Korytarz wydaje mi się nieznośnie wręcz długi i, choć to absurdalne, myślę, że to jakiś perfidny podstęp, mający na celu skłonienie mnie do zmiany decyzji. Ale czas nie jest tym, czego potrzebuję. Nie tym, czego chcę. Jeśli świat w ten sposób oddaje mi swą ostatnią przysługę, to mogę zrobić tylko jedno – rozerwać jego dar na kawałki i z szaleńczym śmiechem rzucić mu je prosto w twarz.
Przyspieszam kroku. Mam nadzieję, że zdążymy wypełnić całą ceremonię, zanim król i królowa zorientują się, że zniknęliśmy i wyślą po nas straże. Nie mogę znów stać się pałacowym więźniem, bo tym razem nie przeżyłabym tego. Nie po tych kilkuset latach życia jak księżniczka.
Zatrzymuję się przed potężnymi drewnianymi drzwiami, na których wyrzeźbione zostały dwa niedźwiedzie, stojące na tylnych łapach. Wyciągam rękę i przesuwam palcami po krzywiźnie ich ciał. Choć są jedynie marną zapowiedzią tego, co czeka na gości w środku, zawsze zapierały mi dech w piersiach.
Wślizguję się do środka i natychmiast odczuwam ulgę. Sala balowa jest azylem, którego sensu nie potrafię wytłumaczyć. Czasem mam wrażenie, że zostałam zaprogramowana, żeby tam wracać. Jestem planetą niemiłosiernie krążącą wokół centrum wszechświata, nieustannie starającą się do niego zbliżyć.
Nie mam przeszłości, bo nic nie może się równać z tym parkietem.
Nie mam przyszłości, bo całe moje życie sprowadzało się właśnie do tego miejsca.
Biała marmurowa podłoga wypolerowana do tego stopnia, że można się w niej przejrzeć. Wysoki sufit z licznymi ornamentami, wśród których zdecydowanie króluje złoto. Monumentalne kolumny pod ścianami. Wysokie okna, za którymi noc powoli zmienia się w poranek.
Ach, i najważniejsze – żyrandole. Kryształowe żyrandole są właściwie standardowym wyposażeniem sali balowej każdego szanującego się pana domu.
Unoszę ręce, tworząc nieco koślawą ramę i tańczę walca.
— Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy – liczę pod nosem, mimo że potrafiłabym zatańczyć go nawet przez sen.
Przypominam sobie ten pierwszy bal. Wymarzony, długo wyczekiwany i całkowicie zasłużony. Moja pierwsza balowa sukienka była niebieska – pamiętam, bo wszyscy goście mówili, że podkreśla kolor moich oczu. Kiedy weszłam na salę z partnerem u boku, za niewielką porcję energii sprawiłam, że odwrócili się w naszą stronę.
Musieli zobaczyć, jak po raz pierwszy w moim życiu naprawdę błyszczę.
Uśmiecham się do siebie.
Mimo że później uczestniczyłam w niejednym balu, nie pozbyłam się jeszcze tej ekscytacji i uczucia wyjątkowości. Tak naprawdę jest to rodzaj marzenia, które odnawia się we mnie ciągle, i ciągle, i wciąż, i za każdym razem domaga się spełnienia.
Słyszę czyjeś kroki na korytarzu. Wiem nawet, do kogoś należą. Z pewnością idzie wyprostowany, z uniesioną głową i ściągniętymi ramionami – tak jak przystało na kogoś równego księciu.
Zatrzymuję się, a falbany sukienki lekko obijają się o moje łydki.
Charles. Idealny pod każdym względem. Jestem pewna, że gdy matka natura stworzyła twarz tak idealną jak jego, zakochała się w niej tak bardzo, że zapomniała o obowiązującej w przyrodzie równowadze i obdarzyła go wszelkimi przymiotami, które tworzyły z mężczyzny prawdziwego dżentelmena.
