W poprzednim rozdziale...
Seth opowiedział mi historię powstania całych tych złodziei i mówiąc szczerze, nie jest w pełni co do niej przekonana. W końcu dowiedziałam się, o co chodzi z tym całym „Stuleciem” i okazuje się, że to najważniejsza impreza, na której Seth chce urządzić rzeź. Świetnie. Odwiedziła mnie też Amber i jeśli tak miałyby wyglądać wszystkie jej wizyty, ciesze się, że wcześniej do mnie nie przychodziła. Moi rodzice mają kłopoty. I to poważne. I tak sobie pomyślałam... Może w końcu postaram się coś zdziałać?
~*~
Wszystko
nagle nabrało tempa i czułam się jednocześnie podekscytowana i przestraszona.
Amber miała dać mi znać pod koniec tygodnia, co ustaliła z Pierre’em, ale
zastrzegła, że nie mogę powiedzieć o nim absolutnie nikomu, co było zdecydowanie
najgorszą częścią naszego układu. Nigdy nie musiałam rozwiązywać poważnych
problemów – to rodzice się nimi zajmowali – i obawiałam się, że nagła zamiana
ról, w dodatku bez możliwości spytania kogokolwiek o radę, może mnie
przerosnąć.
— DeeDee, dobrze się czujesz? – Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Rachel, która, położywszy mi dłoń na ramieniu, z
troską przypatrywała się mojej twarzy.
Jak zwykle przerwę obiadową
spędzałyśmy na stołówce i jak zwykle wszystko zmierzało do tego, że zamiast
przygotować się do kolejnych lekcji, przegadamy całą godzinę. Byłam pewna, że
Shelly opowiadała właśnie o George’u, ale nie miałam pojęcia, na czym dokładnie
skończyła.
— Zamyśliła się, jak zwykle –
mruknęła Claire i ze znudzoną miną zaczęła wystukiwać coś na telefonie.
— Naprawdę przepraszam. –
Potrząsnęłam głową, jakbym w ten sposób mogła pozbyć się wszystkich zbędnych
myśli. – Mam teraz kilka spraw do zrobienia i trochę ciężko mi się skupić.
— Chcesz o tym pogadać?
— Nie, to nic poważnego. Nie ma o
czym mówić – zaprzeczyłam, podczas gdy desperacko chciałam im o wszystkim
powiedzieć. – Czy o coś… o coś mnie pytałaś?
— Spytała, czy robisz coś po południu
– Claire odpowiedziała za Rachel, upewniając się, że na pewno poczuję się winna
za swoją nieuwagę.
— Jestem umówiona, Shelly.
Przepraszam cię bardzo.
— Och. No dobra. – Rachel posłała
mi ciepły uśmiech. – George dzisiaj ma zajęte po południe, wiec pomyślałam, że
możemy się spotkać, odrobić razem lekcje czy coś.
— Naprawdę mi przykro, ale
spotykam się z Sethem.
— Znowu? Boże, co to za wspólne
sprawy? - Claire spojrzała na mnie znad telefonu.
Spodziewałam się zobaczyć ją
zaintrygowaną lub podekscytowaną, myślałam, że będzie wypytywać mnie o
szczegóły, a ja będę musiała zbywać ją, mówiąc, że mnie i Setha łączą tylko
sprawy „zawodowe”. Zamiast tego Claire skrzywiła się swoim zwyczajem i ogólnie
rzecz biorąc, nie wyglądała na zadowoloną.
Poczułam się trochę zawiedziona.
— Już ci mówiłam. Nie zamierzam
się powtarzać – odparłam oschle.
Na tym nasza rozmowa się
zakończyła, choć przez resztę dnia Claire posyłała mi wymowne spojrzenia albo rzucała
kąśliwymi uwagami. Seth, przyjeżdżając po mnie po pod szkołę swoim gratem, nie
polepszył mojej sytuacji.
— Powodzenia ze wspólnymi
sprawami! – Pomachała mi na odchodnym i uśmiechnęła się sztucznie.
Rachel wzniosła oczy do nieba,
choć wydawała się raczej rozbawiona niż rozdrażniona. Wiele razy znosiła nasze
sprzeczki.
— Do zobaczenia. Jakby co, to
powiesz nam o wszystkim, prawda?
— Jasne, powiem ci wszystko. Tobie
tak! – krzyknęłam, upewniwszy się, że Claire była jeszcze w stanie mnie usłyszeć.
Nie cierpiałam rozstawać się z
nią w gniewie. Po naszych kłótniach nigdy nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca,
bo wiedziałam, że jedyną osobą, z którą mogłabym na ten temat porozmawiać była
właśnie ona. Ani mnie, ani jej, duma nie pozwalała pierwszej wyciągnąć ręki na
zgodę. Obie miałyśmy po prostu nadzieję, że kolejnego dnia będziemy w lepszych
humorach i zapomnimy o całej sprawie.
— I jak się ma twoja ślimakożerna
przyjaciółka? – Seth wyrwał mnie z zamyślenia. Spokojnie ruszył z miejsca i
udawał, że ten temat w ogóle go nie interesuje.
