niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział XII

Claire nie jest zbyt zachwycona moją znajomością z Sethem i choć strasznie mnie tym wkurza, trzeba jej przyznać, że ma intuicję – nie jestem z nią szczera. Kłamanie to ogólnie dość ciężka sprawa. Seth podczas treningu chciał wiedzieć nieco więcej, niż powinien, ale obiecałam Amber, że nie wspomnę o jej chłopaku. A akurat z dotrzymywaniem obietnic nie mam problemów. Zresztą, on też nie o wszystkim mi powiedział – na przykład o tym, że chce, żebym znalazła jego dziewczynę – Bogu dzięki za Luke'a! Szkoda mi go tylko, więc postanowiłam zostać u nich w domu i mam nadzieję, że jakoś wrócę przed wieczorem...

Kiedy Aloisa zaproponowała, że zamiast Luke’a to ona odwiezie mnie do domu – i tak miała jechać w moją stronę – szczęka mi opadła. Nie uśmiechało mi się spędzić z nią dwudziestu minut w samochodzie, ale co miałam zrobić? Mogłam oczywiście zagrać obrażoną księżniczkę i zmusić Luke’a czy Setha do zabrania mnie do domu… tylko czy to byłoby fair?
Aloisa potrafiła wypełnić sobą całą przestrzeń. Była niemalże tak drobna jak Rachel, nie malowała się, nie używała perfum, nie mówiła też wiele – podczas naszej przejażdżki nie odezwała się ani słowem, nie licząc przekleństwa, które rzuciła pod nosem, kiedy sportowy kabriolet zajechał jej drogę. A jednak, siedząc z nią w samochodzie, nieustannie czułam jej obecność. Nawet gdy usilnie starałam się myśleć o czymś innych, miałam wrażenie, że przykleiła się do mojej głowy niczym guma do buta.
— Zatrzymamy się tutaj – oznajmiła.
Przez „tutaj” miała na myśli całkiem sporą posiadłość w jednej z dzielnic mieszkalnych Beverly Hills. Z cichym prychnięciem przejechała znak zakazu wjazdu i skręciła w wydeptaną drogę, która prawdopodobnie biegła wokół domu, gdzie zaparkowała kilkaset metrów dalej. To był beznadziejny pomysł, tak mi się przynajmniej wydawało, bo wychodziłam z założenia, że ludzie zazwyczaj nie lubili, gdy inni ludzie bezceremonialnie przeskakiwali przez płoty. Zwłaszcza, jeśli to byli ludzie, którzy płacili grube pieniądze, żeby chronić swoje soczyście zielone trawniki przed buciorami dwóch zbłąkanych dziewczynek.
Aloisa wyszła na zewnątrz, obdarzywszy mnie przy tym pogardliwym spojrzeniem. Jasne, pomyślałam, dla niej byłam tylko przerażona nowicjuszką. Wyszłam za nią, żeby udowodnić jej, że tak nie jest i modliłam się, żeby czarne scenariusze o przyłapaniu nas się nie sprawdziły.
— Co zamierzasz zrobić? – spytałam cicho i odchrząknęłam.
Oprócz bycia tak niezwykle zajmującą, Ali miała jeszcze jedną cechę – uważała, że czyny znaczą więcej niż słowa, więc zamiast odpowiedzieć, wsadziła stopę w zagłębienie w ścianie i podciągnęła się z lekkością. Sekundę później, kiedy jedną nogą była już po drugiej stronie, przypomniała sobie o mojej obecności.
— Myśl sobie co chcesz, ale tutaj jest bezpieczniej – powiedziała szybko i niczym kotka zeskoczyła na drugą stronę. Żeby mnie zachęcić krzyknęła ze śmiechem: – Strażnicy czasem robią patrole wokół płotu!
Prychnęłam, wywróciłam oczami i powzdychałam troszeczkę, ale w końcu postanowiłam do niej dołączyć. Nawet nie liczyłam na to, że wyjdzie mi to chociaż w połowie tak dobrze jak jej, więc po prostu chciałam znaleźć się po drugiej stronie z kompletem zębów i całymi kośćmi, ale pogłębiający się półmrok nie ułatwiał mi zadania. Zeskoczyłam na ziemię i nawet utrzymałam się na nogach, co policzyłam sobie za pewnego rodzaju sukces – pierwszy raz w życiu przeszłam przez płot!
— Mogłabyś się nieco bardziej postarać – stwierdziła kwaśno. – Jesteśmy tu dlatego, że Seth oparł na tobie cały twój plan, a ja jednak wolę mieć jakieś wyjście awaryjne.