A potem, być może za sprawą złamanego serca, zesłała go do piekła.
Charles prowadzi za sobą jeszcze cztery osoby, które są niezbędne, żeby zaklęcie mogło wypełnić się w całości. Więzień, który zabił strażnika naszej. Para fures zatrzymana za drobne przestępstwa, która w zamian za wolność będzie musiała dopilnować, że po wykonaniu czaru sytuacja nie wymknie się spod kontroli. I jedna z naszych ludzkich pokojówek – żeby wszystko się udało, potrzebuję ofiary.
Biorę głęboki oddech.
– Pragnę, żebyś wiedziała, że to nie jest jedyne wyjście. Możemy jakoś z tego wybrnąć. Jeśli chcesz znać moje zdanie… — Głos Charlesa działa na mnie kojąco, bez względu na to, co takiego chce mi powiedzieć. Wbrew sobie, tylko utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji.
Kręcę głową.
— Dlaczego nie możesz po prostu odejść z pałacu? Poradziłbym sobie, jeśli o to ci chodzi. A zobowiązania wobec dworu… – Nieznacznie unosi ramiona. – Król przecież cię uwielbia. Na pewno pozwoli ci wyjechać na wakacje. A gdybyś potrzebowała więcej czasu, nie wierzę, że nie dałabyś rady go wykiwać.
Wzdycham.
Duma i honor nie pozwalają mi oszukiwać króla, któremu byłam wierna przez tyle stuleci.
— Jeśli odchodzić, to na zawsze. A jeśli na zawsze, to z pompą.
Siadam po turecku i kładę przed sobą dziennik, w którym zapisywałam rezultaty moich badań i otwieram go na odpowiedniej stronie. Wysłużona okładka, poplamione kartki i niedbałe pismo przypominają mi o tych wszystkich chwilach, które spędziłam w podziemiach, starając się znaleźć przepis na dotknięcie powłoki, której jeszcze żaden fures nie odważył się dotknąć – czasu.
Obok dziennika kładę srebrny sztylet. Na sekundę oślepia mnie blask światła odbitego od jego powierzchni, przez co narzędzie wydaje mi się jeszcze bardziej niebezpieczne. Mimo że zabijałam wcześniej, to miał być pierwszy raz, gdy zrobię to w tradycyjny sposób.
— Wszystko będzie dobrze – pocieszył mnie Charles, mimo że przecież wcale w to nie wierzył.
— Masz rację – odpowiadam, zmuszając się do uśmiechu. – Wszystko będzie w jak najlepszym porządku. – Odchrząkuję. – A więc, panie i panowie, zaczynamy zabawę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńProlog wydał mi się strasznie mistyczny i słowa, zwroty, wydarzenia jakie się w nim pojawiały były taką mieszaniną czasów. Z początku miałam wrażenie, że to coś teraźniejszego, potem że nowoczesnego, typu SF, aż nagle pojawiła się wzmianka o balu, a to wskazywałoby na wiek XVII, może XIX. Swoją drogą fajny zabieg, który nie pozwolił wbić twojej opowieści w żadne ramy. Póki co nie zapałałam sympatią do głównej bohaterki, choć nawet nie wiem dlaczego. Nie mogę też jednoznacznie powiedzieć, że jej nie lubię. Jest bo jest, póki co nieco mi obojętna i oddalona, niezrozumiała, żyjąca setki lat (ten motyw mnie bardzo ciekawi, jak doszło do tak długowieczności). Polubiłam natomiast pana dżentelmena, ale to też na zasadzie, że go nie popieram, nie zawsze rozumiem, ale w jakiś sposób mnie pociąga, jest taki... urokliwy.
OdpowiedzUsuńKońcówka zafascynowała, bo nie wiem o jakim zabijaniu mowa. Czyżby to miał być jakiś rytuał?
Pozdrawiam:
takamilosc.blogspot.com
"Uśmiecham się do siebie" -> Powinno być być: "Uśmiechnęłam się do siebie", ponieważ piszesz w czasie przeszłym.