Uśmiechnęłam się lekko, mimo że
wcale nie było mi do śmiechu. Chciałam móc powiedzieć mu prawdę, ale zakaz
mówienia o istnieniu Pierre’a szczególnie dotyczył Setha. Amber bała się, że
członkowie OPF-u po uzyskaniu pożądanych informacji, będą chcieli go po prostu zabić.
— I to wcale nie chodzi o to, że
im się to uda – powiedziała podczas naszej rozmowy telefonicznej, takim tonem,
że od razu wyobraziłam ją sobie z drwiącym uśmiechem na twarzy. – Pierre od
dłuższego czasu wymyka się lepszym niż oni. Po prostu nie powinien teraz
wzbudzać zamieszania ze względu na nie najlepsze stosunki z Królową, jasne?
Nie mogłam się jej sprzeciwić,
dlatego na pytanie Setha odpowiedziałam tylko:
— To jej sprawy osobiste.
Przyszła do mnie jak do przyjaciółki.
— Więc dlaczego nie mogłem przy
tym być?
— Dlatego, że to nie twoja sprawa
– mruknęłam. – Nie wiedziałam, że skoro postanowiłam wam pomóc, wszyscy moi
przyjaciele mają obowiązek zdawać ci relacje ze swojego życia.
— Ty wiesz o problemach moich przyjaciół. Czemu nie mogłoby być na
odwrót?
— Dlatego że moi przyjaciele są
normalni.
~*~
Gdy
schodziłam po schodach w jego domu, zastanawiałam się, czym tym razem Seth mnie
zaskoczy. Nie spodziewałam się typowej piwnicy – pralka, detergenty i trochę
słodyczy na czarną godzinę, ewentualnie stół do ping-ponga raczej nie wchodziły
w grę. Nie tam.
—
Tak naprawdę najfajniejsza jest ta trzecia sala treningowa – ocenił Seth,
marszcząc nos. – No ale może kiedyś uda się jej dorównać. Zapraszam.
Otworzył
przede mną drzwi. Moim oczom ukazała się prawdziwa siłownia ze sprzętami,
których przeznaczenia mogłam się tylko domyślać. Wolałam sobie nie wyobrażać,
jak to będzie, gdy sama zacznę ich używać. Na szczęście w sali wciąż było
mnóstwo wolnego miejsca, żeby po skończonym treningu położyć się plackiem i
umrzeć.
Niewykluczone,
że chodziło im też o przestrzeń do trenowania walki.
—
Czysty beton. – Seth niemalże z czułością poklepał ścianę piwnicy. – To tak na
wypadek, jak gdybyś miała fazę na rozwalanie wszystkiego dookoła. Nie uda ci
się.
—
Dzięki, że uprzedziłeś, już miałam zamiar spróbować.
Udałam,
że z całej siły uderzam pięścią w jedną ze ścian i coś z tyłu piwnicy przykuło
moją uwagę. W kącie stała ciemna, zakapturzona postać. Na ułamek sekundy
naprawdę się przestraszyłam, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że to tylko
sztuczny przeciwnik.
—
Co z tym robisz? – wskazałam na lalkę.
—
Co? Z tym? – Wzruszył ramionami. – Ostatnio, rzucam w to nożami. Zazwyczaj
jestem tu sam, więc nikomu nie zrobię krzywdy. Pokażę ci.
Podeszliśmy
bliżej. Rzeczywiście, w miejscu, w którym prawdziwy człowiek miałby głowę, były
wbite trzy noże. Seth z łatwością je wyciągnął.
—
Wbrew pozorom pamiętanie o wyjęciu ich w odpowiednim momencie też jest ważne. –
Roześmiał się i podał mi jeden egzemplarz broni.
—
Rebecca była zła?
—
Oj, daj spokój. Nie możesz być na to odporna. Wszyscy za jej plecami mówią o niej
Becky. – Szturchnął mnie lekko w ramię. – I tak. Była trochę wkurzona.
Zwłaszcza że dopiero co zerwała z facetem.
—
Och.
—
Co chwila z nim zrywa, a potem do niego wraca, więc to żadna nowość.
Seth
przesunął naszego przeciwnika na środek piwnicy i zwiększą niż to było
potrzebne dokładnością, przyjrzał się mu, czy na pewno stoi we właściwym
miejscu.
—
Ale, tak serio, nie spodziewałem się po niej niczego innego… – dodał ściszonym
głosem. Przejechał palcami po włosach i wziął głęboki oddech. Po chwili z
powrotem uśmiechał się tak jak ten Seth, którego poznałam.
— No dobra, słuchaj. Podczas
walki ze złodziejem, obojętnie z jakiego powodu, zawsze uważaj na oczy. No ale
to już powinnaś wiedzieć. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. Przypomniałam sobie
incydent na dachu, a ciarki przeszły mi po plecach. – Następnym razem postaraj
się też w nie celować, okej?
Kiwnęłam głową.
