piątek, 13 maja 2016

Rozdział X

W poprzednim rozdziale...
Zaczęłam opisywać historię Lily, która pomimo woli trafia na dwór Królowej Charlotte. Na razie nie wiem jeszcze, jak to wszystko potoczy się dalej, ale wiem, że to może być historia moje życia i mam nadzieję, że Seth pomoże mi ją rozbudować (nieświadomie, oczywiście, nie musi przecież wszystkiego o mnie wiedzieć). Claire oczywiście nie wierzy, że coś z tego będzie, trudno. Ale za to Rachel ma chłopaka! Może jest trochę dziwny i znają się NAPRAWDĘ krótko, ona chyba naprawdę go lubi. Odwiedziłam też Setha w jego domu. Okazało się, że jego siostra to całkiem spoko babka, ale powiedziała coś, co trochę mnie zaniepokoiło  Seth i Aloisa najprawdopodobniej kiedyś byli razem. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej
~*~

Seth zaprowadził mnie do pokoju na górze, przy okazji opowiadając, jak w dzieciństwie razem z Lukiem zjeżdżali po poręczach albo jak wozili lalki Becky w ekskluzywnej windzie zrobionej z kartonu po soku pomarańczowym. Stawał się przy tym o wiele spokojniejszy niż zwykle – nie wymachiwał tyle rękami, powstrzymywał się od zgryźliwych komentarzy i uśmiechał się jakoś tak… prawdziwiej. 
— A co z tobą? Masz jakieś zabawne historyjki z dzieciństwa? Masz przecież taką cudowną rodzinką.
— O, jasne, mam mnóstwo historyjek. Z tym, że ja byłam grzecznym dzieckiem.
— Ja też. Byłem oczkiem w głowie mamusi. – Mrugnął porozumiewawczo i otworzył przede mną właściwe drzwi. 
Weszłam do środka, starając się ukryć podekscytowanie – z wyglądu pokoju można się wiele dowiedzieć o właścicielu, a ja bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś o Secie. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, były książki – poupychane na regałach i poustawiane na biurku; te, dla których nie było miejsca, piętrzyły się na podłodze w wysokich stosach. Chciałam skakać z radości niczym dziecko w sklepie ze słodyczami. Mimo że mój entuzjazm nieco osłabł, kiedy z zaskoczeniem stwierdziłam, że większość pozycji dotyczy medycyny i biologii i tak czułam się tam jak w domu – nie było nic piękniejszego niż pokój wypełniony takimi skarbami.
— Przeszedłem połowę Los Angeles, kompletując te zbiory – usłyszałam za sobą głos, który nie należał do Setha. 
Gdy się obejrzałam, zobaczyłam wyciągniętego na łóżku Luke’a. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie i wydawało się, że coraz lepiej radził sobie ze złamanym sercem. Nie mogłam jednak przestać myśleć o tym, że nie z nim jako pierwszym umawiała się Aloisa. Chciałam wiedzieć, że czy zdradził przyjaciela. 
— Cześć – przywitałam się bez entuzjazmu. – Co ty tu robisz?
— Uczy się, jak zwykle – westchnął Seth, z politowaniem kiwając głową. – Kto jak kto, ale ty na pewno to rozumiesz.
— Czemu uczy się w twoim pokoju?
— Kto ci powiedział, że idziemy do mojego pokoju? – wyśmiał mnie i usiadł pod oknem. Czuł się jak u siebie i nie zwracał najmniejszej uwagi na przyjaciela. Zresztą, z wzajemnością, bo Luke z powrotem pogrążył się w lekturze. 
— Uznałam to za oczywiste.
Ze skwaszoną miną zajęłam miejsce obok niego. Starałam się przypomnieć sobie wszystkie nasze rozmowy, bo nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście niczego takiego nie powiedział. Westchnęłam zrezygnowana i zamiast tego, przyjrzałam się książkowej piramidzie leżącej najbliżej mnie, która składała się z grubych atlasów anatomicznych. Między nimi wciśnięte były dwie książki o wiele cieńsze od reszty. Nachyliłam się, mrużąc oczy. „Mała księżniczka” i „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”. Uśmiechnęłam się pod nosem – moje ulubione książki z dzieciństwa. 
— Okej. Przejdźmy do konkretów. – Głos Setha wyrwał mnie z rozmyślań. 
Sięgnął do parapetu i podał mi kwadratową książeczkę, którą czyta się dzieciom w wieku trzech lat. Kiedyś miałam podobną – były w niej rysunki zwierzątek z podpisami, więc dość sceptycznie przeglądałam się, jak otwiera pierwszą stronę i niemal z namaszczeniem głaszcze obrazki. 
— W mojej rodzinie złodzieje uczuć byli obecni od zawsze – wyjaśnił. – Moja mama sama napisała tę bajeczkę i zaprojektowała obrazki, a później dała ją do druku. Kiedy byłem starszy uzupełniła całą historię o szczegóły. 
— Nie dziwię się, że ich nienawidzisz, skoro tak zostałeś nauczony – powiedziałam cicho. 
Seth uśmiechnął się do siebie.
