środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział IX

W poprzednim rozdziale...
Seth zaprowadza mnie na trening jego „oddziału” i okazuje się, że są całkiem niezłą mieszanką wybuchową. Na szczęście póki co nie muszę trenować i zamiast tego, idę z Sethem do gabinetu ich szefa, gdzie dowiaduję się, jak Seth spędza wolny czas. Po powrocie do domu staram się nadrobić zaległości i skontaktować się z przyjaciółkami. W dodatku po złym humorze moich rodziców nie ma już śladu, więc chyba mogę przestać się martwić. 
~*~

Tamtej nocy śniłam o wielu niesamowitych rzeczach. Czułam je pod powiekami, nawet gdy już ocknęłam się ze snu. Zdałam sobie sprawę, że „magiczny świat” przestawał być tylko tajemnymi spotkaniami z Amber i usilnym podnoszeniem pędzli i choć nadal miał pozostać „zajęciem dodatkowym”, stawał się dla mnie coraz bardziej realny. 
Może nawet mogłabym wynieść z tego jakieś korzyści?, myśl pojawiła się szybko i niespodziewanie. Wiedziałam, co powinnam zrobić. 
Odrzuciłam kołdrę na bok i dopadłam biurka, przy okazji potykając się i omal nie rozbijając sobie zębów. Otworzyłam laptopa i w oczekiwaniu na włączenie się systemu przypominałam sobie szczegóły snu. Gdy w końcu otworzyłam nowy dokument, miałam już wszystko przemyślane.  
~*~
Z każdą chwilą miasto, do którego trafiła Lily wydawało jej się coraz dziwniejsze i bardziej niepokojące. W niczym nie przypominało Londynu czy Birmingham, które pamiętała z wycieczek z bratem i matką. Nie licząc straganów na rynku, wokół nie było żadnych sklepów, żadnych zakładów, po prostu nic. Lily pomyślała, że jest to ogromnie niepraktyczne, zwłaszcza, że miasto znajdowało się na kompletnym pustkowiu. 
Ludzie przechodzący obok niej przypominali duchy, których jedynym celem było przemieszczenie się z punktu A do punktu B. Ich spojrzenia były nerwowe, a szybki krok sprawił, że Lily też zwiększyła tempo. 
Zaczynała żałować, że w ogóle postanowiła się tam zatrzymać. 
Gdy odwróciła się głowę, żeby przyjrzeć się dziwnej fladze wywieszonej za oknem, jedna z tych koszmarnych mar zmaterializowała się tuż przed nią. Lily chciała ją ominąć, być może burknąć pod nosem coś nieprzyjemnego – w końcu nie było z nią nikogo, kto pilnowałby jej manier, ale szybko zdała sobie sprawę, że mężczyzna stojący przed nią różnił się od reszty przechodniów. 
Wzrok miał skupiony i myślący, a na ustach błądził złośliwy uśmieszek. Gdyby nie to, że nie wydawał się przyjaźnie nastawiony, spotkanie „żyjącego” człowieka ucieszyłoby ją. 
— Najmocniej przepraszam – wyszeptała, bo głos nagle odmówił jej posłuszeństwa.
Cofnęła się o krok, choć tak naprawdę miała ochotę puścić się biegiem aż do samych bram miasta, wskoczyć na swojego konia i odjechać stamtąd jak najdalej. 
— Ależ nic się nie stało – zapewnił mężczyzna błyskając białymi jak śnieg zębami. – Tak naprawdę sprawiła mi pani ogromną przyjemność. 
Mając w pamięci wszystkie lekcje matki, Lily uśmiechnęła się i dygnęła lekko. Modliła się, żeby na tym ta rozmowa się zakończyła. Obróciła się na pięcie, mimo że miała zamiar iść w przeciwną stronę i zrobiła kilka kroków, czując jak dziwna energia otaczająca nieznajomego odczepia się od jej skóry, a ona znów może normalnie oddychać.
Muszę jak najszybciej się wydostać się z tego pokręconego miasta. 
Na ramieniu poczuła wielką zimną dłoń, a jej serce zamarło. Przecież nie mogła tak po prostu odejść i powinna była się tego domyśleć. Lily wyszarpnęła się i zaczęła uciekać. I tak nie miała już nic do stracenia – tylko swoje życie, ale ono od dawna wisiało na włosku. 
Skręciła za róg ulicy, ale coś podpowiadało jej, że i tak nie da rady się ukryć. Długa suknia skutecznie ją spowalniała, nie znała miasteczka, nie wiedziała o żadnych tajemnych skrytkach. Miała nadzieję, że mężczyzna nie była aż tak postrzelony, żeby uganiać się za jakąś nieznajomą. 