Nie powinnam zaskoczona tym, że tak uważała – być może na jej miejscu sama bym tak zrobiła – jednak to stwierdzenie nieco mnie zezłościło. Czego jeszcze oczekiwała? Poza tym, odrobina wiary nikomu by nie zaszkodziła, a przecież z tego, czego się dowiedziałam, ona sama nie miała z tą sprawą nic wspólnego. Dlaczego więc tak bardzo jej zależało?
— Cóż, zdążyłam zauważyć, że lubicie marnować swój czas – mruknęłam, a w myślach złożyłam sobie solenną obietnicę, że pokarzę jej, że się myliła.
— Zobaczymy.
— Swoją drogą… – odchrząknęłam i postarałam się brzmieć swobodnie. – Czy Seth jest jeszcze zakochany w tej dziewczynie, której szuka?
Przez twarz Aloisy przeszedł cień, jakby karą była rozmowa ze mną, ale chwilę później uśmiechnęła się zjadliwie.
— Nie jestem z nim tak blisko… – odchrząknęła i przeczesała palcami srebrzyste kosmyki włosów. – Ale tak. To była jego wielka miłość.
— Nie pytałam, czy była, tylko czy jest.
Aloisa spojrzała na mnie z zaskoczeniem, po czym nieznacznie kiwnęła głową z aprobatą. Ten przebłysk dobroci nie trwał dłużej niż sekundę, ale i tak zrobiło mi się miło.
— Myślę, że tak. Seth jest… nie do zdobycia.
Kiwnęłam głową. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, kim była ta dziewczyna, jak się nazywała, ile miała lat i jak się zachowywała. Przemknęło mi przez myśl, że chciałabym ją poznać i w tej samej chwili uświadomiłam sobie, jak absurdalne było to życzenie. Cały problem przecież polegał na tym, że nikt nie wiedział, gdzie właśnie przebywała.
— Co za pieprzony, nadęty snob – odezwała się nagle Aloisa, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
Podążyłam za jej spojrzeniem. Ku nam zbliżała się jakaś postać –mężczyzna, sądząc po posturze – z koniem u boku. Zgadywałam, że to właśnie to zwierzę stało się powodem niezadowolenia Aloisy. W poprzednim liceum co drugi uczeń miał swoją stajnię, czy to przy domu czy gdzieś poza obszarem miasta i nie wiedzieć czemu, niektórzy uważali to za powód do dumy, nawet jeśli otwarcie przyznawali się do niechęci koni.
— Cześć, Ali – przywitał się nieznajomy, kiedy podszedł na tyle blisko, że mogłam zobaczyć jego twarz. Choć nie wyglądał na licealistę, z pewnością nie miał więcej niż dwudziestu paru lat. – Cześć… ty.
Uśmiechnęłam się i pomachałam na przywitanie.
— To DeeDee – przedstawiła mnie Aloisa ze zniecierpliwieniem. – Masz to?
Chłopak kiwnął głową i podał jej mały pakunek, który moja towarzyszka bez słowa schowała do tylnej kieszeni spodni. Już miał odwrócić się i wrócić do samochodu, kiedy nagle zamarła w pół kroku, jakby o czymś sobie przypomniała.
— Startujesz w tym roku?
Chłopak przytaknął, a Aloisa, równie zwinnie jak poprzednio, przeszła na drugą stronę, zostawiając go bez odpowiedzi.
Kiedy później spytałam ją, o co chodziło, odpowiedziała, że „Leighton” miał zamiar zostać złodziejem podczas Stulecia. Byłam tak oszołomiona tym, że w ogóle się do mnie odezwała, że w pierwszej chwili nie zrozumiałam znaczenia jej słów. Potem jednak nie potrafiłam patrzeć na nią bez cienia podejrzliwości. Uznałam, że ten chłopak musiał pochodzi z tradycyjnej rodziny złodziei uczuć, a mimo on i Aloisa znali się, chyba nawet dość dobrze, więc któreś z nich niewątpliwie nie było lojalne wobec swoich.
Zastanawiałam się, czy nie ostrzec o tym Setha i doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zrobię to, gdy będziemy sami, kiedy przyjedzie po mnie po szkole i zabierze na trening. On jednak się nie pojawił. W zamian na parkingu zobaczyłam drobną postać ze srebrzystymi włosami powiewającymi na wietrze i opierającą się na o motocykl. Prawdziwy motocykl, który dla mnie od zawsze był skategoryzowany jako „maszyna śmierci”.