— No, można tak powiedzieć. – Odchrząknął. – A więc dawno, dawno temu, za górami, za lasami, a konkretnie w starożytnej Grecji…
Seth urwał i podał mi książeczkę. Na pierwszej stronie kilkanaście ciemnych sylwetek przemykało między sobą jak gdyby byli w pośpiechu, a w sercu każdego z nich błyszczała złota iskierka, sprawiająca wrażenie, że została zrobiona z prawdziwego metalu i w magiczny sposób przeniesiona na papier. Na samej górze widniał napis: 
Wszystko zaczęło się od magii, będącej w każdym człowieku.
 — W teorii każdy człowiek ma w sobie coś wyjątkowego, ale tylko złodzieje potrafią to… wykorzystać? No, zamienić w prawdziwą energię. Oprócz tego jesteśmy jeszcze my, ludzie z „Potencjałem”, który od nich dziedziczymy. 
Obróciłam stronę. 
Magia pozwalała dobrym ludziom kochać siebie nawzajem, ale w złych siała prawdziwe zniszczenie. 
— No, tego chyba nie muszę tłumaczyć. Mama lubiła takie poetyckie wstępy.
Kiwnęłam głową, nie mogąc przestać myśleć o tym, że dla mnie to nie brzmiało jak bajka dla dzieci. Na samej górze ilustracji dwie sylwetki przytulały się do siebie, aby potem poprzez kłęby dymu przeobrazić się w jedną, opuszczoną postać. Kobieta leżała na podłodze zwinięta w kłębek – w wyobraźni widziałam jak jej klatka piersiowa z trudem unosiła się i opadała, a z ust wydobywał się stłumiony szloch. W tym czasie, niemal niezauważalnie, strumieniem uciekała z niej złocista ciecz i zostawiała po sobie głuchą pustkę. 
Przełknęłam ślinę. 
To zdecydowanie nie wymagało komentarza, więc szybko przeniosłam wzrok na kartę obok. 
Twórca postanowił zapanować nad tą mistyczną energią i wyruszył na poszukiwanie legendarnego Kamienia Mocy. 
— I tutaj chyba jestem winien jakieś wyjaśnienia. Z pewnością słyszałaś o Sokratesie, Platonie czy Arystotelesie. „Twórca” to oczywiście przybrane imię, tak naprawdę nie ma o nim żadnych pisemnych informacji. Prawdopodobnie dlatego, że na początku nie miał zbyt wielkiego posłuchu, a później umyślnie starał się nie zostawiać po sobie zbyt wielu śladów. Przynajmniej nie dla zwykłych śmiertelników. – Seth westchnął. – Twórca uważał, że świat nie był na tyle dobrze skonstruowany, żeby mógł sam sobie działać i nie rozpaść się w pył. Prawa fizyki jakoś do niego nie przemawiały, a szkoda. Nie wierzył też w bogów, bo sądził, że to co na ziemi, zostaje na ziemi. I dlatego właśnie wymyślił sobie jakąś tajemniczą energię, która jest w każdym z nas i która jakoś to wszystko napędza. 
— I o dziwo, ten strzał okazał się słuszny – wymamrotał Luke. 
Największe odkrycia w historii ludzkości zrodziły się z przypadku, jak mawiał mój nauczyciel fizyki. 
— To ja opowiadam, więc prosiłbym cię, żebyś się nie wcinał. 
— Nie wcinam się. Po prostu stwierdzam, że to dość dziwne i że wolałabym uczyć się o zjawiskach, które rzeczywiście da się udowodnić. 
— Przepraszam, ale czy to, co widziałeś nie jest dowodem? – Seth odwrócił się do przyjaciela. Miałam wrażenie, że odbywali tę dyskusję już wiele razy wcześniej.
— Jest! Oczywiście, że jest! Ale nie można tego wykazać na podstawie żadnych doświadczeń, nie ma do tego żadnych praw, żadnych wzorów, schematów! To… po prostu frustrujące. – Luke przetarł twarz dłonią i, zamknąwszy książkę, odłożył ją na łóżko. 
— Nie wszystkiego mogą nauczyć cię w szkole. – Seth wzruszył ramionami i z powrotem odwrócił się w moją stronę. – Ale słuchaj, słuchaj dalej. Na pewno masz jeszcze mnóstwo ciekawych komentarzy, co?
— A żebyś wiedział, że mam, ale może dla naszego dobra zachowam je dla siebie. Zadzwoń, jakbyś mnie potrzebował – rzucił Luke i wyszedł. 
— Mhm. Jak sobie życzysz, mamo. – Seth zatarł dłonie. – No, na czym my to skończyliśmy? A, tak. No więc Twórca trafił z tą wyciągniętą totalnie z dupy teorią. W dodatku udał się na wiele lat samotnej wędrówki, przekonany, że skoro istnieją zioła o leczniczych właściwościach czy wszelkiego rodzaju minerały, to musi istnieć też skała, która spełniałaby podobną rolę w wymiarze „tajemniczej wewnętrznej energii”. – Seth zakreślił w powietrzu cudzysłów. – No i znalazł, skubaniec. 
Na pierwszym planie ilustracji była skała, która została tak narysowana, że poprzez swój połysk i rozmaite kolory, przyciągała uwagę do tego stopnia, że dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tam jest ktoś jeszcze – człowiek oddający jej pokłon. W zamian, część energii, jaką emanował Kamień, spływała na jego ręce. 