— No, nie bez powodu mówi się, że
oczy to okna do duszy człowieka. – Zachichotał, a po chwili znowu spoważniał i,
odchrząknąwszy, kontynuował: –Oczywiście, czasem emocje biorą górę. Czasem tak
bardzo kogoś nienawidzisz, że chciałabyś móc go torturować. Sprawić, żeby
cierpiał, a każdy rodzaj śmierci przyszedłby zdecydowanie za szybko.
Westchnął żałośnie.
— Tak, chyba wiem, co konkretnie
masz na myśli.
— Przyznaję, zawaliłem tamtego
wieczora, ale twój Charlie to naprawdę mocny przeciwnik.
Skrzywiłam się. Nie podobało mi
się określenie „twój Charlie”, tak jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, podczas
gdy Seth z pewnością spotkał go o wiele więcej razy niż ja.
— Doskonale wiesz, dlaczego w
ogóle go poznałam. Nie wracaj do tego – warknęłam.
— To tyle w kwestii dobrego
rodzicielstwa państwa Masenów. – Puścił do mnie oczko. – A tak na marginesie,
czasem złość może pomóc. Rzucaj.
— Mógłbyś stanąć na miejscu
manekina? – spytałam przez zaciśnięte zęby.
Wymierzyłam cel, zamachnęłam się
i rzuciłam. Wszystko wyszłoby idealnie, gdyby nie to, że nóż przeleciał metr od
mojego przeciwnika i z głuchym brzękiem uderzył w ścianę.
— Właściwie to mógłbym tam
stanąć, czemu nie?
Wywróciłam oczami. Wolałabym,
gdyby po prostu przemilczał tę moją małą porażkę.
— Pokażę ci, jak to się robi, bo
to dość ważna umiejętność – stwierdził, choć wciąż jeszcze był rozbawiony. Gdzie się podział ten Seth-profesjonalista?
– Niektórych złodziei lepiej unikać, z innymi i tak nie dasz sobie rady
fizycznie. Ale jeśli ktoś inny go rozproszy, to zawsze masz szansę.
— Dlaczego niektórych miałabym
unikać bardziej od innych?
— Złodzieje zazwyczaj dzielą się
na tych z umiejętnościami mentalnymi i tymi z fizycznymi. Choć ci z Gwardii
zazwyczaj znają przynajmniej podstawy obu. Lottie ma swoje standardy. –
Wywrócił teatralnie oczami. – Charles –
jego imię wymówił imitując brytyjski akcent – jest mentalistą, oczywiście. A
właściwie manipulatorem. Wstrętnym manipulatorem. Wtedy lepiej działać na
odległość.
— To zabawne, co mówisz. Bo z
tego, co pamiętam, w piątek wyglądało to zupełnie inaczej.
Zazgrzytał zębami.
— Chyba już ci tłumaczyłem, że
czasami emocje biorą górę? Trzymaj. – Wręczył mi drugi nóż. – Masz jeszcze
jedną szansę. I może nie skupiaj się tak tym razem.
Rozluźniłam ramiona. Podskoczyłam
kilka razy. Uśmiechnęłam się lekko. Bój
się, laleczko Zaraz zginiesz. Rzuciłam, prawie się nie zastanawiając.
— Cholera – wymsknęło mi się,
kiedy po raz kolejny spudłowałam. – Dlaczego nie wyszło!?
— Ale spójrz na to
optymistycznie! Tym razem brakło ci tylko kilkanaście centymetrów!
— To nie ma znaczenia.
Powoli zaczynałam mieć dość tego
treningu, ale nawet ja zdawałam sobie sprawę, że była mi potrzebna choćby
minimalna wiedza na temat walki i obrony. Liczyłam tylko, że Seth nie
zaplanował niczego skomplikowanego.
— Nie wiem, dlaczego się
spodziewałaś, że wyjdzie ci za pierwszym razem – parsknął. – Poza tym, może jak
tak rzucisz, złodzieje będą się tak z ciebie śmiać, że nawet nie zauważą mnie i
Aloisy, wykonujących prawdziwą robotę.
— Dlaczego akurat Aloisy? –
spytałam, uśmiechając się złośliwie. – Myślałam, że to już jest skażona rzeka.
— Bo tak jest. Jeśli chodzi o
sferę… prywatną. Ale jeśli chodzi o walczenie, Ali jest całym oceanem talentu.
— Aha – mruknęłam.
Ciekawe, ile Aloisa trenowała,
zanim stała się tak dobra, jak twierdził Seth. Ile trenował on sam? I co
najważniejsze: ile zajęłoby mi dojście do ich poziomu? Nie po to, żeby
kogokolwiek atakować – wciąż wzdrygałam się na myśl o tym, że miałabym uderzyć żywą istotę – ale po to, żeby
nikt nie myślał o mnie jako „zezowatej DeeDee”.
— Chodź, pokaże ci, jak to
powinno wyglądać.
Seth stanął za mną, rozsiewając
wokół siebie zapach perfum i proszku do prania. Wzięłam głęboki oddech. Jak coś tak prostego, może być takie
przyjemne? Złapał mnie za nadgarstek i poprowadził moją ręką, prezentując
mi prawidłowy zamach. Jego ruchy były zdecydowane, precyzyjne i szybkie. Był
pewien, że tym razem nóż wbije się tam, gdzie powinien, mimo że to nie on go
trzymał.