Podeszłam do niej na miękkich nogach, czując na sobie uważne spojrzenie Claire. Była zbyt bystra, żeby nie domyśleć się, że „kelner” i „dziewczyna na motorze” w jakiś sposób wiązali się ze sobą, a ten temat wciąż nie był jej ulubionym. Obiecałam sobie porozmawiać z nią kolejnego dnia.
Kiedy wsiadłam na tę przeklętą maszyną, Aloisa złośliwie zapewniła mnie, że dzisiaj czeka mnie „całe pasmo niespodzianek” i miałam tylko nadzieję, że będą przyjemniejsze od tej przejażdżki.
Aloisa była typowym motocyklistą – wpychała się w najmniejsze dziury, jechała środkiem i otwarcie miała gdzieś innych kierowców. Zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek w OPF-ie umiał normalnie prowadzić.
Seth wypatrywał nas na werandzie i gdy tylko dotknęłam stopą ziemi, podbiegł do mnie, złapał za rękę i poprowadził do środka. Dosłownie kipiał od emocji i wiedziałam już, że stało się coś, co miało mu pomóc w jego życiowej misji. Do naszego „treningu” przyłączyli się Luke i Aloisa. Seth dokładnie zamknął drzwi do piwnicy, tłumacząc, że Rebecca może wrócić do domu w każdej chwili, a ona „nie chce mieć z tym wszystkim nic wspólnego”. Usiadłam na bieżni i podkurczyłam nogi – zawsze tak robiłam, mimo że już tyle razy słyszałam, że mam nie dotykać drogich sprzętów, jeśli nie zamierzam z nich korzystać.
— Okej, wymyśliłem, jak możesz mi się przydać – oznajmił Seth i uśmiechnął się szeroko. – Tak jak już wspominałem, o wiele korzystniej jest, jeśli skupiamy naszą energię na jednej konkretnej umiejętności. Wydaje mi się, że gdybyśmy się postarali, moglibyśmy wytrenować cię na wyszukiwanie konkretnych osób. To coś podobnego do tego, co umie Luke, ale o wiele bardziej skomplikowane i niestety tylko ktoś z mocnymi genami da radę.
Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Seth mówił o mnie jak o psie, którego ma zamiar nauczyć nowych sztuczek. Zresztą, czy właśnie nie taką rolę dla mnie naszykował? Pies gończy, nic więcej. Tłumaczyłam sobie, że nie powinnam tego brać do siebie, że przecież od początku postawił sprawę jasno, już gdy siedzieliśmy w kawiarni dał mi do zrozumienia, że ma do mnie jakiś interes. Zmyliło mnie to, że wszyscy w OPF-ie byli dla siebie przyjaciółmi i po cichu liczyłam na to, że takie same relacje zapanują między mną a nimi. Najwidoczniej się przeliczyłam.
Ani Seth, ani Luke, ani Aloisa nie byli moimi przyjaciółmi i nie widziałam żadnej szansy na to, żeby kiedykolwiek nimi zostali. Po prostu w jakiś dziwaczny sposób zostaliśmy połączeni wspólną tajemnicą i wspólnym celem – znaleźć dziewczynę Setha. Tego musiałam się trzymać.
— Na początku skupimy się na łatwych celach – kontynuował, nie zwracając sobie głowy moją opinią. – Ale one ostatecznie doprowadzą na do finału. Po nitce do kłębka. – Klasnął w dłonie uradowany.
— Jeszcze raz, czym jest ten „finał”? – Zakreśliłam w powietrzu cudzysłów i uśmiechnęłam się niewinnie, bo oczywiście znałam już odpowiedź.
— Finałem jest świat wolny od złodziei.
— Ambitnie.
— To właśnie cały ja. Nasz trening będzie polegał głównie na tym, żebyś całą swoją energię, cały Potencjał, skupiła na tej jednej konkretnej rzeczy. Luke i Ali nam pomogą.
Seth i ja usiedliśmy na podłodze naprzeciwko siebie, a on zaczął tłumaczyć mi to, co już wcześniej usłyszałam od Amber – o tym, że muszę się skupić i zwizualizować sobie mój cel, czym w tym wypadku było wyczucie energii Setha i podążanie za nią, gdy on będzie przechadzał się po pokoju. Nie czułam absolutnie nic, więc po półgodzinie siedzenia z zamkniętymi oczami i starania się zobaczyć coś, czego po prostu nie było, zaczęłam dopytywać, czego jeszcze się nauczę.
Cała trójka wymieniła ze sobą zaskoczone i lekko zmartwione spojrzenia.
— Na tym polega cały myk, że no… nie nauczysz się niczego nowego – zaczął powoli Seth. – Tłumaczyłem ci to. Nie mamy na tyle siły, żeby móc pozwolić sobie na rozdrabnianie się na pierdoły.
— Jeśli chcesz być od wszystkiego, to jesteś do niczego – poparła go Aloisa, lekko wzruszając ramionami.
Poczułam się głupio, że nie dotarło to do mnie wcześniej, że tak późno połączyłam wszystkie te słowa w spójną całość. Wezbrał się we mnie gniew. Miałam w życiu jedną szansę, żeby zrobić coś niezwykłego – jedną jedyną możliwość wyuczenia się czegoś, co sprawiłoby, że stałabym się kimś niezwykłym i miałabym ją zmarnować na znalezienie ukochanej chłopaka, którego dopiero, co poznałam!?
— Nie zrobię tego – oświadczyłam o wiele spokojniej niż bym się tego po sobie spodziewała. – Nie zrobię.
W oczach Setha zauważyłam strach, a wyglądał przy tym tak żałośnie, że na ułamek sekundy zrobiło mi się go szkoda. Nie zdążył jednak ostudzić mojego żalu.
— Chcesz ze mnie zrobić jakiegoś pieprzonego psa gończego! – warknęłam głośniej, zirytowana brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi. – Tak czy nie?!
Seth przejechał palcami po włosach, stawiając je do góry i sprawiając, że zaczęły odstawać na wszystkie strony i spojrzał mi w oczy. Potrząsnęłam głową. Skup się, skup się, skup się. Skup się na słowach.
— To nie tak… Dzięki temu moglibyśmy wytropić członków Gwardii, Charlesa i innych. Poza tym, mówiłaś, że i tak dasz sobie spokój po Stuleciu. Po co ci więcej?
Wyciągnął dłoń, żeby mnie uspokoić, ale odsunęłam się od niego.
— No właśnie! Dam sobie spokój! I nie pomyślałeś, że może fajnie byłoby zostać z jakąś przydatną umiejętnością, a nie takim… gównem!
Z wściekłości kopnęłam stojącą najbliżej bieżnię i niemal z ulgą przyjęłam ból rozchodzący się po mojej stopie. Dryfowałam gdzieś w zamglonej przestrzeni, daleko poza tą piwnicą i poza zdrowym rozsądkiem. Chciałam coś porządnie rozwalić, ale, cóż, najwyraźniej nikt nie miał zamiaru pokazać mi, jak to się robi.
— A mnie gówno obchodzi ile z nami zostaniesz – oznajmiła Aloisa lodowatym tonem, który błyskawicznie ostudził rozgrzane do czerwoności emocje. – Póki co należysz do OPF-u, niedługo przejdziesz oficjalne zaprzysiężenie i musisz wykonywać moje rozkazy. I jeśli mówię, że będziesz „pieprzonym psem gończym”, to tak się właśnie stanie, zrozumiałaś?
— Ali… – zaczął Luke, ale Aloisa kazała mu się uciszyć.
Jej spojrzenie przenikało mnie na wskroś i z jakiś powodów nie potrafiłam ruszyć choćby palcem u nogi. Głos uwiązł mi w gardle, a w oczach zebrały się łzy. Po ogniu, który przed chwilą palił mnie od środka pozostał tylko żar, który sprawiał, że cała drżałam.
— W takim razie nie będę brała w tym udziału. W ogóle – wyszeptałam i wyszłam.
Nie zwracałam uwagi na ich podenerwowane szepty, tylko coraz większymi krokami wspinałam się na górę, chcąc jak najszybciej się stamtąd wydostać i w jakiś sposób – jeszcze nie zdecydowałam jaki, ale myślałam nad złapaniem autobusu albo wzięciem taksówki – wrócić do domu. Później chciałam odwiedzić Claire i wszystko jej wyjaśnić. Trudno. Sama znajdę sposób, żeby pomóc rodzicom.
— Czekaj – usłyszałam za sobą, gdy byłam już w korytarzu. Gdyby głos należał do Setha czy Luke’a, zapewne tylko bym przyspieszyła. Ale ton sprawił, że zamarłam w pół kroku. – Odwiozę cię.
— Poradzę sobie – zapewniłam, choć nie brzmiało to przekonywująco.
— Powiedziałam, że cię odwiozę – powtórzyła i złapała mnie za nadgarstek.
Tym razem naprawdę się przestraszyłam. Stanowiła dziwaczną mieszankę dzikości i nieprzewidywalności z pewnego rodzaju dostojnością i powagą. Nie miałam wątpliwości, że niewiele było rzeczy na tym świecie, których bałaby się zrobić. Mimo to nie do końca wiedziałam, dlaczego właściwie tak bardzo się upierała. Tak jak ostatnim razem, nie odzywałyśmy się przez całą drogę. Przypuszczałam zresztą, że dla Aloisy sprawa została zamknięta, a mój opór nie miał dla niej żadnego znaczenia – w jej przekonaniu tak czy siak należałam do OPF-u.
A jednak coś ewidentnie ją trapiło. Mocno zaciskała dłonie na kierownicy, gwałtownie wciskała pedał gazu i bezustannie zerkała na zegarek. Chciałam zapytać, czy też powinnam się martwić, ale uznałam, że to nie był odpowiedni moment na dręczenie jej pytaniami.
— Wysadzę cię tutaj – oznajmiła nagle i zanim zdążyłam zaprotestować, zjechała na chodnik. – Mamy z Sethem ważną sprawę do załatwienia. Trafisz.
Rozejrzałam się z niepokojem. Kojarzyłam tę okolicę, ale jak dotąd przejeżdżałam tamtędy tylko w samochodzie. Nie byłam pewna, czy dam radę znaleźć drogę, idąc pieszo. Wysiadłam z samochodu i przyglądałam się, jak odjeżdżała, jednocześnie zastanawiając się, czemu zawsze wplątuję się w takie idiotyczne sytuacje.
— Wszystko będzie dobrze – powiedziałam do siebie, po czym wywróciłam oczami. Jasne, że tak. Jak mogło być inaczej?
Wolnym krokiem skierowałam się w stronę domu – a przynajmniej wydawało mi się, że tak było, bo nie było nikogo, kogo mogłabym spytać o drogę.Nawet te ulice, przy których niekoniecznie znajdował się Gucci czy Dolce&Gabbana i leżące daleko od Rodeo Drive przeważnie przemierzali jacykolwiek ludzie. Zwłaszcza w popołudniowych porach. Być może dzisiaj wszyscy mają o wiele lepsze rzeczy do roboty.
Przyzwyczaiłam się do wiecznych tłumów i choć czułam się odrobinę nieswojo, nie potrafiłam martwić się tym zbyt długo. Myślałam głównie o tym, co powinnam robić dalej. Duma nie pozwoliłaby mi wrócić do OPF-u – nawet gdybym chciała – a jednak nie pogardziłabym kimś, kto przynajmniej dałby mi jakieś wskazówki. Przecież miałam być bohaterką, czy tak?
Zza zakrętu w końcu wyłoniła się jakaś postać, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą, bo zaczynałam czuć się nieswojo z powodu wszechobecnej pustki. Nieco się rozczarowałam, kiedy rozpoznałam George’a. Nie miałam ochoty na bezsensowne pogawędki.
— Dzień dobry – przywitał się z nieznacznym uśmiechem i zmusił mnie do zatrzymania. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo bolą mnie mięśnie.
— Cześć, George. Miło cię widzieć. – Odchrząknęłam, nie wiedząc, co powiedzieć. – Spotykasz się dzisiaj z Shelly? To znaczy z Rachel?
— Mówiła mi o tym przydomku, bardzo ładny, moim zdaniem. – Uśmiechnął się pod nosem. – I tak, może zajrzę do niej wieczorem.
Nie mogłam powstrzymać się od zastanawiania się, co takiego Rachel w nim widzi. Nie był ani przystojny, ani szczególnie rozmowny i zabawny, w dodatku na pierwszy rzut oka miał dużo więcej lat niż ona. Nie wyglądał jak ktoś, z kim chciałoby się rozmawiać na pustej ulicy.
— Więc, um… Miło było cię spotkać – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – Miłego wieczoru z Shelly.
— Poczekaj. – Położył mi dłoń na ramieniu.
Przeszedł mnie dreszcz. George świdrował mnie wzrokiem o sile rażenia uwiązującej mi głos w gardle i zmieniające mózg w totalną papkę. Pragnęłam jak najszybciej uwolnić się od tego uczucia.
— Mogę?
Spojrzenie George’a spoczęło na naszyjniku, który dostałam od Setha. Przypuszczałam, że prędzej czy później ktoś go zauważy i zacznie się nim interesować. Był zdecydowanie zbyt brzydki na normalną biżuterię.
— To stara rodzinna pamiątka – skłamałam, cofając się o krok. Wolałam, żeby się do mnie nie zbliżał, ale większość znanych mi słów zamiast ułożyć się w jedno stanowcze zdanie, prawdopodobnie pojechało sobie na wakacje. – Mógłbyś ją zniszczyć.
— O, nie martw się – odparł głosem, przypominającym mruczenie kota. – Nic się jej nie stanie.
Oparł wisiorek o dwa palce i potarł go kciukiem. Jego skóra była zimna i nieprzyjemna w dotyku, co wywoływało u mnie gęsią skórkę. On sam jednak nie zwracał na mnie większej uwagi. Z uwagą śledził wszystkie zakrzywienia metalu, jak przypuszczałam, zachodząc w głowę, co mogły oznaczać.
— No, tak. Całkiem ładna – przyznałam. – Przepraszam.
Odwróciłam się na pięcie – nie chciałam już koło niego przechodzić i puściłam się biegiem. Nie wiedziałam, czemu, tak podpowiedział mi instynkt. Po powrocie do domu miałam zamiar od razu ostrzec Rachel z jakim dziwacznym typem zamierzała się związać.
— Nie tak szybo – warknął George za moim plecami, ale nie przejmowałam się nim. Skupiłam się tylko na tym, że stawiać jeden krok za drugim i by robić to w jak najszybszym tempie.
Nagle wokół mojej szyi zacisnęła się pętla. Nie miałam czasu, żeby myśleć. Zatoczyłam się do tyłu, ze wszystkich sił starając się złapać równowagę. Wiedziałam, że jeśli upadnę, nie będę mieć szans.
Ucisk wokół szyi nie ustawał. Skóra piekła niemiłosiernie i z każdą sekundą coraz trudniej było mi złapać oddech. Zdałam sobie sprawę, że wisiorek, który rzekomo miał mnie chronić, teraz stał się moim przekleństwem.
Oczy zaszły mi łzami. Nie potrafiłam się bronić. Nie wiedziałam, co robić w takich sytuacjach. Dlaczego Seth mnie tego nie nauczył? Moim jedynym pomysłem było odciągnięcie od siebie tego przeklętego naszyjnika, żeby móc przynajmniej normalnie oddychać.
— Uważaj, bo zniszczysz! – Zaśmiał się George za moimi plecami, który jak dotąd cicho czekał, aż wykonam jakiś krok.
— Ratunku! – krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, ale w połowie słowa głos mi się załamał.
Przecież i tak nikogo tu nie ma.
— Starałem się respektować twoją rodzinną tradycję, ale skoro chcesz…
George szarpnął ostatni raz, a rzemyk w końcu ustąpił. W pierwszej chwili z ulgą nabrałam powietrza i pochyliwszy się do przodu, ostrożnie potarłam piekącą skórę. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, jak wielkim błędem było pozbycie się wisiorka. Wcześniej w żaden sposób nie odczuwałam jego obecności – był po prostu dość nieelegancką ozdobą, która w jakiś sposób miała mi pomóc. Kiedy go zabrakło, poczułam się tak, jakby w moim umyśle nagle otworzyły się wszystkie furtki, przez co zrobiło się zdecydowanie zbyt dużo przestrzeni.
Pomyślałam, że znalazłam się w jednym z tych snów, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że stoi kompletnie nagi w tłumie ludzi, mimo że mógłby przysiąc, że jeszcze sekundę temu miał na sobie ubranie. Wszystkie fakty poskładały mi się w całość. Charles wcale nie musiał być sam na tej imprezie. W końcu był szanowanym członkiem Gwardii, na pewno miał wielu przyjaciół, a Seth wspominał, że złodzieje często chodzą po różnych imprezach.
Muszę ostrzec Rachel.
Zamachnęłam się i uderzyłam George’a z łokcia. Usłyszałam, jak syczy z bólu i nie czekając, aż zda sobie sprawę, co się stało, zaczęłam uciekać. Biegłam nawet szybciej niż wcześniej i starałam się jak najczęściej skręcać, tylko po to, żeby go zgubić.
Żałowałam tylko, że nie miałam ze sobą żadnej broni. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet nie brzydziłabym się jej użyć. Byłam wściekła.
Kiedy koło mnie przejechał samochód, nieco się uspokoiłam. Skręciłam w kolejną przecznicę i zauważyłam kilku przechodniów. To oznaczało, że cokolwiek George zrobił, żeby pozbyć się świadków, ten czar przestał działać.
Teraz już nic nie może mi zrobić. Ha!
Zwolniłam trochę, aż w końcu całkiem się zatrzymałam.