— Później poszło jak z płatka. Twórca nauczył się tego, czego chciał, ale jego zdolności były dość ograniczone. W sumie, tak jak nasze, ludzi z Potencjałem. Możemy albo być bardzo kiepscy w tym, co potrafią złodzieje, albo rozwinąć w sobie jedną, porządną umiejętność. Ale on był na tyle chciwy, że wykorzystał moc Kamienia, żeby zabierać energię innym. Obróć stronę. 
Twórca stał się tak potężny, że ludzie zaczęli uważać go za boga. 
— Twórca wrócił w blasku chwały. Potrafił tworzyć rzeczy tak piękne, że ludzie byli gotowi zapłacić fortunę, żeby tylko móc je oglądać. Kiedy dostał to, czego chciał, mieszał im we wspomnieniach albo zabijał. 
Z czasem odkrył, jak zmienić ludzi w stworzenia podobne do siebie. Tak powstała armia, która rozprzestrzeniła się po całym świecie. Nazywamy je 
złodziejami uczuć. 
— No – podsumował Seth i rozluźnił się. – To już wszystko wiesz. 
— I naprawdę mama czytała ci to, kiedy byłeś mały?
— Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać? Uważam, że to lepszy wybór niż jakieś Kopciuszki czy Śpiące Królewny. 
— Okej, okej. Rozumiem. 
Oddałam mu książeczkę i, oparłszy się o kaloryfer, upiłam łyk herbaty. Rebecca miała rację – Seth rzeczywiście był w tym całkiem niezły. 
Miałam do niego masę pytań – od tych dotyczących złodziei, po te całkiem prywatne, które prawdopodobnie całkiem powinnam sobie odpuścić. I choć najrozsądniej byłoby po prostu spytać o cokolwiek zamiast traci czas na takie dylematy, wolałam dobrze to wszystko rozplanować. Jak gdyby w trakcie rozmowy miało mi nagle zabraknąć słów. 
Zerknęłam na Setha, który jeszcze raz przeżywał swoją ulubioną historię. Jego usta poruszały się, choć nic nie mówił, a oczy płonęły. Nie potrafiłam wyobrazić sobie takiego oddania. Po kilku sekundach zauważył, że mu się przyglądam i uśmiechnął się zachęcająco. Na moje policzki wkradł się rumieniec. 
— Nie spodziewałem się, że będziesz taka spokojna. Raczej, że będziesz się zachowywać się podobnie jak Luke. 
Zaśmiałam się bezgłośnie i nie przyznałam się do tego, że jeszcze tego samego dnia myślałam o prawdziwych podręcznikach. Miał jednak rację – nie spodziewałam się po sobie takiej reakcji i całkiem inaczej to sobie zaplanowałam, ale ogrom tego wszystkiego chyba po prostu mnie przytłoczył. 
— To wszystko jest nieprawdopodobne, musisz przyznać. Ta legenda… 
— To nie legenda. To prawdziwa historia. 
— Nie wiesz tego na pewno. Nie dziwię się Luke’owi, że nie jest do końca przekonany, czy jest prawdziwa. Na przykład, dlaczego ludzie nigdy o tym nie słyszeli? Przecież zachowałyby się jakieś wzmianki. 
Seth machnął ręką. 
— Po odpowiednim szkoleniu złodzieje potrafią majstrować ci w głowie. A potem ludzie byli zbyt zajęci wymyślaniem historyjek o wilkołakach, wampirach i elfach. – Prychnął. – Głupki. 
— A teraz? Jak to wygląda? Nikt się nigdy nie zorientował? 
— Właśnie! Zapomniałem o najważniejszym! – Seth uderzył się w czoło. Rządzi nim Królowa Charlotte, ale, niestety, nie mam bajki o tym, jak doszła do władzy i, szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodzi. Z jej gwardzistami jest zawsze najwięcej roboty. Nomadzi przechodzą przez Los Angeles raz na jakiś czas i łatwo ich załatwić, a tamci… – Pokręcił głową. – Mieszkają sobie w jakimś pałacu, Bóg wie gdzie, i przyłażą tutaj, bo nie chce im się szukać nowego miejsca. Do tego są o wiele lepiej wyszkoleni i technicznie rzecz biorąc, śmieją nam się w twarz. 
Odstawił kubek na stos książek i zaczął rozglądać się dookoła, mamrocząc coś w stylu „odstępujesz człowiekowi pokój, a on robi z niego śmietnik”. Nie mogłam się z nim zgodzić – choć sypialnia Luke’a rzeczywiście była odrobinę zagracona, miała w sobie wyjątkowy urok. Seth nagle wstał i podszedł do biurka, a tam znalazł to, czego szukał. 
— A najważniejsze sprawa to oczywiście Stulecie, o którym już słyszałaś. – Podniósł kalendarz i przewrócił kilka kartek. – Kamień Mocy, który znalazł Twórca nie zaginął. No ale ty i Luke prawdopodobnie powiecie, że to z pewnością nie jest ten sam kamień. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Nieważne. Teraz jest u Charlotte i właściwie to jest jedyny powód, dla którego ona w ogóle rządzi. Raz na sto lat wyciąga tę skałkę ze swojej super-hiper-tajnej skrytki i dzieli się jego mocą z innymi. 
— I to o to tyle zachodu? – Wstałam z podłogi, żeby móc rozmawiać z nim twarzą w twarz. – Tak bardzo przeszkadza wam to, że będą mieć święto? 