Pokazał mi jeszcze, w którym
miejscu powinnam wypuścić broń, wziął głęboki i zwiększył uścisk na moim
nadgarstku.
— Gotowa?
Kiwnęłam głową.
— No to patrz.
Jeszcze raz wykonaliśmy wszystkie
kroki, tym razem szybciej i mocniej. Wiedziałam, że choć wszystko przebiegło
tak jak należy, wciąż mogło się okazać, że byłam totalnym beztalenciem i nawet
Seth nie potrafiłby mi pomóc. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam po raz kolejny
zobaczyć jakiegoś żałosnego wyniku.
— Jest nieźle. Mogłaś rzucić
trochę wcześniej, ale załapiesz to. Taki rzut na pewno bardzo by go osłabił,
więc i tak pewnie byśmy wygrali.
Rzeczywiście. Trafiłam w serce.
Gdyby to był zwykły człowiek, zabiłabym go. Przeszedł mnie dreszcz. Nie czułam
się gotowa na przyjmowanie tak wielkiej odpowiedzialności.
— Czy wszystkie magiczne istoty
zabija się przez oczy?
— Mówisz o kimś konkretnym?
Wzruszyłam ramionami.
— Po prostu nie chce mi się
wierzyć, że złodzieje są jedyni.
Zmrużył oczy i złapawszy mnie za
ramiona, obrócił w swoją stronę. Jego uścisk był zbyt stanowczy, żeby było mu
się oprzeć.
— Ukrywasz coś.
Zrobiło mi się gorąco. Nie
potrafiłam kłamać. Zawsze gdy to robiłam, czułam, że mój rozmówca znał całą
prawdę i plotąc brednie, tylko się kompromituję. I tym razem na moje policzki
zapłonęły rumieńcem, a język nie chciał uformować się w odpowiednie słowa. Dlaczego w ogóle miałoby go to interesować?
Przecież nie muszę mu mówić o wszystkim.
— Twoi rodzice mówili, że masz się bronić, a ja mam ci w tym pomóc,
tak? Musisz mi powiedzieć, bo wybacz, ale inaczej nie wyobrażam sobie tej
współpracy.
Nachylił się nade mną, a
niesforne kosmyki opadły mu na czoło.
— Masz mnie nauczyć, jak się bronić. Z
resztą poradzę sobie sama.
— A więc jednak jest jakaś
reszta.
Odsunął się ode mnie i skrzyżował
ramiona na piersi. Chciałam mu powiedzieć. Nie tylko dlatego, że jego pełne
wyrzutów spojrzenie sprawiało, że skręcało mnie w żołądku. Chciałam po prostu,
żeby ktoś mi z tym pomógł – ktoś, kto ma o wiele więcej doświadczenia ze
złodziejami, ale nie mogłam złamać danego słowa.
— Kiedy będzie trzeba, o
wszystkim ci powiem. To sprawa moich rodziców i tyle.
— Szkoda mi cię. Wychodzi na to,
że wszyscy, których znasz mają ze sobą jakieś problemy.
— Ty też do nich należysz – powiedziałam,
zadowolona, że udało mi się skierować rozmowę na inny temat. –Wciąż nie
powiedziałeś mi, o co chodzi z tą tajemniczą sprawą, o której wszyscy mówią.
— Och, jestem pewien, że jestem w
czołówce „znajomych z problemami” – odparł ze śmiechem, po czym teatralnie
zmarszczył brwi i ściągnął usta. – Obiecuję, że wkrótce wszystkiego się
dowiesz.
Seth opowiedział mi jeszcze o
zachowaniu w przypadku ataku i pokazał kilka najprostszych ruchów, ale pod
koniec treningu miałam wrażenie, że nic z tego nie zapamiętałam. Byłam
załamana, a świadomość, że ten rodzaj wiedzy naprawdę mógł mi się przydać,
jeszcze bardziej mnie dołowała. Seth starał się jakoś podnieść mnie na duchu,
tłumacząc, że ze względu na moje geny szlifowanie „specjalnych umiejętności”
powinno pójść mi o wiele lepiej, ale uczyłam się już u Amber – i wcale nie było
dobrze.
Kiedy wspinałam się po schodach z
piwnicy, układałam w głowie plan na resztę popołudnia. Przede wszystkim
musiałam odrobić lekcję, napisać referat i przynajmniej zastanowić się nad
pracą semestralną z angielskiego. Nie mogłam pozwolić sobie na odpuszczenie tego
przedmiotu.
Nagle Seth zatrzymał się i
zamiast otworzyć drzwi i wejść do kuchni, zaczął nasłuchiwać. Serce podskoczyło
mi do gardła. Przestraszyłam się, że w domu był ktoś obcy – na przykład
złodziej w każdym znaczeniu tego słowa, ale uspokoił mnie gestem i z niechęcią
pozwolił mi podejść bliżej. Czułam się głupio, podsłuchując, ale gdy tylko
dotarły do mnie pierwsze zdania kłótni, zapomniałam już, jakie to niewłaściwe.