A jednak. Dogonił ją i złapawszy za nadgarstek, przyciągnął do siebie. Lily balansując na jednej stopie wpadła wprost w twarde ramiona mężczyzny. 
— Tak, zdecydowanie jestem zadowolony – wyszeptał jej do ucha. – A teraz idziemy. 
Bez słowa wykonała polecenie. Miała nadzieję, że jeszcze uda się jej znaleźć sposób ucieczki. Uważnie obserwowała otoczenie, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Kiedy mijali przechodniów, starała się przekonać ich do pomocy. Niemalże padła do stóp młodego chłopca niosącego wiklinowy kosz, ale jej oprawca nawet się nie zatrzymał. Po prostu szedł dalej, ciągnąc ją za sobą i zmuszając do dotrzymywania mu kroku. Zresztą, młodzik wydawał się być ślepy na jej prośby – tak jakby widywał takie rzeczy każdego dnia. 
— Błagam – jęknęła. Nie mogła uwierzyć, że po wszystkim, co przeszła, wciąż napotykała przeszkody. – Proszę mnie puścić!
— Nie jesteś stąd – orzekł, nawet się nie odwracając. – Tak… To naprawdę cudownie.

Lily stanęła przed królem i królową, nagle czując się jak mały, nic nieznaczący człowieczek i, biorąc pod uwagę jej sytuację, to uczucie było całkiem na miejscu.
— Phlipie, kazałam ci przestać przyprowadzać tu kolejne dziewczyny. Nikogo z nas to nie interesuje…
Charlotte machnęła ręką i wywróciła oczami. Grupka jej dam dwórek automatycznie się skrzywiła, jak zawsze dostosowują reakcję do humoru władczyni.
Philip ukłonił się nisko i to samo nakazał Lily. 
— Przyzwyczajaj się do tego – mruknął cicho, przesuwają dłoń z jej ramienia na talię.
Lily czuła się tak, jak gdyby właśnie śniła jeden ze swoich najgorszych koszmarów. Choć nie do końca rozumiała, co się stało ani czym dokładnie było tamto miejsce, coś jej mówiło, że nie szybko ją stamtąd wypuszczą. Miała ochotę usiąść na ziemi i płakać. 
— Chwileczkę – zatrzymał ich król, który zszedł z tronu i założywszy dłonie na piersi podszedł do tamtej dwójki. – Moja najdroższa Lottie, czy nie czujesz w niej Potencjału?
To słowo przykuło uwagę Lily do tego stopnia, że odważyła się dokładniej przyjrzeć królowi. Altair był osobą opanowaną i niezwykle ciekawą świata. Przez cały czas kalkulował i analizował, a jego spojrzenie nie przepuszczało żadnego szczegółu. 
Lily poczuła dziwną sympatię do króla, jednak nie miała okazji dłużej się mu przyglądać. Philip wymierzył jej policzek. Siła uderzenia odrzuciła ją do tyłu, ale złapała równowagę zanim upadała na marmurową posadzkę. 
— Jak śmiesz patrzeć królowi prosto w oczu!? – huknął.
Lily, choć przestraszona, pomyślała, że jego reakcja była mocno przesadzona. Zrobił to tylko po to, żeby ją upokorzyć. Altair nie wydawał się urażony. Jego wyraz twarzy pozostawał spokojny, a kiedy podszedł bliżej nawet się uśmiechnął.
— Jesteś albo wyjątkowo rozemocjonowana albo masz naprawdę ogromny Potencjał – powiedział łagodnie.
Lily wlepiła wzrok w swoje buty. Zauważyła, że jedno sznurowadło było rozwiązane, co nie tylko ją zirytowała, ale dodatkowo zwiększyło chęć spojrzenia na króla. 
Altair stanął przed nią i delikatnie uniósł jej podbródek. Lily wzdrygnęła się i niepewnie spojrzała w górę.
— Myślę, że zdecydowanie trzeba dać ci szansę. 
Philip mruknął coś pod nosem z niezadowoleniem. Altair zerknął na swojego strażnika i uśmiechnął się pod nosem. 
— Jednakże w naszej Gwardii potrzebujemy silnych i zdecydowanych żołnierzy. Myślę, że praca na rzecz naszego pałacu będzie idealnym testem charakteru. Co o tym sądzisz, moja droga… — Urwał, zdawszy sobie sprawę, że nawet nie poznał imienia swojej rozmówczyni. 
— Lily. 
— Droga Lily, czy chcesz do nas dołączyć?
Lily czuła, że drugim wyjściem była śmierć. A ona tak bardzo chciała żyć – przeżywać przygody, bawić się, romansować. Nie mogła umrzeć, a w takim razie musiała zgodzić się na nieznane. 
— Tak. 