OdpowiedzUsuńNie zrozumiałam jednego fragmentu:
"Więzień, który zabił strażnika naszej" -> Jakiej naszej?
Poza tym, prolg naprawdę mnie zauroczył. Wciągnęłam się, choć to dopiero początek. Bardzo mi się podoba. Ciekawe kim jest główna bohaterka, skoro żyła dwieście lat.
Pozdrawiam. Carmille
Postanowiłem wpaść, bo w sumie zauważyłem, że czytasz kogoś kogo i ja czytam. Zastanawiam się jaki sens ma prolog, w kontekście wydarzeń z pierwszego rozdziału (tak, już go przeczytałem).
OdpowiedzUsuńTutaj są planety, długowieczność, więc czyżby jednak ktoś zdecydował za nią, a potem lochy były konieczne, zanim nauczyła się nad sobą panować (chyba za dużo wampirów się naoglądałem).
Pozdrawiam i gratuluję opisów, szczególnie tych emocji, które łączą się z takimi wydarzeniami jak niestabilna rama do walca :)
dariusz-tychon.blogspot.com
Hej ; ) Postanowiłam zajrzeć i na pewno polecam zmianę czcionki. Tekst jest wyjątkowo drobny, a do tego kolor sprawia, że zlewa się z tłem. Czytanie bardzo boli, a to może spore grono odstraszyć.
OdpowiedzUsuńCo do samego prologu, to ocenę zostawiam sobie na potem, jak już zapoznam się z przynajmniej pierwszym rozdziałem. Na razie niewiele rozumiem, ale podobały mi się te opisy, które stwarzały taki bogaty, ale zimny klimat. Zastanawiam się, kim est bohaterka... no i ten Charles.
Tak czy inaczej będę wpadać i powoli sobie czytać ; )
Pozdrawiam!
Hej! :D
OdpowiedzUsuńNajlepszego w nowym roku! Ja postanowiłam w końcu spełnić obietnicę i do Ciebie zajrzeć. Pamiętam, że prolog czytałam już stosunkowo dawno, ale dopiero teraz komentuję. No i przeczytałam go drugi raz, bo a) wciąż mnie zachwyca i b) nie chcę napisać bzdury tylko dlatego, że po takim czasie już nie wszystko pamiętam.
Na początku powiem, że masz bardzo przyjemny styl pisania. Nie przepadam za pierwszą osobą czasu teraźniejszego, choć czasami sama go używam. Tak czy inaczej, coś mnie w nim irytuje, ale jestem w stanie go znieść, jeśli tekst jest napisany dobrze, a ten prolog bez wątpienia do takich należy. Uwielbiam taki klimat – suknie, bale, monarcha… Co więcej, wstęp nie tłumaczy właściwie niczego, pozostawiając dziesiątki pytań, które zachęcają, żeby czytać dalej. Przynajmniej ja mam taki zamiar. Trudno mi cokolwiek powiedzieć o bohaterce i w sumie dobrze; na pewno jest uparta i – co sama zaznaczyła – w przeszłości zabijała. Teraz planuje rytuał, chce się uwolnić, ale… No właśnie, ale. Nie wiemy niczego, więc tym chętniej zagłębię się w ten świat.
Charles też jest interesującą postacią. Ideał, który jej pomaga… Nie będę oceniać postaci po kilku linijkach, ale na razie odczuwam względem nich sympatię. Nie wiem dlaczego, tak po prostu. Podobało mi się to, jak opisałaś salę, bo opisy uwielbiam, a Twoje są proste i plastyczne. Do tego ładnie wplotłaś wspomnienia poprzez taniec, skojarzenia, które wzbudza w niej to miejsce – to, jakie ma znaczenie. Uwielbiam takie wstawki :3
No nic, ja idę dalej, bo mnie masz. Pozdrawiam!
Nessa.