— …możesz się teraz wycofać. To
twój przyjaciel. – Głos Aloisy był szorstki i pewny.
— Nie wycofuję się. Ale od
początku uważałem to za idiotyzm. Każdy ma prawo do własnych decyzji. Nawet
jeśli ją znajdziemy, to co? Ściągnie ją tu siłą i przykuje do ściany, żeby mu
nie uciekła? – Drugą osobą w kuchni był Luke.
— Wiedziałeś, na co się zgadzasz.
— Tak, ale myślałem, że chodzi o niewinną
zabawę w detektywa! Nie na to, co planujecie zrobić! To… niebezpieczne!
— Naprawdę możesz przekląć –
odparła z rozbawieniem. – Ulżysz sobie. Pomyśl o tym w ten sposób: ten plan
naprawdę wszystko ułatwi i szybciej się ode mnie uwolnisz.
Zapadła nieznośnie długa chwila
milczenia. Seth przygryzł kciuk, zapewne zastanawiając się, czy skończyli i
możemy już wyjść, czy może warto jeszcze poczekać. Po kilkunastu sekundach,
kiedy już miał nacisnąć klamkę, usłyszeliśmy cichy głos Luke’a:
— Najgorsze jest to, że chyba nie
chcę się od ciebie uwalniać.
— Debil – skwitował Seth. Z
przykrością stwierdziłam, że Aloisa musiała pomyśleć coś podobnego.
— Przestań – warknęła i najprawdopodobniej
uderzyła pięścią w stół albo blat. – Zabraniam ci tak mówić!
— Dlaczego to dla ciebie taki
wielki problem! – Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. – Jesteś w kimś
zakochana. Rozumiem to. Ale wyobraź sobie, że ja też jestem i jest mi z tym…
kurde, źle, że ten ktoś na każdym kroku mnie unika!
— To twój problem i mam nadzieję,
że szybko sobie z nim poradzisz, bo jakbyś jeszcze nie zauważył są w życiu
ważniejsze rzeczy niż twoje kaprysy! – Chwilę później dobiegł nas trzask.
Seth z impetem otworzył drzwi i
przebiegł przez kuchnię, nawet nie witając się ze swoim przyjacielem. Musiał
pobiec za Aloisą, choć moim zdaniem powinien był zostać z Luke’iem, który dalej
stał na środku kuchni niczym zamrożony w czasie.
Zabrałam go na górę. Nigdy nie
wiedziałam, jak powinnam zachować się w sytuacjach, w których trzeba kogoś
pocieszyć, dlatego starałam się przekonać samą siebie, że Luke to Claire albo
Rachel i zachowywać się tak, jak zachowałabym się wobec nich w takiej sytuacji
– nic nie mówić i dać im na spokojnie przetrawić całą sytuację.
— Pewnie myślisz, że jestem
żałosny, co? – spytał, gdy rozsiedliśmy się wygodnie na jego łóżku. – Że cały
czas to rozpamiętuję, rozmawiam z nią i przez cały czas celowo się upokarzam?
— Myślę, że to naprawdę urocze,
że tak ci na tym zależy – odparłam dyplomatycznie.
Nie miałam pojęcia, co innego
mogłabym powiedzieć. Oprócz tego, że mniej lub bardziej podkochiwałam się w
kilku chłopaka ze szkoły, nigdy nie byłam zakochana. Nie potrafiłam ocenić, jak
bardzo jest się wtedy zagubionym, jak bardzo to boli. Ha! Nie wiedziałam nawet,
co to znaczy codziennie o kimś myśleć, powierzać mu największe tajemnice i
uważać go za centrum swojego świata. W moich myślach pojawił się obraz Setha,
ale szybko go przegoniłam.
— Ale dzisiaj nie rozmawiałem z
nią po to, żeby ją przekonać, żeby do mnie wróciła. To już niemożliwe. –
Roześmiał się sucho i przetarł czoło.
— Rozmawialiście o sprawie Setha,
prawda? On chce kogoś odnaleźć. Jakąś dziewczynę?
— Nie tylko – przyznał Luke
niechętnie. – Seth ma… – Zawahał się. – Ma cały plan. Wszystko ma już
rozpisane, do kogo, w którym momencie się zwrócić, kogo odnaleźć. Jednym z
punktów programu jest znalezienie dziewczyny.
Do dziś nie wiem, dlaczego w
ogóle to mnie poruszyło – Seth szukający „wielkiej miłości swojego życia” nie
powinien mnie obchodzić. Przecież każdy miał prawo do swoich własnych spraw, ja
też nie mówiłam mu o wszystkim. A jednak wieść o tym, że chciał, żebym pomogła
mu w szukaniu tej dziewczyny, sprawiła, że poczułam się niekomfortowo.
— Nie przejmuj. Tak naprawdę i
tak najważniejsze będzie tylko jedno: zabijanie jak największej liczby
złodziei.
Skrzywiłam się. Rzeczywiście, to
było świetne pocieszenie.