— Więc pokaż nam, jak bardzo ci na tym zależy, a ja obiecuję ci potęgę, jakiej nie jesteś w stanie sobie nawet wyobrazić. 
~*~
Nie potrafiłam powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego się na usta. Te barwy, te postacie, te miejsca były tak żywe, jak jeszcze żadna inna pisana przeze mnie historia i choć zdawałam sobie sprawę, że to tylko wyobrażenie o monarchii wśród złodziei, moja wizja podobała mi się więcej niż bardzo. Dziwiłam się, że nie wpadłam na to wcześniej – po prostu wziąć moją nową rzeczywistość, zmiksować ją z nutką fantazji i wbić się do pisarskiego światka. 
Czułabym się lepiej, gdybym miała dostęp do naukowej strony tej sytuacji. Przydałyby mi się podręczniki o historii powstania złodziei czy sposobie ich działania, ale póki co mogłam tylko liczyć na Setha i jego nauczycielskie zdolności. 
Miałam nadzieję, że to, co zobaczyłam dzień wcześniej jest tylko przedsmakiem tego, czym OPF jest naprawdę – nie chcieli zdradzać wszystkich swoich sekretów nowicjuszce, a tak naprawdę byli supernowoczesną grupą z siedzibą główną w jakimś szklanym drapaczu chmur. 
Powoli wypuściłam powietrze i z bólem serca zabrałam się za odrabianie lekcji. 
~*~
Claire czekała w naszej ulubionej kafejce. Nie spóźniłam się – to ona jak zwykle przyszła przed czasem, dzięki czemu mogła przyglądać mi się zza designerskich okularów i nerwowo marszczyć usta. Nieraz wydawało mi się, że ona po prostu lubiła być niezadowolona – znajdowała przyjemność we wściekaniu się i wytykaniu ludziom błędów.
— Siedzę tu i siedzę – mruknęła i upiła łyk frappuccino. 
— Rachel też jeszcze nie ma – zauważyłam i zabrałam się za studiowanie menu. 
— Powiedziałam jej, żeby przyszła trochę później. Pomyślałam, że będziesz się krępować przy George’u, a chcę wiedzieć, co takiego działo się w piątek. Najlepiej od momentu, w którym zdecydowałaś się z nami pójść, pomijając fragmenty, które znam, aż do tych wszystkich pikantnych szczegółów z Sethem-kelnerem.
Wywróciłam oczami. 
— Nie ma żadnych pikantnych szczegółów. Seth to tylko kolega, z którym mam… kilka wspólnych spraw. Poza tym, skoro Shelly tu nie ma, to znaczy, że będę musiała to wszystko jej powtarzać. 
Claire zdjęła okulary i obdarzyła mnie surowym spojrzeniem mówiącym: No i co z tego?. Westchnęłam ciężko.
— Poczekaj, tylko coś sobie zamówię.
Wiedziałam, że prędzej czy później dojdzie to momentu, kiedy będę musiał opowiedzieć jej całą historię i dlatego przemyślałam sobie, które fragmenty pominąć, które zastąpić innymi, a który tylko troszeczkę uwiarygodnić, żeby ta wersja zdarzeń jak najbardziej przypominała tę oryginalną. 
Moi rodzice pokłócili się, a ja nie mogłam tego znieść. Na imprezie miałam spotkać się z Sethem, który rzekomo miał jakieś informacje na temat Charlesa, który niby spiskował przeciwko klientowi kancelarii Masenów, a spotkanie skończyło się bójką. Zdecydowałam nawet, że opowiem o Lily, dzięki czemu mogłam przemycić informacje o złodziejach uczuć – zawsze mówiłam jej o wszystkich dziwacznych pomysłach na opowiadania. 
— No, i co o tym myślisz?
— Moim zdaniem to… dziwne. Dlaczego temu całemu Sethowi zależy na pomocy? Dlaczego niby chciałby ci to wszystko mówić?
— A jeszcze przed chwilą byłaś taka podekscytowana — zaśmiałam się. 
— Bo przed chwilą wydawał mi się po prostu sympatycznym chłopakiem, któremu się spodobałaś! 
— Nieważne. I tak chodziło mi raczej o pomysł, a nie o Setha. 
Claire wzruszyła ramionami. 
— Jest w porządku. Dość interesujący. Ale znając ciebie, zrezygnujesz z niego po kilku tygodniach, więc nie będę się ekscytować. 
— Naprawdę nie obraziłabym się za odrobinkę…
— O, idzie Shelly.
— Wiary – dokończyłam i obróciłam się. 