— Jak ty nic nie rozumiesz! Tak, będą mieć święto, a co się robi w takich sytuacjach? Bawi się. A najlepszym sposobem na bawienie się jest jedzenie. – Postukał mnie w czoło. – Coś ci świta?
Odtrąciłam jego rękę, krzywiąc się.
— Poza tym, to też oznacza duże zbiorowisko złodziei w jednym miejscu. Całkiem spora szansa dla nas, jeśli się dobrze przygotujemy. Wszyscy przeprowadzamy wzmożoną rekrutację. 
Prychnęłam, na co on uśmiechnął się rozpromieniony. Przez kilka sekund po prostu patrzyliśmy się na siebie nawzajem, wyzywając się spojrzeniami. Nie wytrzymałam – wybuchnęłam śmiechem i z trudem zniosłam tryumf Setha. 
— Chciałam cię zapytać o jeszcze jedną rzecz – wyznałam w końcu. – To znaczy, nie żeby mnie to obchodziło, raczej ciekawiło. Luke tak bardzo teraz przeżywa to rozstanie z Aloisą, ale… Po tym co powiedziała Becky, zastanawiam się, czy on ci jej po prostu nie odbił. 
Seth przeczesał włosy palcami i odwrócił głowę, a na jego ustach błądził uśmieszek. Wiedziałam już, że popełniłam błąd. Byłam głupia. Gdyby to Seth zadał mi takie pytanie, też bym go wyśmiała. Moje policzki płonęły i dziwiłam się, że jeszcze nie doszło do samozapłonu. 
— Becky powinna bardziej uważać na to, co mówi… – Przeciągnął się i z powrotem przeniósł wzrok na mnie. Wciąż wydawał się rozbawiony. – Aloisa dołączyła do OPF-u, kiedy miałem siedemnaście lat, czyli tak z trzy lata temu, jakbyś przy okazji chciała się dowiedzieć, ile mam lat. To był ciężki czas, bo byłem w żałobie po rodzicach i jakoś, no… tak wyszło. Z mojej strony to nie było nic poważnego. No a Luke… – Wzruszył ramionami. – On się w niej naprawdę zakochał, więc nie mogłem mieć mu tego za złe. 
— Czyli… wykorzystałeś ją, żeby się jakoś pocieszyć?
Wywrócił oczami. 
— Mogę cię zapewnić, że jakoś szczególnie nie narzekała. 
— Nie muszę poznawać szczegółów, naprawdę.
— Jak sobie życzysz. Ale za to ja ci zadam jakieś pytanie. Co prawda nie masz wyjścia, ale czy byłabyś w stanie pomóc mi w tej wiadomej sprawie? Bo już za kilka dni byłabyś mi bardzo, bardzo potrzebna. 
Seth zbliżył się do mnie z nieodgadnionym uśmiechem i założył mi za ucho kosmyk włosów, muskając mój policzek. Jego palce były tak przyjemnie zimne. Był przystojny. Do jasnej cholery, był naprawdę przystojny. Przypomniałam sobie wszystkie sceny miłosne, które opisałam i przy których wyobrażałam sobie siebie w roli głównej bohaterki. Seth mógłby być idealnym eksperymentem. 
Doskonale wiedział, o czym myślę. Głos rozsądku podpowiadał mi, że jeśli chciałam współpracować z OPF-em, pod żadnym pozorem nie powinnam tego robić. Sytuacja w ich grupie była wystarczająco napięta beze mnie. wmieszanej w tego towarzyskiego shake’a. 
Przeklęty głosie rozsądku, dlaczego zawsze pojawiasz się w najmniej odpowiednich momentach!?
— Problem w tym, że ta sprawa nie do końca jest mi wiadoma – mruknęłam, odwracając głowę. 
Seth uśmiechnął się pod nosem. Wyglądał prawie na… zawiedzionego. Smutnego. Grał. 
— Spokojnie, już niedługo, wyjaśnię ci o co chodzi. To co? Odwożę cię do domu, tak? Kujonko-Bambi?
Uśmiechnęłam się szeroko. 
— Zobaczymy, czy będziesz miał o mnie takie samo zdanie za kilka lat! 
Zarzuciłam włosy do tytułu i odwróciłam się na pięcie. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, że to przerwałam. Nie miałam, czego żałować, choć czułam się przy Secie dość niezręcznie. Wsiadłam do samochodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. 
— W sumie dobrze, że jesteś taką panią doskonałą – powiedział Seth, zapalając silnik. Inaczej bym się spóźnił na spotkanie z Aloisą. Mamy dyżury na robienie patroli po klubach, ale my zawsze obchodzimy jeszcze okoliczne dzielnice. 
— Masz zamiar wejść do starej rzeki?
Uśmiechnął się pod nosem.
— Nie. Jesteśmy tylko dwójką smutnych pracoholików. Poza tym, mówiąc szczerze, niespecjalnie za nią przepadam, ale jest najbardziej profesjonalną osobą jaką znam. Tyle. – Wzruszył ramionami. – Gdybym zrobił mu to samo, podczas gdy on jest tak… chory na jej punkcie, byłbym świnią. 
— Cóż. Byłbyś. Zdecydowanie. 

~*~
Kiedy skręciliśmy w moją ulicę, zauważyłam siedzącą na chodniku dziewczynę. Choć od razu ją rozpoznałam, z początku nie potrafiłam uwierzyć, że to była Amber. Nigdy wcześniej mnie nie odwiedzała. Nawet nie wiedziałam, że znała mój adres – w każdym razie nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek jej go podawała. 
— Zatrzymaj się! – nakazałam Sethowi, który najwidoczniej też ją zauważył. 
— Czy to ta wariatka z dachu?
Przytaknęłam i wyskoczyłam z samochodu. Nie miałam czasu na tłumaczenie mu, że Amber wcale nie była wariatką, bo byłam zbyt rozradowana jej wizytą i tym, że zadała sobie tyle trudu żeby mnie znaleźć. Po tym, co powiedziała i jak nie odpisywała na moje wiadomości, myślałam, że całkiem zerwała ze mną kontakt. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i przytuliłam ją. 
— Co ty tu robisz? 
— Przyszłam z tobą pogadać. No wiesz, tak jak zawsze.
— Dobrze się składa, że akurat też tu jestem. – Seth mówił powoli, nie spuszczając z niej wzroku. Myślałam, że wyjaśniłam mu, na czym polegała rola mojej koleżanki. 
— Są sprawy, które powinny pozostać tylko pomiędzy mną i DeeDee. I wiesz co? Takie właśnie pozostaną. 
— Zobaczymy. – Seth uśmiechnął się, jak tylko on potrafił i, założywszy ręce na piersi, oparł się o maskę samochodu. – DeeDee, dobrze wiesz, że mam prawo być przy rozmowie z tą kobietą. 
— Mam prawo do prywatnego życia – powiedziałam stanowczo. – Przykro mi. Zobaczymy się jutro po szkole. Na razie!
Ruszyłyśmy wzdłuż ulicy, nie zważając na to, co Seth miał jeszcze do powiedzenia. Pomachałam mu na pożegnanie i choć wyglądał na nieco urażonego, nie miałam wątpliwości, że kolejnego dnia przyjedzie po mnie i zabierze mnie na pierwszy trening. 
— Dlaczego nie zaczekałaś pod domem? 
Wzruszyła ramionami. 
— Nie chciałam się spotkać z twoimi rodzicami. Pomyślałam, że mogą nie być zachwyceni tym, że mówię ci pewne rzeczy. 
— W takim razie nie wiem, czy chcę je usłyszeć.
— Zamknij się. Musisz je usłyszeć. A wiesz dlaczego? Bo to wszystko nasza wina. Moja i twoja. Namieszałyśmy i ja nie mam zamiaru znosić twojej części poczucia winy. 
— Z czym dokładnie namieszałyśmy?
— Z tym wszystkim, właściwie. – Zaśmiała się krótko. – Chociaż nie. Nie, nie, nie. Przemyślałam to i stwierdzam, że to ty namieszałaś. Bo gdybyś nie była taką dupą wołową i zamiast przychodzić do mnie, pogadałabyś szczerze ze swoimi starymi i powiedziała im, na przykład, „Mam już dość tego, że mnie ciągle olewacie, powiedzcie w końcu o co wam, kurwa, chodziło, z tym, że nie będę taka jak wy i skończmy tę sprawę raz na zawsze”, to może teraz nie miałabyś tylu problemów. 
Zazwyczaj nie zwracałam uwagi na jej przekleństwa, bo w połączeniu z francuskim akcentem brzmiały zabawnie i słodko, ale wtedy… cóż, udało jej się wyprowadzić mnie z równowagi. 
— Myślisz, że jakbym to zrobiła, to cokolwiek by mi powiedzieli? – warknęłam. – Zresztą, zupełnie nie wiem, o jakich problemach ty mówisz! Co się tak nagle zmieniło!?
Amber zamilkła. Jej policzki płonęły, nerwowe spojrzenie ześlizgiwało się po otoczeniu, na niczym się nie skupiając, a długie jasne włosy falujące na wietrze dodawały dzikiego wyglądu. 
— Och, ja już sama nie wiem, o czym ja mówię! – Machnęła ramionami i prawie mnie uderzyła. – Ale Pierre powiedział mi, że przez to, że poszłyśmy wtedy do Sensum Orbis albo że zadajesz się z Sethem mogą być kłopoty! Ale mówił tak szybko, że niewiele zrozumiałam z tej jego gadaniny. To już są takie rejony magicznego świata, którymi ja jakoś nigdy się nie interesowałam! No wiesz, coś więcej niż fures… – Przyłożyła dłoń do czoła. – Ale wydawał się naprawdę zdenerwowany. To musi być coś naprawdę poważnego i ponoć chodzi o ciebie. Ja… nie wiem. Nie rozumiem. Ale może jednak zrobiłabyś sobie do tego wszystkiego przerwę, co? Rzuć to wszystko w cholerę. 
— Poczekaj, poczekaj, poczekaj… – Potrząsnęłam głową. Ciężko było za nią nadążyć. – Mówisz o twoim Pierze? Pierze-piekarzu?
Wywróciła oczami. 
— Tak, tak, Pierze-piekarzu… Nie mówiłam ci wcześniej, choć może powinnam, bo może byś się wystraszyła i nigdy więcej nie wróciła, ale Pierre jest takim złodziejem-złodziejem. W sensie, jest fures, ale jest też złodziejem. – Zachichotała. – On i Charlotte jakoś nie specjalnie się lubią i właściwie to jest poszukiwany przez Gwardię. 