— Po jaką cholerę on za nią
pobiegł? – mruknęłam pod nosem po kilku sekundach nieprzyjemnej ciszy.
— On i Aloisa zawsze mieli różne
wspólne sprawy. – Luke westchnął ciężko. – Kiedy byliśmy razem, Seth zawsze
powtarzał, że Ali jest okropna. Wredna, złośliwa i nieczuła. Mimo to, zawsze
się dogadywali. Ale jeśli chcesz, możesz tu zostać do wieczora i odwiozę ci do
domu, kiedy będę jechał do pracy.
Miałam do zrobienia tak wiele
rzeczy i mimo że czułam przy tym ogromne poczucie winy, nie potrafiłam mu
odmówić. Tłumaczyłam sobie, ze wszystkimi tymi rzeczami mogę zająć się u nich w
domu, skoro miałam ze sobą książki, a papier mógłby być miłą odmianą dla zimnej
i nieczułej klawiatury.
Kiedy Seth wrócił, nie
skomentował ani tego, że nie chciałam wracać, ani wcześniejszej rozmowy Luke’a
z Aloisą – najzwyczajniej w świecie usiadł na podłodze i zaczął z studiować
pomiętą kartkę wyciągniętą z kieszeni, tłumacząc, że jeśli już siedzi w domu,
to najczęściej spędza czas właśnie w tym pokoju.
Nie miałam ochoty zastanawiać się
nad tym, co było nie tak z jego własna sypialnią i czemu ta wymiętolony świstek
wymagał aż takiej uwagi, bo wiedziałam, że i tak nie doszłabym do żadnych
konkretnych wniosków. Być może Seth pragnął tych tajemnic, bo one sprawiały, że
jego okrutny cel stawał się odrobinę bardziej ludzki i niewinny. Prowadził
gierki, żeby choć przez chwilę pobyć dzieckiem. Starałam się nie myśleć o tym,
że ja byłam tylko jego pionkiem, a nagrodą jakaś superlaska i skupić się na
własnych sprawach – na przykład na pisaniu.
— Nad czym tak myślisz? –
zagadnął mnie Luke, który z ciekawością unosił głową znad kolejnej medycznej
książki.
Zarumieniłam się. Za każdym
razem, gdy przyznawałam się komuś do swojej pisaniny, byłam traktowana
pobłażliwie i nikt nigdy nie brał tego poważnie. To, że wiedzieli o tworzonym
przeze mnie świecie o wiele więcej niż ja, jakoś nie dodawał mojemu zajęciu
większego znaczenia.
— Ja… Miałam kiedyś taki sen i
teraz, tak jakby, no… Przekształcam to w historię.
Wzbudziłam w nim o wiele większe
zainteresowanie niż mogłabym przypuszczać – i chyba niż bym tego chciała. Luke
podniósł się na łokciu i poprosił, żebym opowiedziała coś więcej i nawet Seth
odciągnął się od swoich zapisków i spojrzał na mnie. Pomyślałam, że pewnie
oboje potrzebują odpoczynku od tego, czym akurat się zajmowali.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam
od początku. Im bardziej zagłębiałam się w stworzony przeze mnie świat, tym
mniej przejmowałam się tym, co sobie o mnie pomyślą, aż po chwili nie liczyło
się nic poza moją fabułą i moimi bohaterami. Mówiłam coraz szybciej i mniej
dokładnie, ale nie miałam czasu na zastanawianie się, czy wszystko było
zrozumiałe – za bardzo uwielbiałam ten wyjątkowy stan odurzenia własną
wyobraźnią.
— Nie za bardzo się znamy na
dworskim życiu… –zaczął Luke, ściągając brwi.
— Bo mamy to w dupie – wtrącił
Seth.
— Bo nie mamy kontaktu z nikim
stamtąd. Ale to brzmi bardzo prawdopodobnie. Dobra robota.
Seth przejechał palcami po
włosach i odchylił głowę do tyłu. Widziałam po jego minie, że nad czymś się
zastanawiałam i wiedziałam, że powinnam zacząć się bać.
— To musi mieć jakiś sens. Sny
tak nie działają. One muszą coś
znaczyć. –Spojrzał na mnie wręcz błagalnie, szukając potwierdzenia, którego
przecież nie mogłam mu dać. Chyba też zdał sobie z tego sprawę, bo westchnął
cicho i uśmiechnął się do siebie. – Złodzieje z pewnością mogą manipulować
snami. Może ktoś chce ci coś przez to przekazać? Pomyślę nad tym.
Wzruszyłam ramionami. Jeśli Seth
chciał komplikować sobie życie i niczym prawdziwy znawca poezji doszukiwać się
znaczenia każdej najmniejszej pierdoły, nie zamierzałam mu tego zabraniać. Dla
mnie najważniejsze było to, że zaczynałam kochać te historię, a jeśli prawdziwy
świat złodziei był do niego choć trochę podobny, mogłam do niego dołączyć.
~*~
Charles dumnie przemierzał pałacowe
korytarze – był jedną z najważniejszych osób w Gwardii i nie widział powodu,
dla którego miałby to ukrywać. Nawet jego najbliżsi przyjaciele czuli przed nim
respekt i choć czasem takie traktowanie wprawiało go w zakłopotanie, przez
większość czasu korzystał z wiążących się z tym przywilejów. Tylko dla jedna
osoba wciąż widziała w nim nastoletniego Charliego, dopiero co wkraczającego
świat złodziei – dawny nauczyciel Benjamin, do którego komnaty właśnie
zmierzał.
Choć pałac był piękny, korytarze
wydawały się monotonnym ciągiem tych samych ozdób i ornamentów, dlatego gdy
Charles na swojej drodze zauważył drobną skuloną postać, zatrzymał się z
zaskoczeniem. Od razu rozpoznał w niej tę dziewczynę, którą ostatnio przyprowadził
Philip. Miała udowodnić Jej Wysokości, że była godna stania się jednym z nich,
stania się takim jak on. Nie winił ją za to, że wykorzystując chwilę
samotności, którą dostała podczas pracy, pozwoliła sobie na płacz. Doskonale
zdawał sobie sprawę, jak wygląda życie pałacowej służby i dlaczego Philip
przyjmuje do niej tylko kobiety.
Charles podszedł bliżej, żeby dać
dziewczynie znać, że ktoś był świadkiem jej załamania i z zaskoczeniem
stwierdził, że dziewczyna była daleka od płaczu. Zamiast tego z namaszczeniem
przyglądała się zdobieniom ścian i wydawała się w ogóle nie zdawać sprawy z
jego obecności.
Zaśmiał się krótko.
Lily uniosła głowę, żeby sprawdzić, kto
naruszył jej spokój. Powinna się mnie
bać, przeszło przez myśl Charlesowi, który nie mógł pojąć, jak to się
stało, że dziewczyna ani trochę nie wstydzi się swojej niesubordynacji.
— Czy Philip nie nauczył cię dobrych
manier? – spytał drwiąco. Współczuł służbie ich losu, pod warunkiem, że
wykonywała swoje obowiązki.
Lily wstała powoli, nie odrywając od
niego wzroku. Charles skrzywił się, bo to dopiero teraz zobaczył, kogo zagadnął
– służąca najniższego szczebla, ubrana ordynarnie i wyzywająco w coś, czego nie
ośmieliłby nazwać „sukienką”. Nie mógł uwierzyć, że ktoś taki został w ogóle
wypuszczony z podziemi i nie zdziwiłoby go, gdyby okazało się, że dziewczyna po
prostu uciekła.
— Znam dobre maniery – odparła bez
skrępowania. – Ale Philip uczy ich stosowania tylko wobec siebie. Ty nie
wyglądasz na takiego, który potrafiłby je egzekwować.
— Może wkrótce się przekonasz – rzucił
niedbale i wyminął ją.
Charles nie potrafił zrozumieć,
dlaczego Jego Wysokość postanowił wysłać tę dziewczynę na taką lekcję pokory.
Według niego to było marnowanie energii, która w niej drzemała. Lily mogła
zostać zabita przez któregoś z członków Gwardii – być może nawet przez samego
Króla lub Królową. Ale mogła do nich dołączyć, stać się bronią w perfekcyjnie
skonstruowanej maszynie. Tylko te dwa miały jakikolwiek sens.
Moc, którą została obdarzona, nie mogła
pójść na zmarnowanie i Charles zamierzał tego dopilnować.
No i jest! Tak jak powiedziałam, 6 czerwca. Dokładnie rok po opublikowaniu prologu (co prawda nikt już nie może tego sprawdzić, ale cii...). Chcę oficjalnie ogłosić, że ten rozdział został opublikowany przez oficjalną dorosłą xD. Długo zastanawiałam się, co mi w nim nie pasuje – zawarłam w nim to, co chciałam i w ogóle, ale później zdałam sobie sprawę, że trochę zgrzyta rytm. A to niestety mankament, który potrafię usunąć dopiero po dłuższej przerwie, a nie chciałam znowu robić takiej dziury.
Miałam też nadzieję, że dzisiaj uda mi się opublikować mój ulubiony rozdział, ale z poprzedzającego go nagle zrobiły się trzy, więc... To była „część druga”. Do kolejnego!
PS Zdaję sobie sprawę, że wielu osób nie ma, niektórzy nadrabiają i może dodawanie kolejnego rozdziału nie ma sensu, ale naprawdę zależało mi na tej dacie :*
Zacznę może od tego, że nowy szablon jest bardzo ładny, ale przez te białe litery nie da się czytać. Przynajmniej ja nie potrafiłam i musiałam skopiować tekst do Worda. Jasne tło, jasne litery.. za dużo tej jasności xD
OdpowiedzUsuń"Na szczęście w sali wciąż było mnóstwo wolnego miejsca, żeby po skończonym treningu położyć się plackiem i umrzeć" - uwielbiam to zdanie, haha.
Ciekawa jestem czemu Seth wybiegł za Aloisą. Po co? Co jej powiedział? Coraz bardziej ciekawi mnie jakie relacje naprawdę między nimi panują.
A więc Seth ma jakiś plan... Nie wiem czemu, ale nie wydaje mi się, żeby chodziło o znalezienie mu jakiejś superlaski xD Może DeeDee coś źle zrozumiała? Może chodzi o to, by znaleźć jakąś konkretną dziewczynę, która z jakiś względów jest ważna, a nie dziewczynę dla Setha. A to zmienia postać rzeczy. Poza tym, coś mi się wydaje, że DeeDee zaczyna być powoli o niego zazdrosna. Na razie tak delikatnie, niby niegroźnie, ale... chyba troszkę jednak tak. Albo to moje chore urojenia.
Hm... Seth, Luke i DeeDee rozmawiali o jej śnie, pojawiła się wzmianka o dworze i tym, że ktoś może nią manipulować, a potem pojawia się fragment, w którym Charles chodzi po pałacu (dworze?). Przypadek? :D
Czekam na kolejny! I pozdrawiam ciepło! ;*
Halo, cześć! To ja!
OdpowiedzUsuńCzytałam na telefonie, wiec nie miałam problemów z czytelnością liter, ale rzeczywiście jakbym miała przeczytać całość tutaj, to chyba miałabym problem :P
Podobał mi się ten trening z Sethem i to rzucanie nożami! W sumie rzeczywiście jakby ustał zamiast tego manekina, to pewnie nic by się mu nie stało xD chociaż w sumie jakbym ja miała takiego przystojnego trenera, to pewnie też nie mogłabym się skupić na trafieniu w cel xD
A tak serio, to mnie też zdziwiło, że Seth zamiast zostać z kumplem, to pobiegł za jego – chyba już byłą – dziewczyną. Jakby to ona bardziej ucierpiała na tej kłótni, a przecież tak nie było. A może ona ma jakiś sekret z Sethem? Może oni coś razem spiskują? Sama nie wiem, ale nie pasowało mi to tym bardziej, że dziewczyna tak bardzo wzgardziła Lukiem.
Ja patrzę, że oni naprawdę się przygotowują i chcą pozbyć się jak najwięcej złodziei, ale nie jestem pewna, czy ich plan wypali. Bo Seth jest taki na to wszystko nakręcony, a jakby nie było, oni też są potężni, może nawet lepsi niż ludzie z OPF-u. Więc się martwię, żeby potem chłopak nie prze żył bolesnego zawodu.
A co do tej historii DeeDee i tego snu, to też jestem zdania, że niektóre sny coś znaczą. Wiec nie dziwię się, że chłopaków to zaniepokoiło. Tym bardziej, że nie jest ona taka całkiem normalna, więc to może nie być przypadek, że jej historia jest jakby nie patrzeć trochę zbliżona do tego, co się właśnie rozgrywa. Poza tym Charles w końcówce też jest w jakimś dworze, wiec może to ma naprawdę coś ze sobą wspólnego?
Dobra, chyba już dość namieszałam :P Lecę, buźki :*
Ciekawe jakim sposobem sny DeeDee przedstawiały wydarzenia, które zdarzyły się naprawdę.
OdpowiedzUsuńPoza tym, mam nadzieję, że umiejętności dziewczyny się rozwiną.
Seth jest takim łobuzerskim i dupkowym gościem, lecz nie mogę powiedzieć, że go nie trawię.
Lubię Luke'a - wydaje mi się takim sympatycznym i miłym chłoptasiem.
Szczerze mówiąc, zmotywowałaś mnie do pisania opowiadania mijego autorstwa i zastanowienia się nad założeniem bloga. Ale to tylko takie moje myśli.
Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie.
Liberty.
Hej hej :D
OdpowiedzUsuńHm, rzucanie nożami to rzeczywiście ciężka sprawa i nawet jak Seth jej pomógł, to jakoś nie byłam przekonana, czy aby tak szybko się jej udało. Oprócz tego, że trzeba trafić w miejsce, trzeba trafić ostrzem, a nie np drugą stroną xD No ale nie będę się czepiać :P Mimo iż przeczytałam oba rozdziały i mam mieszane emocje, obelgi na Setha dopiero później...
Czy na temat tej ,,reszty" DeeDee miała na myśli Amber i jej chłopaka, czy jeszcze całkiem inny świat, który pominęłam? O.O
Wydaje mi się, że Bambi ma duży potencjał i jakiś czas treningu pozwoli jej się w pełni rozwinąć. Poza tym... no niestety, ale Seth i zgraja wiedzieli o tym już od dawna (albo trochę mniejszego dawna) i znają się na rzeczy, co i jak. Często trenują i mają już chyba na sumieniu kilku złodziei. Jakby nie patrząc... DeeDee żyła w soim pięknym świecie aż do teraz i jakim prawem na znać się na tych wszystkich rzeczach?! (chyba znowu zahaczyłam o kolejny rozdział :x)
W sumie to całkiem ciekawe by było, gdyby Bambi stworzyła właśnie świat bardzo zbliżony do tego złodziei. Może właśnie to też jest jej jakąś ukrytą siłą, czy cuś O.O
Pozdrawiam :*