Adrenalina wciąż szumiała mi w uszach, serce biło tak szybko jak gdyby postanowiło spróbować swoich sił w wyścigach sprinterskich, a gdy brałam kolejne oddechy, z gardła wydobywało się okropne charczenie.
Oparłam ramiona o kolana, żeby uspokoić oddech. Musiałam zastanowić się, co dalej zrobić, a telefon do Rachel zdecydowanie znajdował się na górze mojej listy Nie rozumiałam, dlaczego George udawał jej chłopaka, ale wiedziałam, że moja przyjaciółka nie miała innego wyjścia, jak tylko zerwać z nim wszelkie kontakty. Wypadałoby też zadzwonić do Setha. Trudno, niech sobie pomyśli, że chcę go przepraszać, że żałuję i cholera wie, co jeszcze – o tym musiał się dowiedzieć.
— Wszystko w porządku, kochanie? – spytała staruszka przechodząca obok.
— Tak. W jak najlepszym – zapewniłam ją z uśmiechem i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście tak było.
Udało mi się wyjść z ciężkiej sytuacji i to bez niczyjej pomocy! Poradziłam sobie! To zasługiwało na chwilę radości. Mogło wydarzyć się coś o wiele gorszego, a jednak mi się udało. Gdyby tylko Seth nie wyszedł z tym gównianym talentem, jeszcze pokazałabym Aloisie.
Może rzeczywiście powinnam przestać się martwić rodzicami? Może w ogóle powinnam przestać o nich myśleć i skupić się na sobie? Może tak naprawdę jestem od nich o wiele lepsza i stawianie ich sobie za wzór było błędem?
Zaśmiałam się głośno.
— Tyle lat mojego życia właśnie poszło się pieprzyć! – krzyknęłam na całą ulicę i znowu się roześmiałam.
Czułam się z tym tak dobrze. Śmiech oczyszczał ciało.
Spokój i wyciszenie.
Dokładnie tak.
Ogromna fala zabrała ze sobą wszystkie negatywne emocje, a ja stałam się naprawdę czysta.
Szczęśliwa.
— Najważniejsze, że mam siebie – powiedziałam dumnie, oddychając głęboko.
I nawet, kiedy zauważyłam dwie czarne sylwetki powoli rozmywające się przed moim oczami, nie mogłam przestać myśleć, że wszystko było po prostu… cudowne.




Dzisiaj ode mnie niedużo:  chciałam tylko życzyć udanych wakacji/urlopów, nawet jeśli lipiec już za nami. Mam nadzieję, że wszyscy mile spędzają te letnie dni. 

Pozdrawiam.

4 komentarze:

  1. Najbardziej zaciekawiło mnie w tym rozdziale coś, co może w ogóle nie jest ciekawe, ale jakoś tak… nie mogę przestać o tym myśleć. Po cholerę Aloisa chciała odwieść DeeDee? Najpierw na nią nawrzeszczała mówiąc, że ona rządzi i ona będzie wydawać rozkazy, potem ją dogania mówiąc, że ją podwiezie, a potem zostawia ją samą na środku ulicy. Nie mogę pojąć tego zachowania.
    A więc szukamy jakiejś byłej dziewczyny Setha… Nie wiem czemu wcześniej myślałam, że chodzi o znalezienie Sethowi nowej dziewczyny. Nie doczytałam, albo nie skojarzyłam. W każdym razie zastanawiam się… po co? Chodzi tutaj o jakieś jego tęsknoty, miłość, którą chciałby odzyskać, czy ta dziewczyna ma też jakieś inne np. polityczne znaczenie? Ciekawi mnie to. No bo jeśli chodzi tylko o jego miłostki to czemu angażowałaby się w to Aloisa?
    Nie spodziewałam się takiego ataku złości po DeeDee i na razie nie wiem jeszcze, co o nim myśleć. Natomiast podobała mi się końcówka, w której dochodzi do wniosku, że może więcej, niż przypuszczała i że sama sobie poradzi. I tu też mam złe przeczucia, bo wydaje mi się, że ta jej nagła pewność siebie może sprowadzić na nią kłopoty.
    Czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem ostatnia scena była najlepszym fragmentem w tym rozdziale. DeeDee w końcu zrozumiała cel swojego życia. Cieszę się z tego.
    Ładnie wymknęła się George'owi, choć nie jestem pewna czy on jej świadomie nie puścił. Może jego celem był naszyjnik?
    Główna bohaterka nareszcie powiedziała, co myśli o grupie Setha. Widać, że coś się w niej zmieniło i to mi się podoba.
    Jestem ciekawa, jak rozwinie się dalsza część powieści. Czekam z niecierpliwością na kontynuację i pozdrawiam.
    Liberty

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobra, teraz czas na obelgi.
    Po pierwsze ta cała Aloisa. Nie wiem co oni w niej widzą, ale jest z niej totalna kretynka. Rozumiem bycie chamskim, ale to, już przerasta wszystko. Robi to co chce i uważa jak chce. Mało tego, traktuje DeeDee jak śmiecia, a przecież ponoć jest im potrzebna. No chyba taki diamencik to bym pieściła, a nie rozwalała. Poza tym, skoro zabija złodziei, skąd nagle zna jednego z nich i ma z nim jakieś układy? Dlaczego w ogóle pokazała to DeeDee? To mi się wydaje chore. W ogóle, jpo tym rozdziale zaczynam nabierać podejrzeń również co do tej zgrai ,,przeciwko" złodziejom. Jak się okazuje... potrafią się dogadać...
    No i wyszło szydło z worka. Jak do tej pory bardzo chwaliłam Setha za to jaki jest, ale teraz... zawalił. Tak jak DeeDee wiedziałam od początku, że ma do niej jakiś interes, ale rzeczywiście wszystko przybierało taki obrót, że chcą ją tylko mieć do szukania złodziei i tyle. To jest niezwykle głupie z ich strony, bo chyba ludzie z potencjałem nie chodzą na ulicy jeden za drugim. A im ewidentnie brakuje ludzi do walki ze złodziejami, no i do tego wielkiego ataku podczas stulecia. Popełnili tutaj największą głupotę, robiąc z DeeDee śmieci. Bo mogliby ją przyjąć jakoś do siebie i pomóc się rozwinąć, a nie tylko wyszkolić po to, by znalazła dziewczynę Setha i ew pomagała wyszukać kogoś innego. Głupota!
    A Aloisa, niech się wali na twarz. Jaka ona jest w ogóle pusta i głupia... wydaje mi się, że wszystko zrobiła celowo. Specjalnie zostawiła DeeDee z daleka od domu, żeby ktoś mógł ją zaatakować, żeby oni wielce musieli jej pomóc, albo żeby później przyleciała do nich z płaczem i zgodziła się na tą ofertę. I wiedziałam że ten cały George to podejrzany typ! Dobrze, że sobie z nim poradziła, jestem ciekawa, co teraz się wydarzy :D
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, Aloisa mnie denerwuje! DeeDee jeszcze niczego nie przysięgała, nie chodziła za nimi i nie prosiła, żeby ją w to wplątali, więc teraz nie mają prawa zachowywać się w stosunku do niej tak, jak to zrobiła Aloisa. Wstrętna baba której się wydaje, że poustawia wszystkich po kątach.
    Trochę mi tylko żal Setha, ale pewnie będzie chciał, żeby DeeDee wróciła i mam nadzieję, że ta się zgodzi, bo naprawdę jak czytam o smutku u Setha to jakoś tak mi serduszko pęka ;( A chciałabym czytać o ich treningach o tym, z jaką pasją chłopak wtajemnicza ją we wszystko, bo widać, że ta organizacja to całe jego życie. Dlatego mam nadzieję, że jak najszybciej przestanie już się obrażać i da się jakoś urobić. I wcale nie uważam, że traktują ją jak psa gończego. Ma pewne zdolności, które oni starają się wykorzystać na swoją korzyść, to chyba normalne. Gdyby nie była im potrzebna, to nie zaprzątaliby sobie nią głowy. Może to trochę wredne, ale ja naprawdę tak to postrzegam.
    A jeśli chodzi o tego kolesia, Georga, to naprawdę jestem zaskoczona, bo nie myślałam, że i on okaże się kolejnym dupkiem. Tym bardziej, że Shelly była nim taka zafascynowana. Tylko nie wiem, czy teraz da się przekonać DeeDee że to zły człowiek, bo znając życie to będzie go bronić i w najgorszym wypadku skończy się to kłótnią dziewczyn. Tak jakoś mi się wydaje. I w ogóle myślałam, że tacy jak on to nawet nie zbliżają się do tych naszyjników, a co dopiero je macać i oglądać. Ale całe szczęście, że dziewczyna zdołała przed nim uciec.
    I się zastanawiam, jak to będzie z tą dziewczyną Setha, czy uda im się ją odnaleźć? A imię Cindy mnie też kojarzy się z czymś słodkim i milusim. Chociaż chyba bardziej z jakimś małym pieskiem :P
    Lecę :*

    OdpowiedzUsuń