Drobna i delikatna Rachel dreptała obok chłopaka, właściwe mężczyzny, który był od niej nie tylko znacznie szerszy, ale także wyższy. Na początku pomyślałam, że przypominają starszego brata z siostrzyczką – co samo w sobie było dość ohydne, ale w końcu musiałam przyznać, że wyglądali całkiem słodko. 
Po wymianie uprzejmości usiedli z nami przy stoliku. Shelly przytulała się do ramienia George’a i z uśmiechem opowiadała jak się spotkali. 
— Nie sądziłam, że wydarzy się coś niesamowitego, a tu proszę. Wychodzę sobie z łazienki i wpadam na Georgiego. Od razu złapaliśmy wspólny język… — Shelly z uśmiechem przeniosła wzrok na swojego chłopaka. – Gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy… Claire pisała do mnie, żebyśmy się spotkały, bo przecież miałyśmy spędzić czas razem, ale było mi tak szkoda przerywać… Cóż, najlepszą rozmowę w moim życiu. 
Zachichotała, a George przyłożył jej rękę do swoich ust. 
— No i wystawiłyście mnie obie – westchnęła Claire i upiła łyk kawy. 
— Przepraszam cię! – Rachel położyła jej dłoń na ramieniu. – Ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać! To niesamowite! To…
— Tak, tak, wiem. Miłość od pierwszego wejrzenia. Zrozumiałam to już wczoraj. 
Patrząc na Rachel i George’a nie można było temu zaprzeczyć. Wyglądali jak para znająca się od dobrych kilku miesięcy, a nie od dwóch dni i aż lepiej robiło mi się na sercu, kiedy widziałam szczęście przyjaciółki. Przez tyle czasu marzyła o wyjściu z cienia i w końcu miała okazję.
— Czy twoi rodzice już wiedzą? – spytałam nagle, bo zdałam sobie sprawę, jak łatwo to wszystko może się zawalić.
Shelly uśmiechnęła się tajemniczo. 
— Jasne, że nie. I nie dowiedzą się. Już ja się o to postaram.
— A ta impreza? Nie miałaś kłopotów?
Rachel wzruszyła ramionami. 
— Oboje gdzieś wyszli, więc miałam ułatwione zadanie. Co prawda wrócili wcześniej niż ja, więc trochę się powkurzali, ale ogólnie cieszyli się, że nic mi się nie stało.
George podczas tego lunchu wydawał się być nieobecny. W ogóle nic nie mówił i tylko przyglądał się Rachel i choć nie mogłam go za to winić – w końcu znalazł się w towarzystwie trzech rozemocjonowanych dziewczyn, z czego dwie były mu zupełnie obce, jednak nie tak wyobrażałam sobie przyszłego chłopaka Shelly. Najwidoczniej nie znałam jej tak dobrze, jak myślałam, że znam. 
Nie licząc tego drobnego niesmaku, czułam, że wszystko wróciło do normy – znów żartowałyśmy, plotkowałyśmy i jadłyśmy wspólnie (jedzenie było niezwykle ważnym wyznacznikiem normalności).
— Widziałyście sukienkę April… — zaczęłam, wkładając sobie do buzi kawałek kurczaka.
— O mój Boże, widziałam chyba trzy inne laski w identycznej…
— Hej, to nie ich wina. To była ładna sukienka! Ale śmiać mi się chciało, kiedy, um, chyba Sebastian wywalił całą tacę drinków na taką ładną dziewczyną z czerwonymi włosami…
Sielanka skończyła się w chwili, w której Seth podjechał pod restaurację i zatrąbił kilka razy – tak jakby głośne warczenie jego grata nie było wystarczającym znakiem jego przybycia. Claire i Rachel posłały mi rozbawione spojrzenia, a moje policzki zaczęły płonąć. 
— To ten, to ja będę szła…
— Jasne, jasne. Twój chłopak po ciebie przyjechał. – Claire posłała mi całusa.
Wybuchnęłam śmiechem.
— To nie jest mój chłopak – mruknęłam i, zostawiwszy na stole należne pieniądze, skierowałam się w stronę samochodu. 
Mogłam powiedzieć Sethowi, żeby nie przyjeżdżał, że sama znajdę jego dom albo żebyśmy spotkali się przecznicę dalej. Kto wie, być może nawet zwykłe „Błagam, nie narób mi wstydu” by wystarczyło. 
— Jesteś nie w humorze? – spytał, kiedy już ruszył z miejsca. 
— Hm, źle spałam —  mruknęłam sarkastycznie, poczym zapięłam pasy. 
— Współczuję. Wiem, jak to jest. Niby jedna noc, a potem masz zawalonych kilka kolejnych dni, bo musisz odespać, potem nadrobić to, czego nie zrobiłaś, bo wcześniej byłaś zbyt zmęczona… Masakra.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
— Niewiarygodne…
— O, że ja? – ożywił się i przejechał palcami po włosach, mrużąc oczy. 
