poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział XI

W poprzednim rozdziale...
Seth opowiedział mi historię powstania całych tych złodziei i mówiąc szczerze, nie jest w pełni co do niej przekonana. W końcu dowiedziałam się, o co chodzi z tym całym „Stuleciem” i okazuje się, że to najważniejsza impreza, na której Seth chce urządzić rzeź. Świetnie. Odwiedziła mnie też Amber i jeśli tak miałyby wyglądać wszystkie jej wizyty, ciesze się, że wcześniej do mnie nie przychodziła. Moi rodzice mają kłopoty. I to poważne. I tak sobie pomyślałam... Może w końcu postaram się coś zdziałać?
~*~


Wszystko nagle nabrało tempa i czułam się jednocześnie podekscytowana i przestraszona. Amber miała dać mi znać pod koniec tygodnia, co ustaliła z Pierre’em, ale zastrzegła, że nie mogę powiedzieć o nim absolutnie nikomu, co było zdecydowanie najgorszą częścią naszego układu. Nigdy nie musiałam rozwiązywać poważnych problemów – to rodzice się nimi zajmowali – i obawiałam się, że nagła zamiana ról, w dodatku bez możliwości spytania kogokolwiek o radę, może mnie przerosnąć.
— DeeDee, dobrze się czujesz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rachel, która, położywszy mi dłoń na ramieniu, z troską przypatrywała się mojej twarzy.
Jak zwykle przerwę obiadową spędzałyśmy na stołówce i jak zwykle wszystko zmierzało do tego, że zamiast przygotować się do kolejnych lekcji, przegadamy całą godzinę. Byłam pewna, że Shelly opowiadała właśnie o George’u, ale nie miałam pojęcia, na czym dokładnie skończyła.
— Zamyśliła się, jak zwykle – mruknęła Claire i ze znudzoną miną zaczęła wystukiwać coś na telefonie.
— Naprawdę przepraszam. – Potrząsnęłam głową, jakbym w ten sposób mogła pozbyć się wszystkich zbędnych myśli. – Mam teraz kilka spraw do zrobienia i trochę ciężko mi się skupić.
— Chcesz o tym pogadać?
— Nie, to nic poważnego. Nie ma o czym mówić – zaprzeczyłam, podczas gdy desperacko chciałam im o wszystkim powiedzieć. – Czy o coś… o coś mnie pytałaś?
— Spytała, czy robisz coś po południu – Claire odpowiedziała za Rachel, upewniając się, że na pewno poczuję się winna za swoją nieuwagę.
— Jestem umówiona, Shelly. Przepraszam cię bardzo.
— Och. No dobra. – Rachel posłała mi ciepły uśmiech. – George dzisiaj ma zajęte po południe, wiec pomyślałam, że możemy się spotkać, odrobić razem lekcje czy coś.
— Naprawdę mi przykro, ale spotykam się z Sethem.
— Znowu? Boże, co to za wspólne sprawy? - Claire spojrzała na mnie znad telefonu.
Spodziewałam się zobaczyć ją zaintrygowaną lub podekscytowaną, myślałam, że będzie wypytywać mnie o szczegóły, a ja będę musiała zbywać ją, mówiąc, że mnie i Setha łączą tylko sprawy „zawodowe”. Zamiast tego Claire skrzywiła się swoim zwyczajem i ogólnie rzecz biorąc, nie wyglądała na zadowoloną.
Poczułam się trochę zawiedziona.
— Już ci mówiłam. Nie zamierzam się powtarzać – odparłam oschle.
Na tym nasza rozmowa się zakończyła, choć przez resztę dnia Claire posyłała mi wymowne spojrzenia albo rzucała kąśliwymi uwagami. Seth, przyjeżdżając po mnie po pod szkołę swoim gratem, nie polepszył mojej sytuacji.
— Powodzenia ze wspólnymi sprawami! – Pomachała mi na odchodnym i uśmiechnęła się sztucznie.
Rachel wzniosła oczy do nieba, choć wydawała się raczej rozbawiona niż rozdrażniona. Wiele razy znosiła nasze sprzeczki.
— Do zobaczenia. Jakby co, to powiesz nam o wszystkim, prawda?
— Jasne, powiem ci wszystko. Tobie tak! – krzyknęłam, upewniwszy się, że Claire była jeszcze w stanie mnie usłyszeć.
Nie cierpiałam rozstawać się z nią w gniewie. Po naszych kłótniach nigdy nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca, bo wiedziałam, że jedyną osobą, z którą mogłabym na ten temat porozmawiać była właśnie ona. Ani mnie, ani jej, duma nie pozwalała pierwszej wyciągnąć ręki na zgodę. Obie miałyśmy po prostu nadzieję, że kolejnego dnia będziemy w lepszych humorach i zapomnimy o całej sprawie.
— I jak się ma twoja ślimakożerna przyjaciółka? – Seth wyrwał mnie z zamyślenia. Spokojnie ruszył z miejsca i udawał, że ten temat w ogóle go nie interesuje.
Uśmiechnęłam się lekko, mimo że wcale nie było mi do śmiechu. Chciałam móc powiedzieć mu prawdę, ale zakaz mówienia o istnieniu Pierre’a szczególnie dotyczył Setha. Amber bała się, że członkowie OPF-u po uzyskaniu pożądanych informacji, będą chcieli go po prostu zabić.
— I to wcale nie chodzi o to, że im się to uda – powiedziała podczas naszej rozmowy telefonicznej, takim tonem, że od razu wyobraziłam ją sobie z drwiącym uśmiechem na twarzy. – Pierre od dłuższego czasu wymyka się lepszym niż oni. Po prostu nie powinien teraz wzbudzać zamieszania ze względu na nie najlepsze stosunki z Królową, jasne?
Nie mogłam się jej sprzeciwić, dlatego na pytanie Setha odpowiedziałam tylko:
— To jej sprawy osobiste. Przyszła do mnie jak do przyjaciółki.
— Więc dlaczego nie mogłem przy tym być?
— Dlatego, że to nie twoja sprawa – mruknęłam. – Nie wiedziałam, że skoro postanowiłam wam pomóc, wszyscy moi przyjaciele mają obowiązek zdawać ci relacje ze swojego życia.
— Ty wiesz o problemach moich przyjaciół. Czemu nie mogłoby być na odwrót?
— Dlatego że moi przyjaciele są normalni.
~*~
Gdy schodziłam po schodach w jego domu, zastanawiałam się, czym tym razem Seth mnie zaskoczy. Nie spodziewałam się typowej piwnicy – pralka, detergenty i trochę słodyczy na czarną godzinę, ewentualnie stół do ping-ponga raczej nie wchodziły w grę. Nie tam.
— Tak naprawdę najfajniejsza jest ta trzecia sala treningowa – ocenił Seth, marszcząc nos. – No ale może kiedyś uda się jej dorównać. Zapraszam.
Otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazała się prawdziwa siłownia ze sprzętami, których przeznaczenia mogłam się tylko domyślać. Wolałam sobie nie wyobrażać, jak to będzie, gdy sama zacznę ich używać. Na szczęście w sali wciąż było mnóstwo wolnego miejsca, żeby po skończonym treningu położyć się plackiem i umrzeć.
Niewykluczone, że chodziło im też o przestrzeń do trenowania walki.
— Czysty beton. – Seth niemalże z czułością poklepał ścianę piwnicy. – To tak na wypadek, jak gdybyś miała fazę na rozwalanie wszystkiego dookoła. Nie uda ci się.
— Dzięki, że uprzedziłeś, już miałam zamiar spróbować.
Udałam, że z całej siły uderzam pięścią w jedną ze ścian i coś z tyłu piwnicy przykuło moją uwagę. W kącie stała ciemna, zakapturzona postać. Na ułamek sekundy naprawdę się przestraszyłam, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że to tylko sztuczny przeciwnik.
— Co z tym robisz? – wskazałam na lalkę.
— Co? Z tym? – Wzruszył ramionami. – Ostatnio, rzucam w to nożami. Zazwyczaj jestem tu sam, więc nikomu nie zrobię krzywdy. Pokażę ci.
Podeszliśmy bliżej. Rzeczywiście, w miejscu, w którym prawdziwy człowiek miałby głowę, były wbite trzy noże. Seth z łatwością je wyciągnął.
— Wbrew pozorom pamiętanie o wyjęciu ich w odpowiednim momencie też jest ważne. – Roześmiał się i podał mi jeden egzemplarz broni.
— Rebecca była zła?
— Oj, daj spokój. Nie możesz być na to odporna. Wszyscy za jej plecami mówią o niej Becky. – Szturchnął mnie lekko w ramię. – I tak. Była trochę wkurzona. Zwłaszcza że dopiero co zerwała z facetem.
— Och.
— Co chwila z nim zrywa, a potem do niego wraca, więc to żadna nowość.
Seth przesunął naszego przeciwnika na środek piwnicy i zwiększą niż to było potrzebne dokładnością, przyjrzał się mu, czy na pewno stoi we właściwym miejscu.
— Ale, tak serio, nie spodziewałem się po niej niczego innego… – dodał ściszonym głosem. Przejechał palcami po włosach i wziął głęboki oddech. Po chwili z powrotem uśmiechał się tak jak ten Seth, którego poznałam.
— No dobra, słuchaj. Podczas walki ze złodziejem, obojętnie z jakiego powodu, zawsze uważaj na oczy. No ale to już powinnaś wiedzieć. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. Przypomniałam sobie incydent na dachu, a ciarki przeszły mi po plecach. – Następnym razem postaraj się też w nie celować, okej?
Kiwnęłam głową.
— No, nie bez powodu mówi się, że oczy to okna do duszy człowieka. – Zachichotał, a po chwili znowu spoważniał i, odchrząknąwszy, kontynuował: –Oczywiście, czasem emocje biorą górę. Czasem tak bardzo kogoś nienawidzisz, że chciałabyś móc go torturować. Sprawić, żeby cierpiał, a każdy rodzaj śmierci przyszedłby zdecydowanie za szybko.
Westchnął żałośnie.
— Tak, chyba wiem, co konkretnie masz na myśli.
— Przyznaję, zawaliłem tamtego wieczora, ale twój Charlie to naprawdę mocny przeciwnik.
Skrzywiłam się. Nie podobało mi się określenie „twój Charlie”, tak jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, podczas gdy Seth z pewnością spotkał go o wiele więcej razy niż ja.
— Doskonale wiesz, dlaczego w ogóle go poznałam. Nie wracaj do tego – warknęłam.
— To tyle w kwestii dobrego rodzicielstwa państwa Masenów. – Puścił do mnie oczko. – A tak na marginesie, czasem złość może pomóc. Rzucaj.
— Mógłbyś stanąć na miejscu manekina? – spytałam przez zaciśnięte zęby.
Wymierzyłam cel, zamachnęłam się i rzuciłam. Wszystko wyszłoby idealnie, gdyby nie to, że nóż przeleciał metr od mojego przeciwnika i z głuchym brzękiem uderzył w ścianę.
— Właściwie to mógłbym tam stanąć, czemu nie?
Wywróciłam oczami. Wolałabym, gdyby po prostu przemilczał tę moją małą porażkę.
— Pokażę ci, jak to się robi, bo to dość ważna umiejętność – stwierdził, choć wciąż jeszcze był rozbawiony. Gdzie się podział ten Seth-profesjonalista? – Niektórych złodziei lepiej unikać, z innymi i tak nie dasz sobie rady fizycznie. Ale jeśli ktoś inny go rozproszy, to zawsze masz szansę.
— Dlaczego niektórych miałabym unikać bardziej od innych?
— Złodzieje zazwyczaj dzielą się na tych z umiejętnościami mentalnymi i tymi z fizycznymi. Choć ci z Gwardii zazwyczaj znają przynajmniej podstawy obu. Lottie ma swoje standardy. – Wywrócił teatralnie oczami. – Charles – jego imię wymówił imitując brytyjski akcent – jest mentalistą, oczywiście. A właściwie manipulatorem. Wstrętnym manipulatorem. Wtedy lepiej działać na odległość.
— To zabawne, co mówisz. Bo z tego, co pamiętam, w piątek wyglądało to zupełnie inaczej.
Zazgrzytał zębami.
— Chyba już ci tłumaczyłem, że czasami emocje biorą górę? Trzymaj. – Wręczył mi drugi nóż. – Masz jeszcze jedną szansę. I może nie skupiaj się tak tym razem.
Rozluźniłam ramiona. Podskoczyłam kilka razy. Uśmiechnęłam się lekko. Bój się, laleczko Zaraz zginiesz. Rzuciłam, prawie się nie zastanawiając.
— Cholera – wymsknęło mi się, kiedy po raz kolejny spudłowałam. – Dlaczego nie wyszło!?
— Ale spójrz na to optymistycznie! Tym razem brakło ci tylko kilkanaście centymetrów!
— To nie ma znaczenia.
Powoli zaczynałam mieć dość tego treningu, ale nawet ja zdawałam sobie sprawę, że była mi potrzebna choćby minimalna wiedza na temat walki i obrony. Liczyłam tylko, że Seth nie zaplanował niczego skomplikowanego.
— Nie wiem, dlaczego się spodziewałaś, że wyjdzie ci za pierwszym razem – parsknął. – Poza tym, może jak tak rzucisz, złodzieje będą się tak z ciebie śmiać, że nawet nie zauważą mnie i Aloisy, wykonujących prawdziwą robotę.
— Dlaczego akurat Aloisy? – spytałam, uśmiechając się złośliwie. – Myślałam, że to już jest skażona rzeka.
— Bo tak jest. Jeśli chodzi o sferę… prywatną. Ale jeśli chodzi o walczenie, Ali jest całym oceanem talentu.
— Aha – mruknęłam.
Ciekawe, ile Aloisa trenowała, zanim stała się tak dobra, jak twierdził Seth. Ile trenował on sam? I co najważniejsze: ile zajęłoby mi dojście do ich poziomu? Nie po to, żeby kogokolwiek atakować – wciąż wzdrygałam się na myśl o tym, że miałabym uderzyć żywą istotę – ale po to, żeby nikt nie myślał o mnie jako „zezowatej DeeDee”.
— Chodź, pokaże ci, jak to powinno wyglądać.
Seth stanął za mną, rozsiewając wokół siebie zapach perfum i proszku do prania. Wzięłam głęboki oddech. Jak coś tak prostego, może być takie przyjemne? Złapał mnie za nadgarstek i poprowadził moją ręką, prezentując mi prawidłowy zamach. Jego ruchy były zdecydowane, precyzyjne i szybkie. Był pewien, że tym razem nóż wbije się tam, gdzie powinien, mimo że to nie on go trzymał.
Pokazał mi jeszcze, w którym miejscu powinnam wypuścić broń, wziął głęboki i zwiększył uścisk na moim nadgarstku.
— Gotowa?
Kiwnęłam głową.
— No to patrz.
Jeszcze raz wykonaliśmy wszystkie kroki, tym razem szybciej i mocniej. Wiedziałam, że choć wszystko przebiegło tak jak należy, wciąż mogło się okazać, że byłam totalnym beztalenciem i nawet Seth nie potrafiłby mi pomóc. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam po raz kolejny zobaczyć jakiegoś żałosnego wyniku.
— Jest nieźle. Mogłaś rzucić trochę wcześniej, ale załapiesz to. Taki rzut na pewno bardzo by go osłabił, więc i tak pewnie byśmy wygrali.
Rzeczywiście. Trafiłam w serce. Gdyby to był zwykły człowiek, zabiłabym go. Przeszedł mnie dreszcz. Nie czułam się gotowa na przyjmowanie tak wielkiej odpowiedzialności.
— Czy wszystkie magiczne istoty zabija się przez oczy?
— Mówisz o kimś konkretnym?
Wzruszyłam ramionami.
— Po prostu nie chce mi się wierzyć, że złodzieje są jedyni.
Zmrużył oczy i złapawszy mnie za ramiona, obrócił w swoją stronę. Jego uścisk był zbyt stanowczy, żeby było mu się oprzeć.
— Ukrywasz coś.
Zrobiło mi się gorąco. Nie potrafiłam kłamać. Zawsze gdy to robiłam, czułam, że mój rozmówca znał całą prawdę i plotąc brednie, tylko się kompromituję. I tym razem na moje policzki zapłonęły rumieńcem, a język nie chciał uformować się w odpowiednie słowa. Dlaczego w ogóle miałoby go to interesować? Przecież nie muszę mu mówić o wszystkim.
Twoi rodzice mówili, że masz się bronić, a ja mam ci w tym pomóc, tak? Musisz mi powiedzieć, bo wybacz, ale inaczej nie wyobrażam sobie tej współpracy.
Nachylił się nade mną, a niesforne kosmyki opadły mu na czoło.
— Masz mnie nauczyć, jak się bronić. Z resztą poradzę sobie sama.
— A więc jednak jest jakaś reszta.
Odsunął się ode mnie i skrzyżował ramiona na piersi. Chciałam mu powiedzieć. Nie tylko dlatego, że jego pełne wyrzutów spojrzenie sprawiało, że skręcało mnie w żołądku. Chciałam po prostu, żeby ktoś mi z tym pomógł – ktoś, kto ma o wiele więcej doświadczenia ze złodziejami, ale nie mogłam złamać danego słowa.
— Kiedy będzie trzeba, o wszystkim ci powiem. To sprawa moich rodziców i tyle.
— Szkoda mi cię. Wychodzi na to, że wszyscy, których znasz mają ze sobą jakieś problemy.
— Ty też do nich należysz – powiedziałam, zadowolona, że udało mi się skierować rozmowę na inny temat. –Wciąż nie powiedziałeś mi, o co chodzi z tą tajemniczą sprawą, o której wszyscy mówią.
— Och, jestem pewien, że jestem w czołówce „znajomych z problemami” – odparł ze śmiechem, po czym teatralnie zmarszczył brwi i ściągnął usta. – Obiecuję, że wkrótce wszystkiego się dowiesz.
Seth opowiedział mi jeszcze o zachowaniu w przypadku ataku i pokazał kilka najprostszych ruchów, ale pod koniec treningu miałam wrażenie, że nic z tego nie zapamiętałam. Byłam załamana, a świadomość, że ten rodzaj wiedzy naprawdę mógł mi się przydać, jeszcze bardziej mnie dołowała. Seth starał się jakoś podnieść mnie na duchu, tłumacząc, że ze względu na moje geny szlifowanie „specjalnych umiejętności” powinno pójść mi o wiele lepiej, ale uczyłam się już u Amber – i wcale nie było dobrze.
Kiedy wspinałam się po schodach z piwnicy, układałam w głowie plan na resztę popołudnia. Przede wszystkim musiałam odrobić lekcję, napisać referat i przynajmniej zastanowić się nad pracą semestralną z angielskiego. Nie mogłam pozwolić sobie na odpuszczenie tego przedmiotu.
Nagle Seth zatrzymał się i zamiast otworzyć drzwi i wejść do kuchni, zaczął nasłuchiwać. Serce podskoczyło mi do gardła. Przestraszyłam się, że w domu był ktoś obcy – na przykład złodziej w każdym znaczeniu tego słowa, ale uspokoił mnie gestem i z niechęcią pozwolił mi podejść bliżej. Czułam się głupio, podsłuchując, ale gdy tylko dotarły do mnie pierwsze zdania kłótni, zapomniałam już, jakie to niewłaściwe.