— Twój chłopak jest przestępcą!? – krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Natychmiast zasłoniłam sobie usta dłonią. 
Nie byłam pewna, czy ta informacja rzeczywiście powstrzymałoby mnie przed uprzykrzaniem jej życia, ale z pewnością sprawiłoby, że dwa razy zastanowiłabym się nad tą znajomością. 
— No tak. Ale jakby co, to powtórz głośniej, żeby sąsiedzi zdążyli zawiadomić policję. – Skrzywiła się. – W każdym razie mówił coś o Duchach. Nie wiele z tego zrozumiałam, ale wychodzi na to, że musisz ograniczyć kontakty ze złodziejami do minimum. Rozumiesz?
— Ale… – Głos uwiązł mi w gardle. 
Seth nie mówił mi o nikim takimi i zaczęłam się martwić, że w ogóle wiedział o istnieniu tych „Duchów” i o tym, jak się przed nimi bronić. Z drugiej strony, wcale nie musiał opowiedzieć mi o wszystkich szczegółach związanych ze złodziejami – z pewnością wciąż pozostawało przed mną wiele zagadek, tak jak chociażby jego słynna „sprawa”.
– Moim zdaniem, powinnaś na jakiś czas wynieść się z domu – orzekła Amber stanowczo. – Odciąć się od rodziców. 
Coś zaczynało mi świtać. Przypomniałam sobie o mrocznym facecie, który był u nas w domu w dzień imprezy. Kiedy przywołałam w pamięci jego obraz i to, jak czułam się w jego obecności, wzdrygnęłam się ze strachu. Duch Sensum Orbis. Zapomniałam o nim, bo rodzice wydali się być spokojni, ale to, co mówiła Amber naprawdę mnie zmartwiło. 
— Myślę, że Pierre może mieć rację – powiedziałam powoli. – Ale to też znaczy, że moi rodzice wiedzą, jak powinni się zachować. Na pewno mają wszystko pod kontrolą. 
Amber wywróciła oczami tak mocno, że z pewnością coś musiało ją przy tym zaboleć. 
— A ty ciągle tylko oni, oni, oni. Kobieto! Zacznij w końcu myśleć! – Uderzyła mnie w czoło i dodała coś po francusku, najwidoczniej tylko po to, żeby mnie jeszcze bardziej zdenerwować. 
— Co w tym złego, że polegam na decyzji osób, którzy mają ode mnie o wiele więcej doświadczenia! Nie mogę tak po prostu tupnąć nóżką i robić to, co mi się akurat zachce! – krzyczałam coraz głośniej i głośniej, ale nie obchodziło mnie to. 
— Nic! Nie ma w tym nic złego! Tylko że może powinnaś zacząć w końcu używać własnego mózgu, a nie pozwalać innym myśleć za ciebie. 
Zacisnęłam dłonie w pięści. 
— Sugerujesz, że moi rodzice chcą mnie skrzywdzić?
— Niecelowo. Ale ich plany nie zawsze muszą wypalać, nie zawsze będą w stanie przewidzieć wszystkie okoliczności i może się okazać, że ktoś jest od nich o wiele mądrzejszy. Ale ty, ślepa i naiwna dziewczynka, będziesz im ufać do końca.
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to powiedziała – po tych wszystkich wizytach u niej, po tym, ile razy opowiadałam jej, jak bardzo zależy mi na ich uznaniu, ona najzwyczajniej w świecie wyśmiała jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu.
— Boże, wiedziałam, że się obrazisz… – Zmarszczyła nos. – Jesteś taka przewidywalna!
Nie miałam ochoty dłużej ciągnąć tej rozmowy. 
~*~
Kiedy weszłam do domu, natknęłam się na mamę. Czekała na kogoś, ale tym kimś zdecydowanie nie byłam ja. Mimo to uśmiechnęła się na mój widok i zaproponowała, żebyśmy razem posiedziały w salonie. W głowie wciąż słyszałam słowa Amber, ale nie miałam serca odmówić mamie, kiedy była w takim stanie. Usiadłyśmy przed telewizorem i zalogowawszy się na Netflix, włączyłyśmy trzeci sezon „Przyjaciół”. Uwielbiałam ten serial. Kojarzył mi się ze starym domem, kiedy rodzice wspólnie oglądali go razem w każdą niedzielę i choć nie rozumiałam jeszcze z czego się śmieją, śmiałam się razem z nimi. 
Tamtego dnia nie było mi jednak do śmiechu. 
— Co robi tata?
Przez twarz mamy przeszedł cień, przez który ścisnęło mnie w gardle. 
— Rozmawia z ważnym klientem w gabinecie. Lepiej mu nie przeszkadzać. Ale jeśli wszystko się uda, czeka nas mała podróż do Europy. – Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby to była wiadomość, z której ja także powinnam się cieszyć. 