Parsknęłam.
— No chyba śnisz! I lepiej skup się na drodze. Gdzie my w ogóle jedziemy?
Pojechaliśmy na Santa Monica, na osiedle znajdujące się niedaleko bazy organizacji. Ciekawiło mnie, czy specjalnie miał dom w takim miejscu, czy może to tylko zwykły przypadek. A może to baza została założona specjalnie po to, żeby Seth nie musiał się męczyć? Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie, jak błaga wszystkich, żeby zgodzili się wynająć właśnie tamto miejsce. 
— Mieszkam tu z Lukiem i starszą siostrą – wyjaśnił, przewracając oczami. – Do niedawna mieszkałem tylko z Lukiem, ale moja siostra się uparła, że skoro pomaga mi płacić rachunki, to ma prawo się tu wprowadzić. 
— A twoi rodzice?
— Zmarli kilka lat temu. No i od tego czasu nieźle się razem z siostrą gimnastykujemy, żeby to wszystko utrzymać w kupie. – Seth otworzył przede mną drzwi wejściowe i gestem zaprosił do środka. – Ona skończyła kursy pielęgniarskie, a ja… robię raz tu, raz tam. Ale o college’u i tak bym nie myślał, bo jestem dość zajęty. 
Puścił do mnie oczko.
— A Luke? Skąd nagle wziął się u was w domu?
— Przeprowadził się do nas pół roku temu, czyli kiedy skończyliśmy liceum. Jego rodzice trochę nam pomagają. 
Seth wziął mnie za rękę, a kiedy chciałam protestować, zwiększył uścisk, i poprowadził mnie do kuchni, która wydawała się sercem całego domu – biło od niej dziwne ciepło, które otulało długimi puchatymi ramionami i wywoływało uśmiech na twarzy. Meble wyglądały na stare i odrapane, ale w większości zostały przykryte niewiarygodną ilością zdjęć. 
Nie mogłam się powstrzymać i, nie czekając na pozwolenie, podeszłam do jednej z szafek, żeby przyjrzeć się im z bliska. Fotografie były poprzyklejane niedbale, jedna na drugą i pochodziły z różnych okresów. Niektóre miały postrzępione boki, tak jakby ktoś oderwał ich fragment, przy innych doklejono karteczki z zabawnymi komentarzami. 
Parsknęłam śmiechem, kiedy zobaczyłam kilkuletniego Setha dumnie prezentującego dziurę po jedynkach. 
— Dzień dobry – odezwał się ktoś nagle, a ja aż podskoczyłam. 
Przy stole pod ścianą siedziała dziewczyna, którą kojarzyłam z zebrania. Świdrowała mnie wzrokiem dużych ciemnych oczu, o których nawet z daleka mogłam powiedzieć, że były to oczy Setha. 
Spłonęłam rumieńcem. Jakim cudem nie zauważyłam, że ona tu jest?
— DeeDee, to właśnie moja siostra, Becky – przedstawił nas Seth i dołączył do mnie przy kuchennych blatach. – Widzisz, siostrzyczko, wcale nie musisz się odchudzać. Jesteś praktycznie niewidzialna. 
— Po pierwsze, to jest Rebecca, do cholery. DeeDee, nie waż się tak do mnie mówić, bo zatłukę. 
Seth zachichotał i wyjął z szafki dwa kubki. 
— Zrobię nam coś do picia, a potem pójdziemy na górę i opowiem ci tę historię. Zaprosiłbym cię do oglądania jakiegoś filmu czy coś, Becky robi świetne przekąski, ale muszę jeszcze coś załatwić. 
— Nie ma sprawy. I tak muszę jeszcze popracować nad referatem. Niby już go skończyłam, ale jest tam taki jeden fragment, który mi zgrzyta i nie wiem…
— Dobra, dobra, kujonko, i tak nie mam pojęcia, o czym mówisz – przerwał mi i zaczął wlewać wodę do czajnika. 
— Zaparz mi te moje ziółka na odchudzanie! – krzyknęła Rebecca, machając rękami, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. 
Seth skrzywił się. 
— Co ja przed chwilą mówiłem o odchudzaniu?
— Twoje zdanie się nie liczy. Poza tym, po rozstaniu ze Stevenem potrzebuję jakiejś zmiany. Włosów raczej nie zetnę. – Przygładziła krótką blond fryzurkę. – Stylu też nie zmienię, bo go nie mam. Praca…
— Jezu, przeprowadziłaś się! To nie wystarczy?
— Wcale się nie przeprowadziłam, tylko wróciłam do domu rodzinnego. To się nie liczy. Zrzucam pięć kilo i to już postanowione. A ty, DeeDee? Co ty, hm, robisz? W sumie niewiele o tobie wiem.
— No, tak. Moje życie nie jest raczej zbyt fascynujące. – Roześmiałam się. – Nie łapię potworów ani nic takiego. 
— I dobrze – stwierdziła, kiwając głową. – Nie ma co siedzieć w tym gównie tak jak Seth czy Luke. I nie daj mojemu bratu wmówić ci, że jest inaczej. 
— Nie zamierzam – obiecałam. 
Posłałam Sethowi znaczące spojrzenie, a on zrobił minę niewiniątka.
— Mówisz to tak, jak gdybym był jakimś złem wcielonym. 
— Nie rozmawiam z tobą. No ale miałaś już kontakt ze złodziejami. Nie z twoimi rodzicami, ale… no wiesz, coś więcej. 
Przytaknęłam i pokrótce opowiedziałam jej, jak spotkałyśmy się z Amber i jak ćwiczyłam z nią różne głupie rzeczy, pomijając fakt, że robiłam to, by zaimponować rodzicom i być może „stać się taka, jak oni”. Nawet jeśli nie mogłam wiedzieć, co dokładnie to oznaczało, raczej nie odebrałaby tego zbyt dobrze.
— No, teraz przynajmniej dowiesz się szczegółów – skwitowała. – Seth nie będzie miał z tobą tak dużo roboty.
— Nie wydaje mi się. Raczej słabo mi szło.
Kuchnię przeszył ogłuszający pisk czajnika. Seth wymruczał pod nosem kilka przekleństw i wyłączył maszynę. 
— Choć na takiego nie wygląda, robi naprawdę zajebistą herbatę – skomentowała Rebecca. – Swoją drogę, nie sądziłam, że ktokolwiek uciekł od przemiany, ale nie dziwię się. Dwór Królowej Charlotte na pewno nie jest szczególnie radosnym miejscem. 
— Amber mówiła, że przeszła już pierwszy etap. Pewnie dlatego Seth na początku myślał, że jest jednym z nich. 
— Hej, to Luke mi tak podpowiedział!
— Ale jest po wasz… Znaczy, naszej stronie. Nie lubi ich. 
Seth prychnął, nie podnosząc wzroku znad przyrządzanych napoi. 
— Nikt rozsądny nie będzie ich lubił, Bambi. 
Wywróciłam oczami, poczym spojrzałam na niego krzywo. 
— Moi rodzice…
— Obiecałem sobie, że nie będę z tobą na ten temat rozmawiał, bo naprawdę nie mam na ten temat nic dobrego do powiedzenia. – Podniósł głowę i uśmiechnął się tak, że delikatne zmarszczki w kącikach oczu uniosły się lekko, a oczy błysnęły radośnie. Czy on umiał to włączać na zawołanie? – Zrób to dla mnie, proszę. 
— Z wielką chęcią będę broniła honoru swojej rodziny – mruknęłam, obiecując sobie w duchu, że nie dam się skokietować.
— Okej, ale zastanów się czy czasem nie brakuje ci argumentów. 
— Całe moje dzieciństwo to jeden wielki argument.
Uśmiechnął się pod nosem i otworzył usta, żeby się odgryźć, ale Rebecca mu przerwała:
— Ile mam jeszcze czekać, co, Seth? A przy okazji, czy mógłbyś spytać Luke’a, czy nie wziąłby za Ali dzisiejszej zmiany? Chciałam zrobić babski wieczór.
Seth zmarszczył czoło.
— A rozmawiałaś z nią o tym?
— Jeszcze nie, ale na pewno będzie chciała. Kto by nie chciał?
Rebecca prychnęła, sprawiając, że jej grzywka lekko się podniosła.
— Cóż, ja się nie zgadzam. — Seth wręczył mi kubek z herbatą. – Luke też potrzebuje odpocząć. Poza tym, mam z nią jedną sprawę do załatwienia i już się umówiliśmy, że pójdziemy razem. 
— Braciszku, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. 
Spojrzałam z zaskoczeniem na Setha, który wydawał się być wytrącony z równowagi. 
Czy to możliwe, żeby on i Aloisa byli kiedyś parą? 
Kiedy?
Dlaczego potem zaczęła chodzić z Luke’iem?
Czy Seth poczuł się zdradzony?
Dlaczego do cholery mnie to interesuje?
Potrząsnęłam głową, starając się zatrzymać potok myśli napływających mi do głowy. To nie była moja sprawa. Nie powinno mnie to obchodzić. A jednak ciekawość paliła mi gardło, a jedynym sposobem, żeby ją zaspokoić było zadanie nurtujących pytań. Kilku prostych, osobistych pytań, których nie powinnam była zadawać. 
Później, obiecałam sobie i uśmiechnęłam się, w razie gdyby któreś z rodzeństwa Meadowsów zauważyło, że prowadziłam ze sobą wewnętrzny monolog. 
— Boże, nie możesz choć raz czegoś dla mnie zrobić? – jęknęła Rebecca. Miałam wrażenie, że przegapiłam jakiś fragment ich konwersacji. 
— Ciągle coś dla ciebie robię. A oto dowód. – Seth przemaszerował przez kuchnię i postawił na stole zaparzone ziółka. – Chodź, Bambi. Idziemy na górę. 
Kiwnęłam głową i pomachałam Rebecce na pożegnanie. 



Hejo :) Przyszedł czas na spokojniejsze rozdziały, ale jeśli mam być szczera dobrze mi się jej pisze, bo dialogi z Sethem, a te są dla mnie najprzyjemniejsze xD Planowałam dodać ten rozdział troszkę wcześniej, ale zaczęłam robić prawko i po jazdach jestem tak zestresowana, że nie mogę się już skupić na niczym innym :P 

Do napisania!

4 komentarze:

  1. Dla mnie dialogi z Sethem też są mega przyjemne, ale mówiłam to już tyle razy, że robię się monotematyczna;D W każdym razie tutaj ujął mnie tą rozmową z siostrą. Odnoszę wrażenie, że ten chłopak chyba nie potrafi być poważny. Bez przerwy wywołuje swoimi tekstami uśmiech na mojej twarzy. To byłby dobry towarzysz do kielicha, na imprezę czy na jakieś wyjścia, ale chyba jako chłopak by się nie sprawdził. Ciągle mam wrażenie, że to takie duże dziecko xD Ciekawa jestem czy kiedyś zmienię o nim opinię;D
    W każdym razie ja to się wcale nie dziwię, że DeeDee wyłapała z tej siostrzanej rozmowy wzmiankę o Alosie. Pytała samą siebie czemu ją to interesuje, a ja jej odpowiem - bo kobiety to ciekawskie stworzenia! Ej, ale czy ja dobrze rozumiem, że Seth był kiedyś z Aloisą, potem ona była z Lukiem, a teraz znowu Seth z nią coś tego? Tak by wynikało z tej rozmowy i nie ukrywam, że będę się nad tym zastanawiać;D
    Bardzo ciekawy pomysł z tym opowiadaniem, które pisze DD. Czekam niecierpliwie jak to się wszystko rozwinie.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, hej! To ja!
    Zalegam z komentarzami u wszystkich, ale dziś się ogarnęłam i do ciebie też udało mi się przybyć :P
    Ja jestem wielką miłośniczką Setha, serio. Zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i charakter, to spełnia niemal wszystkie kryteria. Ruda pisze że zachowuje się jak duże dziecko – ja tam lubię takich bohaterów, choć przyznam, że pewnie na co dzień rzeczywiście ciężko by się z kimś takim żyło. Ale potrafi robić herbatę! A ja bardzo lubię dobrą herbatę, nie tę w saszetkach, tylko taką prawdziwą, więc spokojnie może dołączyć do moich blogowych mężów :D
    Ale teraz serio, bo już się trochę pozachwycałam. Czasami się trochę gubię, co jest opowiadaniem DeeDee, a co rzeczywistością. Ale może mój problem polega na tym, że czytam na telefonie :/
    Zwróciłam uwagę na tego całego Georga i Rachel. Bo wydaje mi się to trochę dziwne, że poznają się na imprezie i po tak krótkim czasie już ogłaszają się jako para. To trochę naciągane, choć staram się na to spojrzeć iż innej perspektywy. Shelly jest trzymana przez rodziców pod kloszem pomimo takiego wieku, nawet boi się im powiedzieć, ze ma chłopaka i pewnie do tej pory wielu ich nie miała, więc pewnie jej imponuje, że ktoś kto jej się podoba, mógłby zwrócić na nią uwagę. Boję się tylko, że da się omotać a potem będzie cierpiała. Być może to nieistotne dla całej opowieści, ale moją uwagę zwróciło :P
    Trochę mnie poruszyła historia Setha. Niby nic nadzwyczajnego, bo wiele dzieciaków przedwcześnie traci rodziców, ale on z siostrą musieli sobie sami radzić. Niby wspomniał o pomocy rodziców Luke’a ale to jednak nie to samo. Poza tym od początku widać było, że nie zamierzasz zrobić z niego kolejnego super bohatera na motorze, który potajemnie zwalcza zło. On się wydaje bardzo zwyczajny, nawet jeśli chodzi o jego pozycję, nie szasta hajsem, ani nic, co sprawia, że wydaje się jeszcze bardziej realny. I polubiłam jego siostrę. Taka typowa, z typowymi problemami, w stylu „musze się odchudzać, więc zrób mi te ziółka” Podoba mi się ta jej normalność. Oczywiście Seth będzie gadał, bo to w końcu jego siostra. Musi xD
    Wybacz, że dziś tak ogólnikowo i nieskładnie. W ogóle cud, że jednak zdołałam dokończyć ten komentarz, bo mi dzisiaj z prądem wariują :/
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się że kiedyś tu byłam ale nie pamiętam czy bym w jakiś sposób komentowała Twoją historię.