— …możesz się teraz wycofać. To twój przyjaciel. – Głos Aloisy był szorstki i pewny.
— Nie wycofuję się. Ale od początku uważałem to za idiotyzm. Każdy ma prawo do własnych decyzji. Nawet jeśli ją znajdziemy, to co? Ściągnie ją tu siłą i przykuje do ściany, żeby mu nie uciekła? – Drugą osobą w kuchni był Luke.
— Wiedziałeś, na co się zgadzasz.
— Tak, ale myślałem, że chodzi o niewinną zabawę w detektywa! Nie na to, co planujecie zrobić! To… niebezpieczne!
— Naprawdę możesz przekląć – odparła z rozbawieniem. – Ulżysz sobie. Pomyśl o tym w ten sposób: ten plan naprawdę wszystko ułatwi i szybciej się ode mnie uwolnisz.
Zapadła nieznośnie długa chwila milczenia. Seth przygryzł kciuk, zapewne zastanawiając się, czy skończyli i możemy już wyjść, czy może warto jeszcze poczekać. Po kilkunastu sekundach, kiedy już miał nacisnąć klamkę, usłyszeliśmy cichy głos Luke’a:
— Najgorsze jest to, że chyba nie chcę się od ciebie uwalniać.
— Debil – skwitował Seth. Z przykrością stwierdziłam, że Aloisa musiała pomyśleć coś podobnego.
— Przestań – warknęła i najprawdopodobniej uderzyła pięścią w stół albo blat. – Zabraniam ci tak mówić!
— Dlaczego to dla ciebie taki wielki problem! – Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. – Jesteś w kimś zakochana. Rozumiem to. Ale wyobraź sobie, że ja też jestem i jest mi z tym… kurde, źle, że ten ktoś na każdym kroku mnie unika!
— To twój problem i mam nadzieję, że szybko sobie z nim poradzisz, bo jakbyś jeszcze nie zauważył są w życiu ważniejsze rzeczy niż twoje kaprysy! – Chwilę później dobiegł nas trzask.
Seth z impetem otworzył drzwi i przebiegł przez kuchnię, nawet nie witając się ze swoim przyjacielem. Musiał pobiec za Aloisą, choć moim zdaniem powinien był zostać z Luke’iem, który dalej stał na środku kuchni niczym zamrożony w czasie.
Zabrałam go na górę. Nigdy nie wiedziałam, jak powinnam zachować się w sytuacjach, w których trzeba kogoś pocieszyć, dlatego starałam się przekonać samą siebie, że Luke to Claire albo Rachel i zachowywać się tak, jak zachowałabym się wobec nich w takiej sytuacji – nic nie mówić i dać im na spokojnie przetrawić całą sytuację.
— Pewnie myślisz, że jestem żałosny, co? – spytał, gdy rozsiedliśmy się wygodnie na jego łóżku. – Że cały czas to rozpamiętuję, rozmawiam z nią i przez cały czas celowo się upokarzam?
— Myślę, że to naprawdę urocze, że tak ci na tym zależy – odparłam dyplomatycznie.
Nie miałam pojęcia, co innego mogłabym powiedzieć. Oprócz tego, że mniej lub bardziej podkochiwałam się w kilku chłopaka ze szkoły, nigdy nie byłam zakochana. Nie potrafiłam ocenić, jak bardzo jest się wtedy zagubionym, jak bardzo to boli. Ha! Nie wiedziałam nawet, co to znaczy codziennie o kimś myśleć, powierzać mu największe tajemnice i uważać go za centrum swojego świata. W moich myślach pojawił się obraz Setha, ale szybko go przegoniłam.
— Ale dzisiaj nie rozmawiałem z nią po to, żeby ją przekonać, żeby do mnie wróciła. To już niemożliwe. – Roześmiał się sucho i przetarł czoło.
— Rozmawialiście o sprawie Setha, prawda? On chce kogoś odnaleźć. Jakąś dziewczynę?
— Nie tylko – przyznał Luke niechętnie. – Seth ma… – Zawahał się. – Ma cały plan. Wszystko ma już rozpisane, do kogo, w którym momencie się zwrócić, kogo odnaleźć. Jednym z punktów programu jest znalezienie dziewczyny.
Do dziś nie wiem, dlaczego w ogóle to mnie poruszyło – Seth szukający „wielkiej miłości swojego życia” nie powinien mnie obchodzić. Przecież każdy miał prawo do swoich własnych spraw, ja też nie mówiłam mu o wszystkim. A jednak wieść o tym, że chciał, żebym pomogła mu w szukaniu tej dziewczyny, sprawiła, że poczułam się niekomfortowo.
— Nie przejmuj. Tak naprawdę i tak najważniejsze będzie tylko jedno: zabijanie jak największej liczby złodziei.
Skrzywiłam się. Rzeczywiście, to było świetne pocieszenie.
— Po jaką cholerę on za nią pobiegł? – mruknęłam pod nosem po kilku sekundach nieprzyjemnej ciszy.
— On i Aloisa zawsze mieli różne wspólne sprawy. – Luke westchnął ciężko. – Kiedy byliśmy razem, Seth zawsze powtarzał, że Ali jest okropna. Wredna, złośliwa i nieczuła. Mimo to, zawsze się dogadywali. Ale jeśli chcesz, możesz tu zostać do wieczora i odwiozę ci do domu, kiedy będę jechał do pracy.
Miałam do zrobienia tak wiele rzeczy i mimo że czułam przy tym ogromne poczucie winy, nie potrafiłam mu odmówić. Tłumaczyłam sobie, ze wszystkimi tymi rzeczami mogę zająć się u nich w domu, skoro miałam ze sobą książki, a papier mógłby być miłą odmianą dla zimnej i nieczułej klawiatury.
Kiedy Seth wrócił, nie skomentował ani tego, że nie chciałam wracać, ani wcześniejszej rozmowy Luke’a z Aloisą – najzwyczajniej w świecie usiadł na podłodze i zaczął z studiować pomiętą kartkę wyciągniętą z kieszeni, tłumacząc, że jeśli już siedzi w domu, to najczęściej spędza czas właśnie w tym pokoju.
Nie miałam ochoty zastanawiać się nad tym, co było nie tak z jego własna sypialnią i czemu ta wymiętolony świstek wymagał aż takiej uwagi, bo wiedziałam, że i tak nie doszłabym do żadnych konkretnych wniosków. Być może Seth pragnął tych tajemnic, bo one sprawiały, że jego okrutny cel stawał się odrobinę bardziej ludzki i niewinny. Prowadził gierki, żeby choć przez chwilę pobyć dzieckiem. Starałam się nie myśleć o tym, że ja byłam tylko jego pionkiem, a nagrodą jakaś superlaska i skupić się na własnych sprawach – na przykład na pisaniu.
— Nad czym tak myślisz? – zagadnął mnie Luke, który z ciekawością unosił głową znad kolejnej medycznej książki.
Zarumieniłam się. Za każdym razem, gdy przyznawałam się komuś do swojej pisaniny, byłam traktowana pobłażliwie i nikt nigdy nie brał tego poważnie. To, że wiedzieli o tworzonym przeze mnie świecie o wiele więcej niż ja, jakoś nie dodawał mojemu zajęciu większego znaczenia.
— Ja… Miałam kiedyś taki sen i teraz, tak jakby, no… Przekształcam to w historię.
Wzbudziłam w nim o wiele większe zainteresowanie niż mogłabym przypuszczać – i chyba niż bym tego chciała. Luke podniósł się na łokciu i poprosił, żebym opowiedziała coś więcej i nawet Seth odciągnął się od swoich zapisków i spojrzał na mnie. Pomyślałam, że pewnie oboje potrzebują odpoczynku od tego, czym akurat się zajmowali.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od początku. Im bardziej zagłębiałam się w stworzony przeze mnie świat, tym mniej przejmowałam się tym, co sobie o mnie pomyślą, aż po chwili nie liczyło się nic poza moją fabułą i moimi bohaterami. Mówiłam coraz szybciej i mniej dokładnie, ale nie miałam czasu na zastanawianie się, czy wszystko było zrozumiałe – za bardzo uwielbiałam ten wyjątkowy stan odurzenia własną wyobraźnią.
— Nie za bardzo się znamy na dworskim życiu… –zaczął Luke, ściągając brwi.
— Bo mamy to w dupie – wtrącił Seth.
— Bo nie mamy kontaktu z nikim stamtąd. Ale to brzmi bardzo prawdopodobnie. Dobra robota.
Seth przejechał palcami po włosach i odchylił głowę do tyłu. Widziałam po jego minie, że nad czymś się zastanawiałam i wiedziałam, że powinnam zacząć się bać.
— To musi mieć jakiś sens. Sny tak nie działają. One muszą coś znaczyć. –Spojrzał na mnie wręcz błagalnie, szukając potwierdzenia, którego przecież nie mogłam mu dać. Chyba też zdał sobie z tego sprawę, bo westchnął cicho i uśmiechnął się do siebie. – Złodzieje z pewnością mogą manipulować snami. Może ktoś chce ci coś przez to przekazać? Pomyślę nad tym.
Wzruszyłam ramionami. Jeśli Seth chciał komplikować sobie życie i niczym prawdziwy znawca poezji doszukiwać się znaczenia każdej najmniejszej pierdoły, nie zamierzałam mu tego zabraniać. Dla mnie najważniejsze było to, że zaczynałam kochać te historię, a jeśli prawdziwy świat złodziei był do niego choć trochę podobny, mogłam do niego dołączyć.
~*~
Charles dumnie przemierzał pałacowe korytarze – był jedną z najważniejszych osób w Gwardii i nie widział powodu, dla którego miałby to ukrywać. Nawet jego najbliżsi przyjaciele czuli przed nim respekt i choć czasem takie traktowanie wprawiało go w zakłopotanie, przez większość czasu korzystał z wiążących się z tym przywilejów. Tylko dla jedna osoba wciąż widziała w nim nastoletniego Charliego, dopiero co wkraczającego świat złodziei – dawny nauczyciel Benjamin, do którego komnaty właśnie zmierzał.
Choć pałac był piękny, korytarze wydawały się monotonnym ciągiem tych samych ozdób i ornamentów, dlatego gdy Charles na swojej drodze zauważył drobną skuloną postać, zatrzymał się z zaskoczeniem. Od razu rozpoznał w niej tę dziewczynę, którą ostatnio przyprowadził Philip. Miała udowodnić Jej Wysokości, że była godna stania się jednym z nich, stania się takim jak on. Nie winił ją za to, że wykorzystując chwilę samotności, którą dostała podczas pracy, pozwoliła sobie na płacz. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak wygląda życie pałacowej służby i dlaczego Philip przyjmuje do niej tylko kobiety.
Charles podszedł bliżej, żeby dać dziewczynie znać, że ktoś był świadkiem jej załamania i z zaskoczeniem stwierdził, że dziewczyna była daleka od płaczu. Zamiast tego z namaszczeniem przyglądała się zdobieniom ścian i wydawała się w ogóle nie zdawać sprawy z jego obecności.
Zaśmiał się krótko.
Lily uniosła głowę, żeby sprawdzić, kto naruszył jej spokój. Powinna się mnie bać, przeszło przez myśl Charlesowi, który nie mógł pojąć, jak to się stało, że dziewczyna ani trochę nie wstydzi się swojej niesubordynacji.
— Czy Philip nie nauczył cię dobrych manier? – spytał drwiąco. Współczuł służbie ich losu, pod warunkiem, że wykonywała swoje obowiązki.
Lily wstała powoli, nie odrywając od niego wzroku. Charles skrzywił się, bo to dopiero teraz zobaczył, kogo zagadnął – służąca najniższego szczebla, ubrana ordynarnie i wyzywająco w coś, czego nie ośmieliłby nazwać „sukienką”. Nie mógł uwierzyć, że ktoś taki został w ogóle wypuszczony z podziemi i nie zdziwiłoby go, gdyby okazało się, że dziewczyna po prostu uciekła.
— Znam dobre maniery – odparła bez skrępowania. – Ale Philip uczy ich stosowania tylko wobec siebie. Ty nie wyglądasz na takiego, który potrafiłby je egzekwować.
— Może wkrótce się przekonasz – rzucił niedbale i wyminął ją.
Charles nie potrafił zrozumieć, dlaczego Jego Wysokość postanowił wysłać tę dziewczynę na taką lekcję pokory. Według niego to było marnowanie energii, która w niej drzemała. Lily mogła zostać zabita przez któregoś z członków Gwardii – być może nawet przez samego Króla lub Królową. Ale mogła do nich dołączyć, stać się bronią w perfekcyjnie skonstruowanej maszynie. Tylko te dwa miały jakikolwiek sens.
Moc, którą została obdarzona, nie mogła pójść na zmarnowanie i Charles zamierzał tego dopilnować.




No i jest! Tak jak powiedziałam, 6 czerwca. Dokładnie rok po opublikowaniu prologu (co prawda nikt już nie może tego sprawdzić, ale cii...). Chcę oficjalnie ogłosić, że ten rozdział został opublikowany przez oficjalną dorosłą xD. Długo zastanawiałam się, co mi w nim nie pasuje  zawarłam w nim to, co chciałam i w ogóle, ale później zdałam sobie sprawę, że trochę zgrzyta rytm. A to niestety mankament, który potrafię usunąć dopiero po dłuższej przerwie, a nie chciałam znowu robić takiej dziury. 

Miałam też nadzieję, że dzisiaj uda mi się opublikować mój ulubiony rozdział, ale z poprzedzającego go nagle zrobiły się trzy, więc... To była „część druga”. Do kolejnego!

PS Zdaję sobie sprawę, że wielu osób nie ma, niektórzy nadrabiają i może dodawanie kolejnego rozdziału nie ma sensu, ale naprawdę zależało mi na tej dacie :*

4 komentarze:

  1. Zacznę może od tego, że nowy szablon jest bardzo ładny, ale przez te białe litery nie da się czytać. Przynajmniej ja nie potrafiłam i musiałam skopiować tekst do Worda. Jasne tło, jasne litery.. za dużo tej jasności xD
    "Na szczęście w sali wciąż było mnóstwo wolnego miejsca, żeby po skończonym treningu położyć się plackiem i umrzeć" - uwielbiam to zdanie, haha.

    Ciekawa jestem czemu Seth wybiegł za Aloisą. Po co? Co jej powiedział? Coraz bardziej ciekawi mnie jakie relacje naprawdę między nimi panują.
    A więc Seth ma jakiś plan... Nie wiem czemu, ale nie wydaje mi się, żeby chodziło o znalezienie mu jakiejś superlaski xD Może DeeDee coś źle zrozumiała? Może chodzi o to, by znaleźć jakąś konkretną dziewczynę, która z jakiś względów jest ważna, a nie dziewczynę dla Setha. A to zmienia postać rzeczy. Poza tym, coś mi się wydaje, że DeeDee zaczyna być powoli o niego zazdrosna. Na razie tak delikatnie, niby niegroźnie, ale... chyba troszkę jednak tak. Albo to moje chore urojenia.
    Hm... Seth, Luke i DeeDee rozmawiali o jej śnie, pojawiła się wzmianka o dworze i tym, że ktoś może nią manipulować, a potem pojawia się fragment, w którym Charles chodzi po pałacu (dworze?). Przypadek? :D
    Czekam na kolejny! I pozdrawiam ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo, cześć! To ja!
    Czytałam na telefonie, wiec nie miałam problemów z czytelnością liter, ale rzeczywiście jakbym miała przeczytać całość tutaj, to chyba miałabym problem :P
    Podobał mi się ten trening z Sethem i to rzucanie nożami! W sumie rzeczywiście jakby ustał zamiast tego manekina, to pewnie nic by się mu nie stało xD chociaż w sumie jakbym ja miała takiego przystojnego trenera, to pewnie też nie mogłabym się skupić na trafieniu w cel xD
    A tak serio, to mnie też zdziwiło, że Seth zamiast zostać z kumplem, to pobiegł za jego – chyba już byłą – dziewczyną. Jakby to ona bardziej ucierpiała na tej kłótni, a przecież tak nie było. A może ona ma jakiś sekret z Sethem? Może oni coś razem spiskują? Sama nie wiem, ale nie pasowało mi to tym bardziej, że dziewczyna tak bardzo wzgardziła Lukiem.
    Ja patrzę, że oni naprawdę się przygotowują i chcą pozbyć się jak najwięcej złodziei, ale nie jestem pewna, czy ich plan wypali. Bo Seth jest taki na to wszystko nakręcony, a jakby nie było, oni też są potężni, może nawet lepsi niż ludzie z OPF-u. Więc się martwię, żeby potem chłopak nie prze żył bolesnego zawodu.
    A co do tej historii DeeDee i tego snu, to też jestem zdania, że niektóre sny coś znaczą. Wiec nie dziwię się, że chłopaków to zaniepokoiło. Tym bardziej, że nie jest ona taka całkiem normalna, więc to może nie być przypadek, że jej historia jest jakby nie patrzeć trochę zbliżona do tego, co się właśnie rozgrywa. Poza tym Charles w końcówce też jest w jakimś dworze, wiec może to ma naprawdę coś ze sobą wspólnego?
    Dobra, chyba już dość namieszałam :P Lecę, buźki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe jakim sposobem sny DeeDee przedstawiały wydarzenia, które zdarzyły się naprawdę.
    Poza tym, mam nadzieję, że umiejętności dziewczyny się rozwiną.
    Seth jest takim łobuzerskim i dupkowym gościem, lecz nie mogę powiedzieć, że go nie trawię.
    Lubię Luke'a - wydaje mi się takim sympatycznym i miłym chłoptasiem.
    Szczerze mówiąc, zmotywowałaś mnie do pisania opowiadania mijego autorstwa i zastanowienia się nad założeniem bloga. Ale to tylko takie moje myśli.
    Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie.
    Liberty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej hej :D
    Hm, rzucanie nożami to rzeczywiście ciężka sprawa i nawet jak Seth jej pomógł, to jakoś nie byłam przekonana, czy aby tak szybko się jej udało. Oprócz tego, że trzeba trafić w miejsce, trzeba trafić ostrzem, a nie np drugą stroną xD No ale nie będę się czepiać :P Mimo iż przeczytałam oba rozdziały i mam mieszane emocje, obelgi na Setha dopiero później...
    Czy na temat tej ,,reszty" DeeDee miała na myśli Amber i jej chłopaka, czy jeszcze całkiem inny świat, który pominęłam? O.O
    Wydaje mi się, że Bambi ma duży potencjał i jakiś czas treningu pozwoli jej się w pełni rozwinąć. Poza tym... no niestety, ale Seth i zgraja wiedzieli o tym już od dawna (albo trochę mniejszego dawna) i znają się na rzeczy, co i jak. Często trenują i mają już chyba na sumieniu kilku złodziei. Jakby nie patrząc... DeeDee żyła w soim pięknym świecie aż do teraz i jakim prawem na znać się na tych wszystkich rzeczach?! (chyba znowu zahaczyłam o kolejny rozdział :x)
    W sumie to całkiem ciekawe by było, gdyby Bambi stworzyła właśnie świat bardzo zbliżony do tego złodziei. Może właśnie to też jest jej jakąś ukrytą siłą, czy cuś O.O
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń