeś mnie.
— Czy to pytanie?
— Nie, raczej nie. Pytaniem jest, dlaczego to zrobiłeś?
Byłam dumna, że udawało mi się utrzymać nerwy na wodzy, mimo że chciałabym móc wziąć go za ramiona, solidnie nim potrząsnąć i wykrzyczeć wszystkie zarzuty prosto w twarz. Wzięłam głęboki oddech. Może jednak nadawałabym się na prawnika.
— Nie uważasz, że mamy naprawdę dużo szczęścia, że mieszkamy w LA? – spytał od niechcenia, unosząc brwi.
— Seth, ja naprawdę…
— Wstrzymaj się trochę, Bambi. Zmierzam do tego. Osobiście uwielbiam morze i kiedy nie mam co robić po prostu jadę na plażę. Znam takie jedno miejsce, gdzie nigdy nie ma ludzi i ogólnie zajebiście się tam siedzi i przysięgam ci, że kiedyś cię tam zabiorę.
Prychnęłam. Jeszcze czego!
— W każdym razie, gapię się na falę i myślę. No i raz przyszło mi do głowy, że ludzie są trochę podobni do oceanu. No wiesz, są silni, piękni i mogą niszczyć. Ciągle się zmieniają. Raz mogą być spokojni, a raz burzliwi… I wszyscy w jakimś stopniu jesteśmy nieosiągalni, nie uważasz? I moim zdaniem, właśnie tak powinno zostać…
Uśmiech Setha przybrał formę uśmieszku małego chłopca prezentującego rodzicom swój nowy rysunek. Wyglądał naprawdę uroczo, z tymże równocześnie był dość niepokojący. Zaczynałam żałować, że w ogóle spytałam.
— To nie jest odpowiedź na moje pytanie. To pseudofilozoficzne wywody irytującego dupka.
— A co jeśli jednak jest? – Seth uniósł brwi, wyraźnie rozbawiony.
Jego mina zmieniła się z chwilą, gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający przyjście nowych klientów. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę drzwi. Do środka weszły dwie osoby – jedną z nich była wysoka blondynka, a drugą nieco niższy od niej, patykowaty chłopak. Seth pomachał im, robiąc przy tym dziwną minę – był zaskoczony, ale także zdenerwowany.
— Co się stało, Luke? – spytał, kiedy ta dwójka stanęła obok naszego stolika.
Atmosferę pomiędzy nimi można było kroić nożem, co tylko potwierdzały ich skwaszone miny. Dziewczyna patrzyła gdzieś w bok z rękami splecionymi na piersi. Wydała mi się silna, a z drugiej strony niebezpieczna. Było w niej coś z drapieżnika, który tylko czyha, żeby zaatakować.
Z kolei jej towarzysz od razu opadł na krzesło obok Setha, odwracając się tak, żebym nie mogła zobaczyć jego twarzy. Jedyne, co widziałam to znane mi już fioletowe słońce nad prawym okiem.
— Zerwaliśmy – oznajmił chłopak i z wyrzutem popatrzył na stojącą nad nim dziewczynę.
— Aha. I przyszliście do mnie po poradę, jak macie podzielić się przyjaciółmi? – zadrwił Seth. – Błagam stary, nie poniżaj się.
— Skąd pomysł, że to ona ze mną zerwała?
— Wystarczy na was spojrzeć. W życiu byś jej nie zostawił.
Zauważyłam, że dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
— A tak serio, czego chcecie? Rozmawiamy o poważnych sprawach. – Wskazał na mnie, a ja wywróciłam oczami.
Rozmawialibyśmy, gdybyś nie odwracał kota ogonem.
— Mamy ważną sprawę. Musimy iść – oznajmiła dziewczyna, przez cały ten czas nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem. Seth najwyraźniej zrozumiał, o co jej chodziło, bo tylko skrzywił się i pokiwał głową.
— Dobra, zaraz do was dojdę. – Przeniósł wzrok na mnie. W tamtym momencie rzeczywiście był poważny. – Bambi, posłuchaj mnie uważnie. Wiem, że to wszystko wydaje ci się teraz niezłym żartem, a ja jakimś tępym draniem, który robi ci na złość. I może po części masz rację, ale myślę, że niedługo będę ci mógł wyjaśnić nieco więcej. A na razie – sięgnął do spodni i wyjął z nich mały wisiorek, który położył na stół – noś to.
Kiedy przyjrzałam się zawieszce, zauważyłam, że ma identyczny kształt, co jego malowidło.
— Noś naszyjnik, który ci daję, bo…
— Bo tak. – Uśmiechnął się. – Na razie, Jelonku.
Śledziłam wzrokiem całą tę dziwaczną trójkę, a potem przeniosłam wzrok na naszyjnik, który mi zostawił. Już pamiętałam, skąd kojarzyłam ten symbol – był u Amber.
Na stole zostawiłam odpowiedni banknot i wyszłam.
Wiedziałam, że nie będzie zachwycona z powodu moich odwiedzin.
~*~
Amber Bachelet była francuską, która przeprowadziła się do Los Angeles jakieś dwa lata wcześniej. Nigdy nie powiedziała mi, dlaczego właściwie musiała wyjechać z Francji, a ja nigdy się o to nie dopytywałam. Najważniejsze było to, że zgodziła się mi pomóc. Spotkałyśmy się w supermarkecie. Stałam za nią w kolejce do kasy, gdy zauważyłam, że coś dziwnego dzieje się z kasjerem, który tępym wzrokiem wklepywał śmiesznie niskie ceny za markowe produkty. Amber, nie odrywając od niego skupionego spojrzenia, spokojnie pakowała rzeczy do torby, poczym z uśmiechem podała mu kartę kredytową.
Pomyślałam, że to coś niezwykłego – magicznego, więc pobiegłam za nią i wprost spytałam, kim jest. Wtedy spojrzała na mnie z przerażeniem i zaczęła się tłumaczyć, używając przy tym niezbyt zrozumiałej mieszanki angielskiego i francuskiego.
Zagroziłam jej, że jeśli nie będzie mnie uczyć jak robić podobne rzeczy, powiem komuś o tym, co widziałam. Od tego czasu widywałyśmy się raz na tydzień i nawet zdążyłyśmy się zakolegować. Mimo to Amber nigdy nie pytała, dlaczego właściwie potrzebowałam jej pomocy, a ja nie zamierzałam jej tego tłumaczyć. Mój powód wydał by się jej dość… żałosny.
— Nie umawiałyśmy się na dzisiaj – przywitała mnie zirytowanym tonem, ocierając czoło umazane farbą.
— Wiem, ale chciałam porozmawiać o czymś ważnym.
— Nigdy nie rozmawiamy o ważnych rzeczach – zauważyła, ale wpuściła mnie do środka.
Razem ze chłopakiem wynajmowała małą kawalerkę, która zawsze wypełniona była zapachem kawy i różnych kadzidełek. Na ścianach wisiały własnoręcznie namalowane obrazy, które przedstawiały czystą, kolorową abstrakcję. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego Amber tak bardzo się nad nimi męczy, skoro można by po prostu wylać kilka plam farby na płótno i rozsmarować je rękami – mniej czasochłonne, a ile by było przy tym zabawy.
Kiedy weszłam do pokoju, rozejrzałam się dookoła, aż zobaczyłam fioletowe słońce – identyczne jak u Setha, ale bez przekreślających je linii. Amber namalowała je na tle szaro-czarnych plam, przez co wyglądało jeszcze bardziej tajemniczo.
— Fotel – nakazała, a sama usiadła na stoliku do kawy, krzyżując przy tym nogi.
Przyzwyczaiłam się do tego, że Amber zachowuje się niekonwencjonalnie. Jednego razu odważyłam się o to zapytać – dlaczego wybrała tak niezwykły sposób na życie. „To może wynikać z tego, kim jestem”, odpowiedziała, oglądając się w lustrze, poczym westchnęła. „Szkoda, że nie mogę usprawiedliwić tak mojego wielkiego tyłka. To tylko słodycze, kochana. Tylko słodycze”.
— A więc? Co to za sprawa? Ujawniły ci się jakieś szczególne umiejętności?
Pokręciłam głową, choć chciałabym, żeby tak było.
— Spotkałam chłopaka. Nazywa się Seth Meadows. – Wypuściłam powietrze z ust. – I dał mi to.
Wyciągnęłam wisiorek i pokazałam go Amber, której oczy błysnęły niezdrową iskrą. Złapała za łańcuszek i podniosła go do góry, żeby móc lepiej przyjrzeć się słońcu. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo ją zaciekawił, ale przynajmniej miałam pewność, że był w jakiś sposób związany z moim rodzicami.
— A więc to prawda… – mamrotała do siebie Amber. – Podejrzewałam, że tak jest. Musi tak być. Oni nie chcieli nam powiedzieli, pewnie obawiali się, że się przestraszymy.
— Czekaj. Jacy „oni”? Jacy „my”? – patrzyłam na nią jak na idiotkę, podczas gdy ona całkowicie zatraciła się w przyniesionym przeze mnie prezencie. Za każdym razem, gdy coś ja interesowało, jej mowa stawała się coraz mniej zrozumiała – przynajmniej dla mnie, kogoś kto nigdy nie uczył się francuskiego.
— Jeszcze tylko jeden dowód…
Amber zeszła ze stolika i podeszła do wypatrzonego przeze mnie obrazu. Wisiorek od Setha chwyciła w dwa palce i przybliżyła go do namalowanego przez siebie symbolu.
— Gorące! – syknęła po chwili i upuściła amulet. Po chwili z powrotem go podniosła i rzuciła nim w moją stronę. Złapałam go w ostatniej chwili, co tylko wprawiło w Amber w rozbawienie.
— Czy możesz mi w końcu powiedzieć, co się dzieje? – wrzasnęłam, a ona teatralnie wywróciła oczami.
— To proste. Seth musi być czymś w rodzaju łowcy. Poluje na każdego, kto nosi się tym znakiem. – Wskazała na obraz.
— Czyli kogo?
Posłała mi wymowne spojrzenie.
— Kogoś bardzo ci bliskiego.
— Nie, nie mówisz poważnie. Przecież to absurdalne.
— Posłuchaj uważnie, słońc. W tej bajce twoi rodzice raczej nie są tymi, którzy ratują księżniczkę z wieży. Są tymi, którzy ją w tę wierzę wsadzają. – Odchrząknęła. – Słyszałam, że jest cała organizacja takich, żeby podtrzymać moją metaforę, książąt na białych koniach, ale nikt nigdy tego nie potwierdził.
Wzdrygnęłam się. Czy to dlatego Seth ze mną rozmawiałam – żeby zbliżyć się do rodziców? To głupie, znałam go tylko jeden dzień, ale poczułam się zdradzona.
— W takim razie muszę go powstrzymać.
— Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł. Właściwie to on mógłby ci nawet pomóc. Cały czas mówisz, że chcesz być lepsza w czymś, w czym ewidentnie jesteś do dupy. Potrzebujesz kogoś, kto się na tym zna.
— Czy tobie już zupełnie padło na mózg? Nie mogę wystąpić przeciwko własnym rodzicom!
— Ale ja nic takiego nie powiedziałam! Poza tym, nie wiesz czego on od ciebie chce. Nie wiesz też, o co właściwie w tym wszystkim chodzi, więc… - Sięgnęła po jeden z pędzli i zaczęła przeczesywać włosie, wystrzeliwując z niego drobne kropelki.
— Możesz mi po prostu powiedzieć. Poza tym wynajmujesz to mieszkanie. Uważaj trochę.
— Problem tkwi w tym, że właśnie nie mogę. Powiedzieć i uważać.
— W takim razie co powinnam zrobić?
— To słodkie, że mimo że się nie znamy, ty traktujesz mnie jak przyjaciółkę, niańkę terapeutę, wstaw co chcesz. A tak naprawdę toleruję cię tylko dlatego, że z pewnych przyczyn muszę pozostać całkowicie incognito.
Posłałam jej ponaglające spojrzenie.
— Nie, nie powinnaś im nic mówić. Tylko pogorszyłabyś sytuację.
— Przyznaj, że chodzi ci tylko o to, żebym się od ciebie odwaliła.
— Nie tylko. Mimo tego wstrętnego szantażu, zdążyłam cię nawet polubić. Ale takie rozwiązanie wyszłoby ci na dobre.
Patrzyłam na jej rozpromienioną twarz i nie mogłam uwierzyć w szczerość jej intencji. To jasne, że chciała się mnie pozbyć. Nikt o zdrowych zmysłach nie doradzałby mi polowania na własnych rodziców. Bez względu na to, co takiego robili, bo nie spodziewałam się, że Amber wyzna mi, jakichż to potwornych zbrodni dopuszcza się ta rasa. Pytałam wiele razy, za każdym razem kończyło się to krzykiem i pretensjami ze strony Amber. „Czy jestem twoją matką, żeby opowiadać ci o historii twojej rodziny!?” albo „Ja jestem tylko po to, żebyś nauczyła się wykorzystywać te małe iskierki, a nie żeby wykładać ci o waszym pochodzeniu!?”. Potem zakładała ręce na piersi i ostentacyjnie oglądała swoje obrazy, a ja musiałam wrócić do domu, bo wiedziałam, że niczego konkretnego się już nie dowiem.
– A, i nie zapomnij, że jutro po twoich lekcjach widzimy się na treningu.
Uniosłam brwi.
— Przed chwilą chciałaś mieć spokój? Co cię tak nagle naszło?
Amber wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się tajemniczo. Nie miałam szans na dowiedzenie się czegoś więcej, więc pożegnałam się z nią i skierowałam się do wyjścia.
— O, DeeDee! – zawołała za mną Francuzka. – Jakby ci to powiedzieć… Masz całe spodnie uwalone różową farbą.
Wygięłam się, żeby obejrzeć swój tyłek i przeklęłam głośno. Cholerna Amber, jej „sztuka” i mazianie po meblach! Już dawno wiedziałam, że powinna zająć się czymś produktywnym. Wyszłam trzaskając drzwiami i dosłownie pobiegłam do samochodu.
Witam po raz kolejny. No i jest Amber. Wyszła mi całkowicie spontanicznie. Pomyślałam, że fajnie byłoby mieć kogoś, kto ma tak na imię, no bo czemu by nie? Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
Nie myślałam, że tak szybko doczekam się kolejnego rozdziału, ale w sumie późno komentowałam tamten, więc nic dziwnego :P
OdpowiedzUsuńTak jak przypuszczałam, ten kelner, to był Seth :D Kocham tego kolesia, jego teksty i sposób bycia. Po prostu uwielbiam! Spotyka obcą dziewczynę, zaprasza ją do kawiarni gdzie kupuje sok pomarańczowy i opowiada o podobieństwach człowieka do oceanu! Mistrz! Chociaż ja nie wiem, czy na miejscu naszej bohaterki tak od razu zgodziłabym się gdzieś z nim wyjść... Kto wie, czy to nie jakiś zboczeniec? Przecież bezwstydnie gapił się na nią na tym przyjęciu, a kilka dni później tak po prostu nawiedza ją na szkolnym parkingu! Ja bym się nad tym najpierw zastanowiła.
Prawdę mówiąc, to nie polubiłam Amber. Wydaje się taka oderwana od rzeczywistości, chwilami szalona, ale jakoś nie w pozytywnym sensie, przynajmniej dla mnie. jakby znosiła DeeDee z przymusu (co w sumie jest poniekąd prawdą). I wątpię, żeby DeeDee tak od razu zgodziła się przyłączyć do organizacji Setha. Mi na jej miejscu byłoby ciężko w ogóle pogodzić się z tym, że jakaś tajna organizacja poluje na moich rodziców, a co dopiero się do niej włączać!
Czekam na kolejny i pozdrawiam :*
Przepraszam, że czytam dopiero teraz, ale chwilowo w ogóle nie mam czasu. :<
OdpowiedzUsuńInformuję, że przeczytałam i życzę weny! ^.^
Osobiście polubiłam Amber :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. Najbardziej przypadła mi do gustu DeeDee. Mogłabyś wpaść na mój blog i ocenić opowiadania? http://anamitria.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńZajrzałam na Twojego bloga i zobaczyłam miłą niespodziankę :)
Opowiadanie bardzo ciekawe i nawet w miarę długie. Miło się ej czytało. Bohaterowie tak jak zawsze są podzieleni na tych których lubię i tych drugich :)
Oczywiście w tej pierwszej grupie są DeeDee i Seth. Najlepsi bohaterowie, ever! :D
Czekam na nowy rozdział. :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;*
Coś czuję, że nie polubię tej całej Laury Benson. Wydaje mi się, że to taka dusza towarzystwa, imprezowiczka, której cały świat kręci się wokół siebie. Może mam złe wrażenie? Nie wiem, ale niechęć dziewczyn do tej imprezy o czymś w końcu świadczy. Ciekawa jestem co się tam wydarzy no i przede wszystkim czy masz zamiar nam to przedstawić;D Bardzo podobała mi się rozmowa dziewczyn. Była ciekawa i bardzo naturalna.
OdpowiedzUsuńAle nie ukrywam, że to dalsza część rozdziału wzbudziła we mnie większe emocje;D Przede wszystkim nie bardzo na razie rozumiem o co chodziło Sethowi;D Zaprosił na kawę po czym kupił sok, ahaha;D Polubiłam tego chłopaka, ale nie wiem czy ze względu na jego zachowanie tu, czy przez pryzmat tego jak go zapamiętałam po poprzedniej wersji opowiadania. Na razie nie będę tego oceniać. Denerwuje mnie tylko to, że DeeDee zwraca się do niego per 'kelner'. Jakby gardziła nim za to, że pracuje w takm zawodzie, a nie jest kimś 'wyższym'. To trochę nieładne z jej strony.
Natomiast postac Amber podoba mi się ogromnie! Może dlatego, że nic o niej nie wiadomo i jest zagadką samą w sobie? W każdym razie jest nietuzinkowa i mam nadzieję, że będzie pojawiać się częściej! ;)
Pozdrawiam! ;*
Przybywam z niesamowitym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz! Jestem zimoluchem i te gorąca mnie wykończą kiedyś :( Jak taki żar się leje z nieba to nawet myśleć mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńNo, ale mniejsza o to! Rozdział bardzo mi się podobał. Początek dość spokojny, taki normalny można by rzec, bo dotyczył zwykłych rzeczy, które dotykają mnóstwo młodych ludzi. Dopiero część druga wprowadziła elementy fantastyki, którą tak bardzo kiedyś kochałam. Obecnie nie czytam jej już tak dużo, ale dalej ją lubię.
Seth od początku zwrócił moją uwagę. Nie zachowywał się, jak na kelnera przystało ;) No, a w tym rozdziale potwierdził swoją niezwykłość. Lubię go. Nawet bardzo. Jest taki żywiołowy, zabawny, zakręcony. Wprost ubóstwiam takich bohaterów. Jego kontakt z DeeDee też nie jest typowy. Budzi mnóstwo emocji, choć nie wiem do końca, czy dziewczyna jest z tego zadowolona. W każdym bądź razie jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
Amber jest mega pozytywną postacią! Cieszę się, że postanowiłaś ją wprowadzić, bo z całą pewnością dużo daje tej historii. Nie wiem o niej nic, jest niesamowicie tajemnicza i to zachęca do lepszego jej poznania. Mam nadzieję, że dasz nam taką szansę.
Cóż, czekam na kolejny rozdział, bo wzbudziłaś moją ciekawość.
W międzyczasie zapraszam również do siebie.
Pozdrawiam :*
Super historia. Świetne dialogi, zwłaszcza ta rozmowa ze Sethem czy jak to się tam pisze. Fajny pomysł na tatuaż. Jest oryginalny i dość tajemniczy. Bardzo podobało mi się określenie Bambi i cała rozmowa jak z tego wypłynęła. ;) I postać Amber.... Świetna <3
OdpowiedzUsuńAjajaj! Jeśli dobrze pamiętam, w rozdziale I Seth i Bambi znali się! A teraz się nie znają! Czyżby to był powrót do przeszłości? Gubię się czasami w czasach kochana :D Ale podoba mi się to, że masz takie przeplatanki, teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. Chyba :P W każdym razie lubię to :D
OdpowiedzUsuńNo, no! Rzeczywiście na pierwszy rzut oka Amber zachowuje się jak kto o niezdrowych zmysłach xD
Szkoda mi DeeDee, że musi dowiadywać się takich rzeczy ;x To na pewno nie jest przyjemne :c Poza tym, coś mi się wydaje, że ten Seth jest lepszy od tego poprzedniego :D
Pozdrawiam :*
Jak ty to robisz, że każdy kolejny rozdział jest jeszcze lepszy? :) Zastanawia mnie to dziwne zachowanie kelnera. Co on wie?
OdpowiedzUsuńHaha wiedziałam, że to Seth był tym keknerem :D. I jeszcze te jego porównania do oceanu... Jestem ciekawa, jak rozwinie się relacja między nim a DeeDee.
OdpowiedzUsuńAmber wydaje mi się interesującą postacią. Może tutaj nieźle namieszać, poza tym coś wie, ale nie chce tego powiedzieć. Intrygują mnie również te treningi. Jak wyglądają? Na czym polegają?
Lecę do następnego.
Ah więc jednak Seth był tym kelnerem. Czy on przypadkiem nie wydaje się ciut namolny? Powiedziałabym nawet, że to odrobinę irytujące, gdyby nie fakt, że chyba właśnie za to i jego niebanalny charakter jest moją ulubioną postacią.
OdpowiedzUsuńW każdym razie rozdział jest nieco dziwaczny. O ile poranek w szkole można określić jako zwyczajny (łącznie z hamburgerową tradycją i wiadomością o super-mega-hiper-fajnej imprezie u Laury, na której trzeba być) tak od momentu kiedy pojawia się Seth...
No bo w sumie Dee Dee nawet go nie zna, a nie dość, że już - tak jakby - zabiera ją na kawę to jeszcze daje prezent zupełnie niczego nie wyjaśniając. Na miejscu Dee pomyślałabym, ze albo gość ma dużo odwagi i zarywa do każdej laski jaką pozna, albo został wynajęty przez Claire by zrobić jakiś dowcip, albo że uciekł z zakładu zamkniętego i to jakiś świr. Tylko, że na tym wisiorku był symbol który Dee Dee zna, a więc wszystko się komplikuje.
Amber... jej postać póki co jest dwuznaczna. Z jednej strony skrywa tajemnice, bo wszystko wskazuje na to, że jest zamieszana w cały ponadnormalny świat i jednoczesnie sprawia wrażenie osoby która o niczym nie wie. Ciekawa jestem, jak dalej rozwiniesz jej wątek. Będę się jej przyglądać, poniewaz sądzę, że (nawet jeśi wyszła spontanicznie) to jednak się na coś przyda.
Współczuję Dee Dee tego, że juz na początku historii dowiaduje się, że ktoś (owy wspomniany wczesniej świr) poluje na jej rodziców... Jej rodziców... to nie może być normalne, nawet jeśli ich rodzinne stosunki bywają różne. Jakby nie brać kocha ich, prawda?
Wracając na moment do Setha, zastanawiam się, o co chodzi z tym ,że Dee zobaczyła go w innym świetle, kiedy był cały zakrwawiony i przykuty do ściany w jakimś lochu... spać nie będę mogła przez te tajemnice.
Ponad to, jestem ciekawa jak miałby wyglądac taki trening z Amber, bo chyba bym była nieco zdenerwowana, gdyby to były tajniki zwyczajnej medytacji
Lecę do następnego :*
Oszustwa dzieci przy grze w monopol czy eurobiznes. No u mnie to najbardziej oszukuje żona xD Rozrzutna to i szybko bankrutuje, tak więc musi potem podbierać. Jednak podoba mi się podejście tej twojej Elfki, choć przyznam szczerze, że dzieci też powinno się uczyć przegrywać, bo potem... potem może być trudno i uważają, że wszystko im się od życia należy niczym manna spadająca z nieba.
OdpowiedzUsuńA więc rodzice bawią się w swatanie córki i to w swatanie z kim? Z zapracowanym, bogatym... cóż... czy mam się martwić, że wylezie z niego niezły skurwiel, który też ma cel w interesowaniu się tą małą?
"pozwalając Claire ciągnąc swoje wywody" - ciągnąć
Kelner z tatuażem pod okiem? W życiu bym takiego nie zatrudnił do podawania do stołu, no chyba, że by je zafluidował i to takim dobrym specyfikiem, by nawet nie prześwitywało. Ja tak robię z tatuażem na dłoni.
Bambi i daltonizm xD Mega fragment xD
Przyznam szczerze, że trochę jest to wszystko pogmatwane, jakby brakowało mi wprowadzenia do akcji zanim do niej przeszłaś. Nagle pojawia się kelner pod szkołą, jest pokrwawiony, potem piją kawę, daje jej talizman, a później jest jakaś trenerka od iskry... Nie za dużo na raz?
No ale przynajmniej dowiedziałem się kim są jej rodzice, choć nie do końca. Nie mam w końcu pewności czy ta artystka powiedziała prawdę, bo może się okazać tak, że to ci polujący są źli, a potworaści-rodzice dobrzy.
No i mogę teraz dalej czytać. Chociaż dalej uważam, że czcionka jest bolesna i TAK, będe o tym pisać pod każdym rozdziałem ;p
OdpowiedzUsuńTo chyba takie typowe dla bogaczy, że ich życie ogranicza się do szukania faceta, a osiemnastolatki bez chłopaka czują się jak jakieś cofnięte w rozwoju. Aż sobie przypomniałam Titanic i to "na studia idzie się po to, żeby znaleźć męża, a Rose jest już zaręczona" heheh
A tak o samym rozdziale - stwarzasz niesamowitą, ciężką atmosferę. Czuję się czasami jakbym pływała w smole. Twój pomysł na fabułę bardzo mnie intryguje, ale powinnaś popracować nad językiem. Strasznie spieszysz się z wydarzeniami, nie dając czytelnikowi czasu na poukładanie tego w głowie. Musisz wiedzieć, że ty odbierasz fabułę zupełnie inaczej, bo to stworzyłaś i wszystko wiesz. Ale czytelnik będzie wiedział tylko to, co napiszesz. A tutaj strzelasz nowymi postaciami jak z bicza, nie opisując ich specjalnie, nie nakreślając miejsca akcji i nie wchodząc szczególnie w umysł głównej bohaterki. Nie musisz oczywiście tworzyć metrowych opisów, ale czasami dopisz dwa słowa, o co chodzi. W głowie, moim zdaniem, lepiej zapisują się obrazy niż litery, a obraz to nie tylko to, co na pierwszym planie, ale również tło. Tutaj mi troszkę tego tła brakuje i na tym na twoim miejscu bym się skupiła.
O samej akcji wciąż niewiele mogę powiedzieć, bo nie do końca ją rozumiem. Ale podoba mi się ta wymiana zdań o Bambie i postać Setha. Jeśli faktycznie jest stworzony do tego eliminowania zagrożenia, to może być niebezpiecznie.
pozdrawiam serdecznie ; ))
Robi się ciekawiej… Ciekawiej i zarazem bardziej tajemniczo. Po tym rozdziale wiadomo, że istnieje jakaś druga, zła rasa – ta do której należą rodzice DeeDee i najpewniej sama zainteresowana, choć z tego, co zrozumiałam, ona nie przeszła wspomnianej przemiany. Sądząc po zachowaniu rodziców, właśnie przed tym chcą ją chronić. To ma sens, przynajmniej na ten moment. Co więcej, wspominasz o iskrach, więc mamy nawiązanie do tytułu, choć to nadal nie tłumaczy kto, co i jak. Pewnie okaże się z czasem.
OdpowiedzUsuńRozbroiła mnie rozmowa z Sethem, bo oni idealnie nadają się na przyjaciół. Co więcej, te przebłyski, które ma DeeDee, podsycają moją teorię. Mianowicie: mam wrażenie, że oni już kiedyś żyli. Czyżby reinkarnacja? Jeśli tak, masz mnie cała. Jeśli nie… to pewnie też, bo jestem zauroczona xD
Mam pewne wątpliwości co do Amber. Nie wiem dlaczego, ale coś w jej postaci wzbudza we mnie złe przeczucia. Znaczy, teoretycznie bardzo DeeDee pomaga, jest interesująca – taka szalona indywidualistka, która na dodatek bohaterkę uczy, ale… Cóż, może to przez sposób, w jaki się poznały i jak rozmawiają. Szantaż nigdy nie wróży niczego dobrego, choć możliwe, że Amber faktycznie ją polubiła. No i propozycja kolejnej lekcji… Na tę chwilę nie mam pojęcia, co powinnam myśleć. Kolejne pytanie do kolekcji :D
Tak na koniec wrócę do początku, więc do sceny w szkole. Claire, Rachel i DeeDee to ciekawe połączenie, bo każda jest inna, ale w jakiś pokrętny sposób do siebie pasują. Choć Shelly pewnie dziwnie czuje się przy dziewczynach, które były w prywatnej szkole. Fajnie, że traktują ją na równi, a Claire nawet próbuje wciągać w ten świat, ale… jednak ludzie o innej mentalności potrafią skrzywdzić – bo nie każdy zaakceptuje Rachel tak, jak jej przyjaciółki.
No i plus za wzmianki od pracami nad rocznikiem. Niby nic, ale pasuje do realiów, bo przecież akcja dzieje się w Ameryce, a wielu autorów zapomina, że zagranica to nie Polska…
Pozdrawiam!
Nessa.