    Dlatego powróciłam jeśli byłam i postanowiłam nadrobić i skomentować w uczciwy sposób.
    Oczywiście najpierw przeczytałam prolog nim doszłam do rozdziału. Z góry uczciwie powiem że nie czytałam wszystkich rozdziałów ale zaciekawiłaś mnie na tyle że z przyjemnością to nadrobię.
    Trochę brakuje mi zakładki "bohaterowie". Pomogłaby lepiej poznać postacie jakie występują w Twojej historii.
    Mogę tylko mniej więcej wiedzieć kto jest kim i trochę sobie ich wyobrazić.
    Podobają mi się Twoje postacie.
    Są niesamowicie realne i mają bardzo ciekawą osobowość.
    Przede wszystkim każda z nich jest bardzo inwiwidualna.
    Szczególnie Seth, który w tym rozdziale wiedzie Seth.
    Widać, że sporo przeszedł. Nie wyobrażam sobie siebie na jego miejscu. Szczególnie jeśli w grę wchodzi śmierć rodziców. Dla dziecka to prawdziwy cios jaki naprawdę dość trudno zrozumieć. Nie każdy na jego miejscu by się pozbierał.
    Ogólnie stworzyłaś wszystko bardzo zgrabnie i ciekawie.
    Podobnie niesamowicie intrygująca jest sama osoba Dee Dee. A swoją drogą podoba mi się imię. Takie nietypowe i oryginalne.
    Podoba mi się również twój styl. Piszesz niesamowicie lekko co jest przyjemne dla oka. Wspaniale pokazujesz opisy a w nich zawarte emocje i uczucia bohaterów. To rzadko się zdarza gdyż większość autorów nie skupia się na opisach zwyczajnie o nich zapominając. Dla Ciebie wielkie brawa za to.
    pozostaje mi życzyć szczerej weny bo tego tylko można życzyć dobremu autorowi.
    Pozdrawiam.

    [www.autorska-strefa.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. hej hej :*
    Jejku, na początku to się nieco zgubiłam, bo miałam sporą przerwę ;-; ale byłam przerażona, jak była ta pierwsza akcja z przyjazdem dziewczyny do złodziei. Byłam przekonana, że to jedna z bohaterek i siedziałam jak na szpilkach czytając to, co się tam działo. Później dopiero zorientowałam się, że to DeeDee pisała książkę. Jezu powietrze ze mnie zeszło ;-; (mimo iż lubię takie klimaty xd)
    Cóż więcej mogę powiedzieć? Na pewno to, że George wydaje mi się bardzo bardzo podejrzany. Już samo to jest dziwne, że znają się z Rachel tylko kilka dni, a już miłości i para. To takie trochę ciężkie do zrozumienia. Nie wiem czemu, ale mam podejrzenia, że on też jest złodziejem O.O Matko kochana teraz widzę tych złodziei wszędzie xd
    Jak ja uwielbiam wszystkie fragmenty, w których pojawia się Seth :D Wtedy automatycznie czytam z uśmiechem i śmieję się cały czas :D Nawet z tego, że zatrąbił na Bambi i napisałaś, o tym gruchocie xd no już wtedy mi jakoś śmiać się chciało :D Bardzo fajny i lekki ton zawsze przyjmujesz, gdy piszesz właśnie o nim :D Wykreowałaś świetnego bohatera! (wydaje mi się, że mówię Ci to co rozdział? =.=).
    Zasadniczo już od początku czułam, że albo Seth nie ma rodziców, albo, że są zajęci mega bardzo. Sprawiał wrażenie takiego chłopaka samowystarczalnego, który radzi sobie ze wszystkim, może wszystko i tak dalej. Co nie zmienia faktu, że trochę mi go szkoda :X Choć wiadomo, takie przypadki najbardziej hartują ducha :D
    Fragment który totalnie mnie rozbroił :
    Czy to możliwe, żeby on i Aloisa byli kiedyś parą?
    Kiedy?
    Dlaczego potem zaczęła chodzić z Luke’iem?
    Czy Seth poczuł się zdradzony?
    Dlaczego do cholery mnie to interesuje?
    No nie mogę XD
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń