Claire nie jest zbyt zachwycona moją znajomością z Sethem i choć strasznie mnie tym wkurza, trzeba jej przyznać, że ma intuicję – nie jestem z nią szczera. Kłamanie to ogólnie dość ciężka sprawa. Seth podczas treningu chciał wiedzieć nieco więcej, niż powinien, ale obiecałam Amber, że nie wspomnę o jej chłopaku. A akurat z dotrzymywaniem obietnic nie mam problemów. Zresztą, on też nie o wszystkim mi powiedział – na przykład o tym, że chce, żebym znalazła jego dziewczynę – Bogu dzięki za Luke'a! Szkoda mi go tylko, więc postanowiłam zostać u nich w domu i mam nadzieję, że jakoś wrócę przed wieczorem...
Kiedy Aloisa zaproponowała, że
zamiast Luke’a to ona odwiezie mnie do domu – i tak miała jechać w moją stronę
– szczęka mi opadła. Nie uśmiechało mi się spędzić z nią dwudziestu minut w
samochodzie, ale co miałam zrobić? Mogłam oczywiście zagrać obrażoną
księżniczkę i zmusić Luke’a czy Setha do zabrania mnie do domu… tylko czy to
byłoby fair?
Aloisa potrafiła wypełnić sobą
całą przestrzeń. Była niemalże tak drobna jak Rachel, nie malowała się, nie
używała perfum, nie mówiła też wiele – podczas naszej przejażdżki nie odezwała
się ani słowem, nie licząc przekleństwa, które rzuciła pod nosem, kiedy sportowy
kabriolet zajechał jej drogę. A jednak, siedząc z nią w samochodzie, nieustannie
czułam jej obecność. Nawet gdy
usilnie starałam się myśleć o czymś innych, miałam wrażenie, że przykleiła się
do mojej głowy niczym guma do buta.
— Zatrzymamy się tutaj –
oznajmiła.
Przez „tutaj” miała na myśli
całkiem sporą posiadłość w jednej z dzielnic mieszkalnych Beverly Hills. Z
cichym prychnięciem przejechała znak zakazu wjazdu i skręciła w wydeptaną
drogę, która prawdopodobnie biegła wokół domu, gdzie zaparkowała kilkaset
metrów dalej. To był beznadziejny pomysł, tak mi się przynajmniej wydawało, bo wychodziłam
z założenia, że ludzie zazwyczaj nie lubili, gdy inni ludzie bezceremonialnie
przeskakiwali przez płoty. Zwłaszcza, jeśli to byli ludzie, którzy płacili
grube pieniądze, żeby chronić swoje soczyście zielone trawniki przed buciorami
dwóch zbłąkanych dziewczynek.
Aloisa wyszła na zewnątrz, obdarzywszy
mnie przy tym pogardliwym spojrzeniem. Jasne,
pomyślałam, dla niej byłam tylko przerażona nowicjuszką. Wyszłam za nią,
żeby udowodnić jej, że tak nie jest i modliłam się, żeby czarne scenariusze o
przyłapaniu nas się nie sprawdziły.
— Co zamierzasz zrobić? –
spytałam cicho i odchrząknęłam.
Oprócz bycia tak niezwykle
zajmującą, Ali miała jeszcze jedną cechę – uważała, że czyny znaczą więcej niż
słowa, więc zamiast odpowiedzieć, wsadziła stopę w zagłębienie w ścianie i
podciągnęła się z lekkością. Sekundę później, kiedy jedną nogą była już po
drugiej stronie, przypomniała sobie o mojej obecności.
— Myśl sobie co chcesz, ale tutaj
jest bezpieczniej – powiedziała szybko i niczym kotka zeskoczyła na drugą
stronę. Żeby mnie zachęcić krzyknęła ze śmiechem: – Strażnicy czasem robią
patrole wokół płotu!
Prychnęłam, wywróciłam oczami i
powzdychałam troszeczkę, ale w końcu postanowiłam do niej dołączyć. Nawet nie
liczyłam na to, że wyjdzie mi to chociaż w połowie tak dobrze jak jej, więc po
prostu chciałam znaleźć się po drugiej stronie z kompletem zębów i całymi
kośćmi, ale pogłębiający się półmrok nie ułatwiał mi zadania. Zeskoczyłam na
ziemię i nawet utrzymałam się na nogach, co policzyłam sobie za pewnego rodzaju
sukces – pierwszy raz w życiu przeszłam przez płot!
— Mogłabyś się nieco bardziej
postarać – stwierdziła kwaśno. – Jesteśmy tu dlatego, że Seth oparł na tobie
cały twój plan, a ja jednak wolę mieć jakieś wyjście awaryjne.
Nie powinnam zaskoczona tym, że
tak uważała – być może na jej miejscu sama bym tak zrobiła – jednak to
stwierdzenie nieco mnie zezłościło. Czego jeszcze oczekiwała? Poza tym, odrobina
wiary nikomu by nie zaszkodziła, a przecież z tego, czego się dowiedziałam, ona
sama nie miała z tą sprawą nic wspólnego. Dlaczego więc tak bardzo jej zależało?
— Cóż, zdążyłam zauważyć, że
lubicie marnować swój czas – mruknęłam, a w myślach złożyłam sobie solenną
obietnicę, że pokarzę jej, że się myliła.
— Zobaczymy.
— Swoją drogą… – odchrząknęłam i
postarałam się brzmieć swobodnie. – Czy Seth jest jeszcze zakochany w tej
dziewczynie, której szuka?
Przez twarz Aloisy przeszedł
cień, jakby karą była rozmowa ze mną, ale chwilę później uśmiechnęła się
zjadliwie.
— Nie jestem z nim tak blisko… – odchrząknęła
i przeczesała palcami srebrzyste kosmyki włosów. – Ale tak. To była jego wielka
miłość.
— Nie pytałam, czy była, tylko
czy jest.
Aloisa spojrzała na mnie z
zaskoczeniem, po czym nieznacznie kiwnęła głową z aprobatą. Ten przebłysk
dobroci nie trwał dłużej niż sekundę, ale i tak zrobiło mi się miło.
— Myślę, że tak. Seth jest… nie
do zdobycia.
Kiwnęłam głową. Mimowolnie
zaczęłam się zastanawiać, kim była ta dziewczyna, jak się nazywała, ile miała
lat i jak się zachowywała. Przemknęło mi przez myśl, że chciałabym ją poznać i
w tej samej chwili uświadomiłam sobie, jak absurdalne było to życzenie. Cały
problem przecież polegał na tym, że nikt nie wiedział, gdzie właśnie
przebywała.
— Co za pieprzony, nadęty snob –
odezwała się nagle Aloisa, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
Podążyłam za jej spojrzeniem. Ku
nam zbliżała się jakaś postać –mężczyzna, sądząc po posturze – z koniem u boku.
Zgadywałam, że to właśnie to zwierzę stało się powodem niezadowolenia Aloisy. W
poprzednim liceum co drugi uczeń miał swoją stajnię, czy to przy domu czy
gdzieś poza obszarem miasta i nie wiedzieć czemu, niektórzy uważali to za powód
do dumy, nawet jeśli otwarcie przyznawali się do niechęci koni.
— Cześć, Ali – przywitał się nieznajomy,
kiedy podszedł na tyle blisko, że mogłam zobaczyć jego twarz. Choć nie wyglądał
na licealistę, z pewnością nie miał więcej niż dwudziestu paru lat. – Cześć…
ty.
Uśmiechnęłam się i pomachałam na
przywitanie.
— To DeeDee – przedstawiła mnie
Aloisa ze zniecierpliwieniem. – Masz to?
Chłopak kiwnął głową i podał jej
mały pakunek, który moja towarzyszka bez słowa schowała do tylnej kieszeni
spodni. Już miał odwrócić się i wrócić do samochodu, kiedy nagle zamarła w pół
kroku, jakby o czymś sobie przypomniała.
— Startujesz w tym roku?
Chłopak przytaknął, a Aloisa,
równie zwinnie jak poprzednio, przeszła na drugą stronę, zostawiając go bez
odpowiedzi.
Kiedy później spytałam ją, o co
chodziło, odpowiedziała, że „Leighton” miał zamiar zostać złodziejem podczas Stulecia.
Byłam tak oszołomiona tym, że w ogóle się do mnie odezwała, że w pierwszej
chwili nie zrozumiałam znaczenia jej słów. Potem jednak nie potrafiłam patrzeć
na nią bez cienia podejrzliwości. Uznałam, że ten chłopak musiał pochodzi z tradycyjnej
rodziny złodziei uczuć, a mimo on i Aloisa znali się, chyba nawet dość dobrze, więc
któreś z nich niewątpliwie nie było lojalne wobec swoich.
Zastanawiałam się, czy nie
ostrzec o tym Setha i doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zrobię to,
gdy będziemy sami, kiedy przyjedzie po mnie po szkole i zabierze na trening. On
jednak się nie pojawił. W zamian na parkingu zobaczyłam drobną postać ze
srebrzystymi włosami powiewającymi na wietrze i opierającą się na o motocykl. Prawdziwy
motocykl, który dla mnie od zawsze był skategoryzowany jako „maszyna śmierci”.
Podeszłam do niej na miękkich
nogach, czując na sobie uważne spojrzenie Claire. Była zbyt bystra, żeby nie
domyśleć się, że „kelner” i „dziewczyna na motorze” w jakiś sposób wiązali się
ze sobą, a ten temat wciąż nie był jej ulubionym. Obiecałam sobie porozmawiać z
nią kolejnego dnia.
Kiedy wsiadłam na tę przeklętą
maszyną, Aloisa złośliwie zapewniła mnie, że dzisiaj czeka mnie „całe pasmo
niespodzianek” i miałam tylko nadzieję, że będą przyjemniejsze od tej
przejażdżki.
Aloisa
była typowym motocyklistą – wpychała się w najmniejsze dziury, jechała środkiem
i otwarcie miała gdzieś innych kierowców. Zaczęłam się zastanawiać, czy
ktokolwiek w OPF-ie umiał normalnie prowadzić.
Seth wypatrywał nas na werandzie
i gdy tylko dotknęłam stopą ziemi, podbiegł do mnie, złapał za rękę i
poprowadził do środka. Dosłownie kipiał od emocji i wiedziałam już, że stało
się coś, co miało mu pomóc w jego życiowej misji. Do naszego „treningu”
przyłączyli się Luke i Aloisa. Seth dokładnie zamknął drzwi do piwnicy,
tłumacząc, że Rebecca może wrócić do domu w każdej chwili, a ona „nie chce mieć
z tym wszystkim nic wspólnego”. Usiadłam na bieżni i podkurczyłam nogi – zawsze
tak robiłam, mimo że już tyle razy słyszałam, że mam nie dotykać drogich
sprzętów, jeśli nie zamierzam z nich korzystać.
— Okej, wymyśliłem, jak możesz mi
się przydać – oznajmił Seth i uśmiechnął się szeroko. – Tak jak już
wspominałem, o wiele korzystniej jest, jeśli skupiamy naszą energię na jednej
konkretnej umiejętności. Wydaje mi się, że gdybyśmy się postarali, moglibyśmy
wytrenować cię na wyszukiwanie konkretnych osób. To coś podobnego do tego, co
umie Luke, ale o wiele bardziej skomplikowane i niestety tylko ktoś z mocnymi
genami da radę.
Poczułam się tak, jakby ktoś
uderzył mnie w twarz. Seth mówił o mnie jak o psie, którego ma zamiar nauczyć
nowych sztuczek. Zresztą, czy właśnie nie taką rolę dla mnie naszykował? Pies gończy, nic więcej. Tłumaczyłam
sobie, że nie powinnam tego brać do siebie, że przecież od początku postawił
sprawę jasno, już gdy siedzieliśmy w kawiarni dał mi do zrozumienia, że ma do
mnie jakiś interes. Zmyliło mnie to, że wszyscy w OPF-ie byli dla siebie
przyjaciółmi i po cichu liczyłam na to, że takie same relacje zapanują między
mną a nimi. Najwidoczniej się przeliczyłam.
Ani Seth, ani Luke, ani Aloisa
nie byli moimi przyjaciółmi i nie widziałam żadnej szansy na to, żeby
kiedykolwiek nimi zostali. Po prostu w jakiś dziwaczny sposób zostaliśmy
połączeni wspólną tajemnicą i wspólnym celem – znaleźć dziewczynę Setha. Tego
musiałam się trzymać.
— Na początku skupimy się na
łatwych celach – kontynuował, nie zwracając sobie głowy moją opinią. – Ale one
ostatecznie doprowadzą na do finału. Po nitce do kłębka. – Klasnął w dłonie
uradowany.
— Jeszcze raz, czym jest ten
„finał”? – Zakreśliłam w powietrzu cudzysłów i uśmiechnęłam się niewinnie, bo
oczywiście znałam już odpowiedź.
— Finałem jest świat wolny od złodziei.
— Ambitnie.
— To właśnie cały ja. Nasz
trening będzie polegał głównie na tym, żebyś całą swoją energię, cały Potencjał,
skupiła na tej jednej konkretnej rzeczy. Luke i Ali nam pomogą.
Seth i ja usiedliśmy na podłodze
naprzeciwko siebie, a on zaczął tłumaczyć mi to, co już wcześniej usłyszałam od
Amber – o tym, że muszę się skupić i zwizualizować sobie mój cel, czym w tym
wypadku było wyczucie energii Setha i podążanie za nią, gdy on będzie
przechadzał się po pokoju. Nie czułam absolutnie nic, więc po półgodzinie
siedzenia z zamkniętymi oczami i starania się zobaczyć coś, czego po prostu nie było, zaczęłam dopytywać,
czego jeszcze się nauczę.
Cała trójka wymieniła ze sobą
zaskoczone i lekko zmartwione spojrzenia.
— Na tym polega cały myk, że no…
nie nauczysz się niczego nowego – zaczął powoli Seth. – Tłumaczyłem ci to. Nie
mamy na tyle siły, żeby móc pozwolić sobie na rozdrabnianie się na pierdoły.
— Jeśli chcesz być od
wszystkiego, to jesteś do niczego – poparła go Aloisa, lekko wzruszając
ramionami.
Poczułam się głupio, że nie
dotarło to do mnie wcześniej, że tak późno połączyłam wszystkie te słowa w
spójną całość. Wezbrał się we mnie gniew. Miałam w życiu jedną szansę, żeby
zrobić coś niezwykłego – jedną jedyną możliwość wyuczenia się czegoś, co
sprawiłoby, że stałabym się kimś niezwykłym
i miałabym ją zmarnować na znalezienie ukochanej chłopaka, którego dopiero,
co poznałam!?
— Nie zrobię tego – oświadczyłam
o wiele spokojniej niż bym się tego po sobie spodziewała. – Nie zrobię.
W oczach Setha zauważyłam strach,
a wyglądał przy tym tak żałośnie, że na ułamek sekundy zrobiło mi się go
szkoda. Nie zdążył jednak ostudzić mojego żalu.
— Chcesz ze mnie zrobić jakiegoś
pieprzonego psa gończego! – warknęłam głośniej, zirytowana brakiem
jakiejkolwiek odpowiedzi. – Tak czy nie?!
Seth przejechał palcami po
włosach, stawiając je do góry i sprawiając, że zaczęły odstawać na wszystkie
strony i spojrzał mi w oczy. Potrząsnęłam głową. Skup się, skup się, skup się. Skup się na słowach.
— To nie tak… Dzięki temu moglibyśmy
wytropić członków Gwardii, Charlesa i innych. Poza tym, mówiłaś, że i tak dasz
sobie spokój po Stuleciu. Po co ci więcej?
Wyciągnął dłoń, żeby mnie
uspokoić, ale odsunęłam się od niego.
— No właśnie! Dam sobie spokój! I
nie pomyślałeś, że może fajnie byłoby zostać z jakąś przydatną umiejętnością, a
nie takim… gównem!
Z wściekłości kopnęłam stojącą
najbliżej bieżnię i niemal z ulgą przyjęłam ból rozchodzący się po mojej
stopie. Dryfowałam gdzieś w zamglonej przestrzeni, daleko poza tą piwnicą i
poza zdrowym rozsądkiem. Chciałam coś porządnie rozwalić, ale, cóż, najwyraźniej
nikt nie miał zamiaru pokazać mi, jak to się robi.
— A mnie gówno obchodzi ile z
nami zostaniesz – oznajmiła Aloisa lodowatym tonem, który błyskawicznie
ostudził rozgrzane do czerwoności emocje. – Póki co należysz do OPF-u, niedługo
przejdziesz oficjalne zaprzysiężenie i musisz wykonywać moje rozkazy. I jeśli
mówię, że będziesz „pieprzonym psem gończym”, to tak się właśnie stanie,
zrozumiałaś?
— Ali… – zaczął Luke, ale Aloisa
kazała mu się uciszyć.
Jej spojrzenie przenikało mnie na
wskroś i z jakiś powodów nie potrafiłam ruszyć choćby palcem u nogi. Głos
uwiązł mi w gardle, a w oczach zebrały się łzy. Po ogniu, który przed chwilą
palił mnie od środka pozostał tylko żar, który sprawiał, że cała drżałam.
— W takim razie nie będę brała w
tym udziału. W ogóle – wyszeptałam i wyszłam.
Nie zwracałam uwagi na ich
podenerwowane szepty, tylko coraz większymi krokami wspinałam się na górę,
chcąc jak najszybciej się stamtąd wydostać i w jakiś sposób – jeszcze nie
zdecydowałam jaki, ale myślałam nad złapaniem autobusu albo wzięciem taksówki –
wrócić do domu. Później chciałam odwiedzić Claire i wszystko jej wyjaśnić. Trudno.
Sama znajdę sposób, żeby pomóc rodzicom.
— Czekaj – usłyszałam za sobą, gdy
byłam już w korytarzu. Gdyby głos należał do Setha czy Luke’a, zapewne tylko
bym przyspieszyła. Ale ton sprawił, że zamarłam w pół kroku. – Odwiozę cię.
— Poradzę sobie – zapewniłam,
choć nie brzmiało to przekonywująco.
— Powiedziałam, że cię odwiozę –
powtórzyła i złapała mnie za nadgarstek.
Tym razem naprawdę się
przestraszyłam. Stanowiła dziwaczną mieszankę dzikości i nieprzewidywalności z
pewnego rodzaju dostojnością i powagą. Nie miałam wątpliwości, że niewiele było
rzeczy na tym świecie, których bałaby się zrobić. Mimo to nie do końca
wiedziałam, dlaczego właściwie tak bardzo się upierała. Tak jak ostatnim razem,
nie odzywałyśmy się przez całą drogę. Przypuszczałam zresztą, że dla Aloisy
sprawa została zamknięta, a mój opór nie miał dla niej żadnego znaczenia – w
jej przekonaniu tak czy siak należałam do OPF-u.
A jednak coś ewidentnie ją
trapiło. Mocno zaciskała dłonie na kierownicy, gwałtownie wciskała pedał gazu i
bezustannie zerkała na zegarek. Chciałam zapytać, czy też powinnam się martwić,
ale uznałam, że to nie był odpowiedni moment na dręczenie jej pytaniami.
—
Wysadzę cię tutaj – oznajmiła nagle i zanim zdążyłam zaprotestować, zjechała na
chodnik. – Mamy z Sethem ważną sprawę do załatwienia. Trafisz.
Rozejrzałam
się z niepokojem. Kojarzyłam tę okolicę, ale jak dotąd przejeżdżałam tamtędy
tylko w samochodzie. Nie byłam pewna, czy dam radę znaleźć drogę, idąc pieszo. Wysiadłam
z samochodu i przyglądałam się, jak odjeżdżała, jednocześnie zastanawiając się,
czemu zawsze wplątuję się w takie idiotyczne sytuacje.
—
Wszystko będzie dobrze – powiedziałam do siebie, po czym wywróciłam oczami. Jasne, że tak. Jak mogło być inaczej?
Wolnym
krokiem skierowałam się w stronę domu – a przynajmniej wydawało mi się, że tak
było, bo nie było nikogo, kogo mogłabym spytać o drogę.Nawet te ulice, przy
których niekoniecznie znajdował się Gucci czy Dolce&Gabbana i leżące daleko
od Rodeo Drive przeważnie przemierzali jacykolwiek
ludzie. Zwłaszcza w popołudniowych porach. Być
może dzisiaj wszyscy mają o wiele lepsze rzeczy do roboty.
Przyzwyczaiłam
się do wiecznych tłumów i choć czułam się odrobinę nieswojo, nie potrafiłam
martwić się tym zbyt długo. Myślałam głównie o tym, co powinnam robić dalej. Duma
nie pozwoliłaby mi wrócić do OPF-u – nawet gdybym chciała – a jednak nie
pogardziłabym kimś, kto przynajmniej dałby mi jakieś wskazówki. Przecież miałam
być bohaterką, czy tak?
Zza
zakrętu w końcu wyłoniła się jakaś postać, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą, bo
zaczynałam czuć się nieswojo z powodu wszechobecnej pustki. Nieco się
rozczarowałam, kiedy rozpoznałam George’a. Nie miałam ochoty na bezsensowne
pogawędki.
—
Dzień dobry – przywitał się z nieznacznym uśmiechem i zmusił mnie do zatrzymania.
Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo bolą mnie mięśnie.
—
Cześć, George. Miło cię widzieć. – Odchrząknęłam, nie wiedząc, co powiedzieć. –
Spotykasz się dzisiaj z Shelly? To znaczy z Rachel?
—
Mówiła mi o tym przydomku, bardzo ładny, moim zdaniem. – Uśmiechnął się pod
nosem. – I tak, może zajrzę do niej wieczorem.
Nie
mogłam powstrzymać się od zastanawiania się, co takiego Rachel w nim widzi. Nie
był ani przystojny, ani szczególnie rozmowny i zabawny, w dodatku na pierwszy
rzut oka miał dużo więcej lat niż ona. Nie wyglądał jak ktoś, z kim chciałoby
się rozmawiać na pustej ulicy.
—
Więc, um… Miło było cię spotkać – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – Miłego
wieczoru z Shelly.
—
Poczekaj. – Położył mi dłoń na ramieniu.
Przeszedł
mnie dreszcz. George świdrował mnie wzrokiem o sile rażenia uwiązującej mi głos
w gardle i zmieniające mózg w totalną papkę. Pragnęłam jak najszybciej uwolnić
się od tego uczucia.
—
Mogę?
Spojrzenie
George’a spoczęło na naszyjniku, który dostałam od Setha. Przypuszczałam, że
prędzej czy później ktoś go zauważy i zacznie się nim interesować. Był
zdecydowanie zbyt brzydki na normalną biżuterię.
—
To stara rodzinna pamiątka – skłamałam, cofając się o krok. Wolałam, żeby się
do mnie nie zbliżał, ale większość znanych mi słów zamiast ułożyć się w jedno
stanowcze zdanie, prawdopodobnie pojechało sobie na wakacje. – Mógłbyś ją
zniszczyć.
—
O, nie martw się – odparł głosem, przypominającym mruczenie kota. – Nic się jej
nie stanie.
Oparł
wisiorek o dwa palce i potarł go kciukiem. Jego skóra była zimna i nieprzyjemna
w dotyku, co wywoływało u mnie gęsią skórkę. On sam jednak nie zwracał na mnie
większej uwagi. Z uwagą śledził wszystkie zakrzywienia metalu, jak
przypuszczałam, zachodząc w głowę, co mogły oznaczać.
—
No, tak. Całkiem ładna – przyznałam. – Przepraszam.
Odwróciłam
się na pięcie – nie chciałam już koło niego przechodzić i puściłam się biegiem.
Nie wiedziałam, czemu, tak podpowiedział mi instynkt. Po powrocie do domu
miałam zamiar od razu ostrzec Rachel z jakim dziwacznym typem zamierzała się
związać.
—
Nie tak szybo – warknął George za moim plecami, ale nie przejmowałam się nim.
Skupiłam się tylko na tym, że stawiać jeden krok za drugim i by robić to w jak
najszybszym tempie.
Nagle
wokół mojej szyi zacisnęła się pętla. Nie miałam czasu, żeby myśleć. Zatoczyłam
się do tyłu, ze wszystkich sił starając się złapać równowagę. Wiedziałam, że
jeśli upadnę, nie będę mieć szans.
Ucisk
wokół szyi nie ustawał. Skóra piekła niemiłosiernie i z każdą sekundą coraz
trudniej było mi złapać oddech. Zdałam sobie sprawę, że wisiorek, który rzekomo
miał mnie chronić, teraz stał się moim przekleństwem.
Oczy
zaszły mi łzami. Nie potrafiłam się bronić. Nie wiedziałam, co robić w takich
sytuacjach. Dlaczego Seth mnie tego nie
nauczył? Moim jedynym pomysłem było odciągnięcie od siebie tego przeklętego
naszyjnika, żeby móc przynajmniej normalnie oddychać.
—
Uważaj, bo zniszczysz! – Zaśmiał się George za moimi plecami, który jak dotąd
cicho czekał, aż wykonam jakiś krok.
—
Ratunku! – krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, ale w połowie słowa głos mi się
załamał.
Przecież i tak nikogo tu nie ma.
—
Starałem się respektować twoją rodzinną tradycję, ale skoro chcesz…
George
szarpnął ostatni raz, a rzemyk w końcu ustąpił. W pierwszej chwili z ulgą
nabrałam powietrza i pochyliwszy się do przodu, ostrożnie potarłam piekącą
skórę. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, jak wielkim błędem było pozbycie się
wisiorka. Wcześniej w żaden sposób nie odczuwałam jego obecności – był po prostu
dość nieelegancką ozdobą, która w jakiś sposób miała mi pomóc. Kiedy go
zabrakło, poczułam się tak, jakby w moim umyśle nagle otworzyły się wszystkie furtki,
przez co zrobiło się zdecydowanie zbyt dużo przestrzeni.
Pomyślałam,
że znalazłam się w jednym z tych snów, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że
stoi kompletnie nagi w tłumie ludzi, mimo że mógłby przysiąc, że jeszcze
sekundę temu miał na sobie ubranie. Wszystkie fakty poskładały mi się w całość.
Charles wcale nie musiał być sam na tej imprezie. W końcu był szanowanym
członkiem Gwardii, na pewno miał wielu przyjaciół, a Seth wspominał, że
złodzieje często chodzą po różnych imprezach.
Muszę ostrzec Rachel.
Zamachnęłam
się i uderzyłam George’a z łokcia. Usłyszałam, jak syczy z bólu i nie czekając,
aż zda sobie sprawę, co się stało, zaczęłam uciekać. Biegłam nawet szybciej niż
wcześniej i starałam się jak najczęściej skręcać, tylko po to, żeby go zgubić.
Żałowałam
tylko, że nie miałam ze sobą żadnej broni. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet nie
brzydziłabym się jej użyć. Byłam wściekła.
Kiedy
koło mnie przejechał samochód, nieco się uspokoiłam. Skręciłam w kolejną
przecznicę i zauważyłam kilku przechodniów. To oznaczało, że cokolwiek George
zrobił, żeby pozbyć się świadków, ten czar przestał działać.
Teraz już nic nie może mi zrobić.
Ha!
Zwolniłam
trochę, aż w końcu całkiem się zatrzymałam.
Adrenalina
wciąż szumiała mi w uszach, serce biło tak szybko jak gdyby postanowiło
spróbować swoich sił w wyścigach sprinterskich, a gdy brałam kolejne oddechy, z
gardła wydobywało się okropne charczenie.
Oparłam
ramiona o kolana, żeby uspokoić oddech. Musiałam zastanowić się, co dalej
zrobić, a telefon do Rachel zdecydowanie znajdował się na górze mojej listy Nie
rozumiałam, dlaczego George udawał jej chłopaka, ale wiedziałam, że moja
przyjaciółka nie miała innego wyjścia, jak tylko zerwać z nim wszelkie
kontakty. Wypadałoby też zadzwonić do Setha. Trudno, niech sobie pomyśli, że
chcę go przepraszać, że żałuję i cholera wie, co jeszcze – o tym musiał się
dowiedzieć.
—
Wszystko w porządku, kochanie? – spytała staruszka przechodząca obok.
—
Tak. W jak najlepszym – zapewniłam ją z uśmiechem i zdałam sobie sprawę, że
rzeczywiście tak było.
Udało
mi się wyjść z ciężkiej sytuacji i to bez niczyjej pomocy! Poradziłam sobie! To
zasługiwało na chwilę radości. Mogło wydarzyć się coś o wiele gorszego, a
jednak mi się udało. Gdyby tylko Seth nie wyszedł z tym gównianym talentem,
jeszcze pokazałabym Aloisie.
Może rzeczywiście powinnam
przestać się martwić
rodzicami? Może w ogóle powinnam przestać
o nich myśleć i skupić się na sobie? Może tak naprawdę jestem od nich o wiele
lepsza i stawianie ich sobie za wzór było błędem?
Zaśmiałam
się głośno.
—
Tyle lat mojego życia właśnie poszło się pieprzyć! – krzyknęłam na całą ulicę i
znowu się roześmiałam.
Czułam
się z tym tak dobrze. Śmiech oczyszczał ciało.
Spokój
i wyciszenie.
Dokładnie
tak.
Ogromna
fala zabrała ze sobą wszystkie negatywne emocje, a ja stałam się naprawdę
czysta.
Szczęśliwa.
—
Najważniejsze, że mam siebie – powiedziałam dumnie, oddychając głęboko.
I
nawet, kiedy zauważyłam dwie czarne sylwetki powoli rozmywające się przed moim
oczami, nie mogłam przestać myśleć, że wszystko było po prostu… cudowne.
Dzisiaj ode mnie niedużo: chciałam tylko życzyć udanych wakacji/urlopów, nawet jeśli lipiec już za nami. Mam nadzieję, że wszyscy mile spędzają te letnie dni.
Pozdrawiam.
Najbardziej zaciekawiło mnie w tym rozdziale coś, co może w ogóle nie jest ciekawe, ale jakoś tak… nie mogę przestać o tym myśleć. Po cholerę Aloisa chciała odwieść DeeDee? Najpierw na nią nawrzeszczała mówiąc, że ona rządzi i ona będzie wydawać rozkazy, potem ją dogania mówiąc, że ją podwiezie, a potem zostawia ją samą na środku ulicy. Nie mogę pojąć tego zachowania.
OdpowiedzUsuńA więc szukamy jakiejś byłej dziewczyny Setha… Nie wiem czemu wcześniej myślałam, że chodzi o znalezienie Sethowi nowej dziewczyny. Nie doczytałam, albo nie skojarzyłam. W każdym razie zastanawiam się… po co? Chodzi tutaj o jakieś jego tęsknoty, miłość, którą chciałby odzyskać, czy ta dziewczyna ma też jakieś inne np. polityczne znaczenie? Ciekawi mnie to. No bo jeśli chodzi tylko o jego miłostki to czemu angażowałaby się w to Aloisa?
Nie spodziewałam się takiego ataku złości po DeeDee i na razie nie wiem jeszcze, co o nim myśleć. Natomiast podobała mi się końcówka, w której dochodzi do wniosku, że może więcej, niż przypuszczała i że sama sobie poradzi. I tu też mam złe przeczucia, bo wydaje mi się, że ta jej nagła pewność siebie może sprowadzić na nią kłopoty.
Czekam na kolejny! ;*
Moim zdaniem ostatnia scena była najlepszym fragmentem w tym rozdziale. DeeDee w końcu zrozumiała cel swojego życia. Cieszę się z tego.
OdpowiedzUsuńŁadnie wymknęła się George'owi, choć nie jestem pewna czy on jej świadomie nie puścił. Może jego celem był naszyjnik?
Główna bohaterka nareszcie powiedziała, co myśli o grupie Setha. Widać, że coś się w niej zmieniło i to mi się podoba.
Jestem ciekawa, jak rozwinie się dalsza część powieści. Czekam z niecierpliwością na kontynuację i pozdrawiam.
Liberty
No dobra, teraz czas na obelgi.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze ta cała Aloisa. Nie wiem co oni w niej widzą, ale jest z niej totalna kretynka. Rozumiem bycie chamskim, ale to, już przerasta wszystko. Robi to co chce i uważa jak chce. Mało tego, traktuje DeeDee jak śmiecia, a przecież ponoć jest im potrzebna. No chyba taki diamencik to bym pieściła, a nie rozwalała. Poza tym, skoro zabija złodziei, skąd nagle zna jednego z nich i ma z nim jakieś układy? Dlaczego w ogóle pokazała to DeeDee? To mi się wydaje chore. W ogóle, jpo tym rozdziale zaczynam nabierać podejrzeń również co do tej zgrai ,,przeciwko" złodziejom. Jak się okazuje... potrafią się dogadać...
No i wyszło szydło z worka. Jak do tej pory bardzo chwaliłam Setha za to jaki jest, ale teraz... zawalił. Tak jak DeeDee wiedziałam od początku, że ma do niej jakiś interes, ale rzeczywiście wszystko przybierało taki obrót, że chcą ją tylko mieć do szukania złodziei i tyle. To jest niezwykle głupie z ich strony, bo chyba ludzie z potencjałem nie chodzą na ulicy jeden za drugim. A im ewidentnie brakuje ludzi do walki ze złodziejami, no i do tego wielkiego ataku podczas stulecia. Popełnili tutaj największą głupotę, robiąc z DeeDee śmieci. Bo mogliby ją przyjąć jakoś do siebie i pomóc się rozwinąć, a nie tylko wyszkolić po to, by znalazła dziewczynę Setha i ew pomagała wyszukać kogoś innego. Głupota!
A Aloisa, niech się wali na twarz. Jaka ona jest w ogóle pusta i głupia... wydaje mi się, że wszystko zrobiła celowo. Specjalnie zostawiła DeeDee z daleka od domu, żeby ktoś mógł ją zaatakować, żeby oni wielce musieli jej pomóc, albo żeby później przyleciała do nich z płaczem i zgodziła się na tą ofertę. I wiedziałam że ten cały George to podejrzany typ! Dobrze, że sobie z nim poradziła, jestem ciekawa, co teraz się wydarzy :D
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
Dobra, Aloisa mnie denerwuje! DeeDee jeszcze niczego nie przysięgała, nie chodziła za nimi i nie prosiła, żeby ją w to wplątali, więc teraz nie mają prawa zachowywać się w stosunku do niej tak, jak to zrobiła Aloisa. Wstrętna baba której się wydaje, że poustawia wszystkich po kątach.
OdpowiedzUsuńTrochę mi tylko żal Setha, ale pewnie będzie chciał, żeby DeeDee wróciła i mam nadzieję, że ta się zgodzi, bo naprawdę jak czytam o smutku u Setha to jakoś tak mi serduszko pęka ;( A chciałabym czytać o ich treningach o tym, z jaką pasją chłopak wtajemnicza ją we wszystko, bo widać, że ta organizacja to całe jego życie. Dlatego mam nadzieję, że jak najszybciej przestanie już się obrażać i da się jakoś urobić. I wcale nie uważam, że traktują ją jak psa gończego. Ma pewne zdolności, które oni starają się wykorzystać na swoją korzyść, to chyba normalne. Gdyby nie była im potrzebna, to nie zaprzątaliby sobie nią głowy. Może to trochę wredne, ale ja naprawdę tak to postrzegam.
A jeśli chodzi o tego kolesia, Georga, to naprawdę jestem zaskoczona, bo nie myślałam, że i on okaże się kolejnym dupkiem. Tym bardziej, że Shelly była nim taka zafascynowana. Tylko nie wiem, czy teraz da się przekonać DeeDee że to zły człowiek, bo znając życie to będzie go bronić i w najgorszym wypadku skończy się to kłótnią dziewczyn. Tak jakoś mi się wydaje. I w ogóle myślałam, że tacy jak on to nawet nie zbliżają się do tych naszyjników, a co dopiero je macać i oglądać. Ale całe szczęście, że dziewczyna zdołała przed nim uciec.
I się zastanawiam, jak to będzie z tą dziewczyną Setha, czy uda im się ją odnaleźć? A imię Cindy mnie też kojarzy się z czymś słodkim i milusim. Chociaż chyba bardziej z jakimś małym pieskiem :P
Lecę :*