Kiwnęłam głową. Nie rozumiałam, dlaczego po prostu nie powie mi prawdy – zwłaszcza teraz, gdy wiedziałam już tak wiele. Obserwowałam ją przez cały czas – jak nuci piosenkę z czołówki, jak czule uśmiecha się na widok serialowego Chandlera, czy jak co chwila z niepokojem spogląda na górę, jak gdyby mogła przejrzeć przez sufit i zobaczyć, co robi tata. Zresztą, kto wie, czy tego nie potrafiła…
— Byłam dzisiaj u Setha – zaczęłam po kilku minutach. Cisza prowadziła donikąd. – Opowiedział mi trochę o historii… no wiesz. 
Mama zerknęła na mnie kątem oka. 
— I co?
— Nie do końca… potrafię w to wszystko uwierzyć. To dość… zagmatwane. Poza tym, nie jestem pewna, czy złodzieje są prawdziwym niebezpieczeństwem
W jej oczach pojawił się błysk i wiedziałam już, że zrozumiała. Nie dając tego po sobie poznać, założyła włosy za ucho i roześmiała się. 
— Naprawdę lubisz komplikować sobie życie. Zdecydowanie to po nas odziedziczyłaś.
— Dlaczego nie mogliście wcześniej powiedzieć prawdy? Że możecie tworzyć rzeczy tak niesamowite i potężne jak ten świat, który widziałam, jak…
— Dlatego, że płacimy za to wysoką cenę. W tej bajce nie gramy superbohaterów. Wciąż mam wyrzuty sumienia, że nie zrobiliśmy więcej, żebyś nas znienawidziła. – Westchnęła ciężko. – Świat złodziei nie jest najlepszym środowiskiem do wychowywania dziecka. 
— To dlaczego mówiliście mi te wszystkie pierdoły w stylu „w świecie jest pełno magii”?
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Głos mi drżał i powoli traciłam nad sobą kontrolę, ale musiałam wytrzymać jeszcze chwilę. To nie był dobry moment ani na płacz, ani na krzyki. Powtarzałam sobie, że długo czekałam na tę konfrontację i że teraz muszę znieść jej przykre konsekwencje, ale samej siebie nie potrafiłam przekonać, że zrobiłam coś dobrego. 
— Chcieliśmy, żebyś… żebyś dostała piękno, ale bez jego przykrych konsekwencji. Ale to był błąd. Wszystko, wszystko było błędem. 
Zawiesiła głowę i ukryła twarz w dłoniach. 
Ten jeden prosty gest uderzył mnie bardziej niż powinien. Spadałam w przepaść, a moja jedyna lina ratunkowa, którą dotychczas byli moi rodzice, zerwała się w najmniej odpowiednim momencie. Nie wiedziałam, czego innego miałabym się chwycić. 
Nie mogłam dłużej znieść tego gorzkiego widoku, dlatego poszłam na górę do swojego pokoju. Kiedy ostatnim razem była w takim stanie, uciekłam na imprezę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co się dzieję. Wtedy wciąż miałam nadzieję i wciąż w nich wierzyłam. Zdałam sobie sprawę, że już było za późno. Poznałam w końcu prawdę gorzkiej rzeczywistości i kto wie, czy ta nie była ważniejsza od wszystkich nieprawdopodobnych historii o złodziejach: moi rodzice nie byli niezwyciężeni. 
Amber miała rację. Mimo że broniłam się przed tym przez bardzo długi czas, wiedziałam już, że ani mama, ani tata nie panowali nad wszystkim tak, jak mi się wydawało. Planowali wyjechać, ale to mogłoby być za mało. Zostałabym wtedy sama, nawet nie wiedząc, czego powinnam się obawiać. 
Wykręciłam numer przyjaciółki, w duchu przeklinając jej cholerną nieomylność. 
— Amber? Umów mnie na spotkanie z Pierre’em. Musimy coś obgadać. 
Być może moi rodzice nie byli superbohaterami. Ale z pewnością to nie oni nosili tutaj czarną pelerynę. 




No i jest rozdział 10! Nie mogę uwierzyć, że już mam dwucyfrowy numerek na koncie :P Co do rozdziału – zmodyfikowałam troszeczkę tę "rozmowę" z poprzedniej części, mam nadzieję, że na lepsze. No i wróciła Amber, która już niedługo będzie miała całkiem sporą rolę – ona i jej chłopak.

Na początku rozdziału, jak pewnie zauważyliście, pojawiła się wstawka o poprzednim rozdziale – uznałam, że ze względu na częstotliwość dodawania nowych postów, może być pomocna. 

Marzy mi się, żeby kolejny rozdział dodać 6 czerwca, ale nie obiecuję.
Dziękuję tym, którzy wciąż tu są ;*

4 komentarze:


  1. Nie ukrywam, że mnie też - podobnie jak DeeDee- mega interesuje sprawa tego trójkącika między Aloisą, Sethem i Luke'm. Wychodziłoby na to, że to Luke odbił dziewczynę Sethowi, ale teraz Seth ewidentnie znowu ma z nią jakieś głębsze relacje... Zagmatwane to jak nie wiem;D Jedno jest pewne - zniechęciłam się do postaci Aloisy i już jej chyba nie polubię. Chociaż kto wie...
    Natomiast mega podoba mi się ten wątek z rodzicami DD. Zazwyczaj w opowiadaniach rodzice są pokazywani jako takie postacie, które są, bo muszą być, i nic poza tym, a tutaj odgrywają znaczącą rolę. Jestem bardzo ciekawa w co się wpakowali i jak to będzie oddziaływało na dziewczynę. I rozumiem ją, że nie jest jej łatwo przyjąć do wiadomości te wszystkie rewelacje, które słyszy od znajomych. Najpierw Seth na nich napierdzielał, teraz Amber. Dla całego świata ci dwoje mogą być największymi złoczyńcami, ale dla DD są rodzicami, którzy się o nią troszczyli, kochali i wychowali. Nie dziwię się, że nie potrafi ich tak po prostu skreślić.
    Jestem mega ciekawa jak sobie z tym wszystkim poradzi no i co pokażą następne rozdziały. A! Bym zapomniała. Świetny pomysł z tą książeczką z bajkami o złodziejach dusz. Naprawdę super to wymysliłaś;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

  2. Hej! jestem, w sumie nawet punktualnie :)
    Muszę cię pochwalić za to, jak wymyśliłaś całą tę historię. Naprawdę, było to mega ciekawe a dodatkowo przedstawienie tego wszystkiego w formie bajki i to w dodatku z tłumaczeniem Setha sprawiło, że teraz rozumiem już wszystko dokładnie, bo wcześniej niektóre sprawy były dla mnie jeszcze trochę niejasne. Dodatkowo domyślam się, jak wiele to musiało kosztować wyobraźni, więc naprawdę to doceniam!
    Wszyscy wmawiają DeeDee że powinna choć trochę i na jakiś czas odsunąć się od rodziców, a ja myślę, że oni naprawdę są spoko, jak na złodziei. Przecież jej mama sama powiedziała, że starali się jej do tego nie mieszać, nie mieć na nią złego wpływu i jak najbardziej izolować ją od tego magicznego świata. Chcieli, żeby była normalna i szczęśliwa i domyślam się, jak wiele musiało ich to kosztować i uważam, że nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka. Poza tym, przecież to jej rodzice. Nic dziwnego że nie chce wierzyć, że mogliby chcieć zrobić jej krzywdę. Tak czy owak nie uważam, żeby odsunięcie się od nich było dobrym pomysłem.
    Ja jestem naprawdę zauroczona Sethem! I podobnie jak DeeDee uważam, że jest takim ideałem faceta xD Chyba będziemy się o niego bić! A tak serio, to on to wszystko traktuje z taką powagą, tak się angażuje, jakby naprawdę wierzył, że robi coś dobrego. To się chyba nazywa powołanie! Ja aż chwilami to się uśmiecham jak czytam o tym, z jakim zapałem to wszystko traktuje. I przez to jest chyba jeszcze bardziej uroczy :P
    A co do niego i Aloisy… Szczerze mówiąc, to też nie wyobrażam sobie, jak bardzo musiał się czuć po stracie rodziców, zwłaszcza w tak młodym wieku. Ale to dobrze, że zdał sobie sprawę że to nic poważnego i „odstąpił” dziewczynę Luke’owi i że nie ma miedzy nimi żadnej spiny o to.
    Dobra, lecę :) Buźki :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;)
    Pochłonęłam poprzednie rozdziały w niecałe dwa dni. Historia bardzo mi się podoba. Możesz mnie dodać do stałych czytelniczek ;3
    Świat DeeDee się zawalił. Jestem ciekawa co zrobi. Poza tym jest jeszcze cała sprawa z furesami i innym wrogiem. Czekam, aż się wyjaśni. Seth okazał się takim łobuzerskim i dupkowatym gościem, ale nie mogę powiedzieć, że go nie trawię.
    Cała fabuła jest świetnie rozplanowana. Wszystko do czegoś prowadzi i to mi się podoba.
    Pozdrawiam serdecznie, Liberty ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejcia :*
    Nie dziwię się DeeDee ani Lukowi, że są trochę nie przekonani do tej bajki, a w momencie opowieści, Seth przypominał mi trochę fanatyka xD Ale tylko trochę, chyba, że na prawdę nim jest O.O poza tym, to też liczyłam na to, że pójdą do pokoju Setha, ale jak zaczęłam czytać o masie tych książek to tak jakoś pomyślałam ,,Seth + książki? To nie jest do niego podobne xd" Jego pokój to wyobrażam sobie jakoś tak, typowo męsko z jakimś nie wiem... workiem treningowym? xD W końcu oni chyba muszą być stale w formie, żeby zabijać złodziei.
    Nie mniej jednak, historia powstania złodziei jest dosyć ciekawa, a stulecie bardziej mnie przeraża, niż ekscytuje. Seth się trochę za bardzo chyba napalił na to... skoro królowa wyciąga ten kryształ i każdy z niego może korzystać, to chyba to sprawi, że złodzieje będą silniejsi, więc jakoś przeczuwam, że grupa Setha będzie miała z nimi poważne problemy O.o
    Druga sprawa. Rozumiem to, że DeeDee kocha swoich rodziców i im ufa, ale kurcze, jednak są złodziejami i trochę ją okłamywali. Ja bym jednak poszła za radą Amber i trochę się od nich odsunęła na miejscu Bambi. Skoro jej rodzice też mogą mieć problemy przez to, że spotyka się z Sethem, to bym się odsunęła O.O
    No i obawiam się tej całej rozmowy z Pierrem. W końcu on też jest złodziejem :x Ale czuje, że Seth zaingeruje jakoś, albo coś O.O mam takie głupie przeczucie xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń