sobota, 24 grudnia 2016

Rozdział XIV

Przyświecała mi myśl, że właśnie budzę się z długiego snu. Z pewnością zaspałam i choć nienawidziłam się spóźniać, nie chciałam się wracać do rzeczywistości. Pod powiekami wciąż widziałam Sensum Orbis, ale nie sądziłam, że to coś, co wydarzyło się naprawdę. Obrazy były odległe i przysłonięte mgłą, która otulała mnie niczym kołderka. Czułam, że nic mi nie grozi, więc uśmiechnęłam się do siebie i przekręciłam się na drugi bok.
I właśnie wtedy sen przemienił się w koszmar. Zdałam sobie sprawę, że zamiast na miękkim łóżku leżałam na twardej podłodze. Wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą – tym razem wiedziałam, że istotnie tym właśnie były. Bez warstwy ochronnej, za to z całą feerią ostrych jak brzytwa kolorów i kształtów.
Miałam mętlik w głowie, nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek czuła się tak skołowana. Gdyby tylko istniała operacja, podczas której otworzyliby mi mózg i na wsadzali mi tam wszystkie potrzebne mi w tamtej chwili odpowiedzi, zapłaciłabym duże pieniądze, żeby dostać się na listę oczkujących. Ta brutalna opcja, w realnym świecie dorosłych nazywana czasem propagandą, wydawała mi się najłatwiejszym rozwiązaniem. Jeszcze przez chwilę czekałam na lekarza ze skalpelem, ale skoro nikt mądry nie chciał mi pomóc, podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła.
Od razu rozpoznałam tamto miejsce, mimo że byłam w nim tylko raz – sala konferencyjna OPF-u. Seth i Zack namiętnie dyskutowali o czymś z Andym, a gdy zobaczyli, że się ocknęłam, cała trójka posłała mi ciepły uśmiech.
– Jak się masz, Bambi?
Seth podszedł bliżej – powoli, jak gdyby obawiał się, że mnie wystraszy – i podał mi rękę. Wyglądał na zatroskanego i nie powiem, że nie zrobiło mi się miło. Ujęłam jego dłoń i wstałam na równe nogi, ignorując lekkie zawroty głowy.
– Wszystko w porządku? – spytał po raz kolejny, a gdy nie odpowiedziałam, po prostu przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Choć może to nie był najlepszy moment, jego zapach i ciepło sprawiło, że na chwilę poczułam się lepiej.
– Czyli w porządku, tak?
Wzruszyłam ramionami.
W jakim sensie w porządku, Seth? W porządku ze mną? Och, tak, mam przecież dwie ręce, dwie nogi i wszystkie wnętrzności są na swoim miejscu, więc dlaczego miałoby nie być w porządku? A, chodzi ci o to, właśnie się wydarzyło? Nie zadawaj pytań, na które znasz odpowiedź. Od takich gorsze są tylko te, po których nic nie można powiedzieć.
– Dlaczego? – Wyszeptałam do siebie jedno z nich. Biorąc pod uwagę na jak wiele różnych sposób można było to zakończyć, nawet jedna odpowiedź byłaby wystarczająca.
– Załatwię tylko jedną rzecz i wszystko ci wyjaśnię, okej?
Kiwnęłam głową, choć w głębi duszy wiedziałam, ze to nie on powinien mi to wyjaśniać.
To rodzice. To oni pozwolili mi wierzyć, że świat jest tak „niesamowicie magiczny” i że stoi przede mną otworem. I to oni, kilka lat później, brutalnie odebrali mi te marzenia, mówiąc mi prosto w twarz, że „nigdy nie będę dość dobra”. Ulegli Charlesowi, później mu się przeciwstawili, a do tego wepchnęli mnie w ramiona Setha. I po co to wszystko? Chciałam tylko spojrzeć im prosto w oczy i krzyknąć: „Zdecydujcie się w końcu na coś!”. Bo co takiego właściwie robili, kiedy ja tak zawzięcie starałam się im zaimponować? Urządzali sobie biesiady w Sensum Orbis? Zabijali dziewczyny i chłopaków w moim wieku – córki i synów jakichś innych rodziców podobnych do nich?
Mogłam nie wiedzieć bardzo wielu rzeczy, ale za to wiedziałam, że należy mi się ta jedna rozmowa. Jedna szczerza rozmowa.
– Muszę pojechać do domu – wymamrotałam niczym bezradne dziecko, które niechętnie przyznało rodzicielowi, że nie potrafi samo upiec ciasteczek z czekoladą.
Seth przyjrzał mi się i w ułamku sekundy zrozumiał, o co mi chodziło. Kiwnął głową, wyszeptał coś do chłopaków i razem wyszliśmy na zewnątrz. Auto stało pod samym wejściem. Nie wiem, kiedy Aloisa zdążyła ją tam podstawić.
– Na tylnym siedzeniu jest twoja torba – poinformował mnie Seth. – Znaleźliśmy ją na chodniku, kiedy zorientowaliśmy się, co się stało i pojechaliśmy cię szukać.
– Aha, dzięki – mruknęłam. Nie w głowie były mi jakieś torby i inne pierdoły.
Z ulgą zanurzyłam się w wytartym już fotelu i skupiłam się na jego zapachu – pachniał gumą do żucia i zapachem zawieszanym obok lusterka, ale także czymś, czego nazwy nie potrafiłam określić inaczej niż po prostu „zapachem starości”. Wzięłam kila głębokich wdechów i wyobraziłam sobie liczne przejażdżki bocznymi uliczkami, gdy w tle szumiał ocean, a przez szyby wpadały pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Chwile niczym wycięte z filmów lub teledysków, może nieco kliszowe, ale najważniejsze było to, że wciąż możliwe do przeżycia.
Z każdą chwilą narastało we mnie poczucie winy. Nie potrafiłam odgonić od siebie gorzkiego pytania: „czym zasłużyłam sobie na życie, które dostałam?”. Jedyne, co miałam to geny – coś, co uratowało już wielu ludzi na przestrzeni wieków i choć nie miałam zamiaru udawać przed sobą wielkiej altruistki, która bez wahania oddałaby życie za obcych, ta niesprawiedliwość świata bolała. I to bardzo.
Dotychczas jak głupia wierzyłam, że prawnicy są właśnie od tego, żeby tę sprawiedliwość przywracać: niewinni mieli wracać do swoich rodzin, a zbrodniarze trafiać do więzienia. Oczywiście.
– Myślisz, że twoi rodzice są w domu? – spytał niepewnie Seth, kiedy dotarliśmy na miejsce.
– Mam nadzieję, że tak.
– A myślisz, że będę mógł wejść do środka?
– Raczej tak.
Dom pachniał świeżo parzoną kawą, co uznałam za dobry znak. Taki zapach oznaczał, że rodzice pracowali w swoim gabinecie i będziemy mogli sobie swobodnie pogadać. Nawet nie krzyknęłam, że jestem w domu – chciałam im zrobić niespodziankę.
Przemaszerowałam przez korytarz i jakimś cudem pomyślałam jeszcze o byciu dobrą gospodynią i zaproponowałam mojemu gościowi coś do picia.
– Twój dom jest całkiem inny od mojego – stwierdził Seth. Zdziwiłam się, że nie zabrzmiało to jak obelga. – Taki luksusowy. Moja mama i siostra zawsze chciały w takim mieszkać.
– Jest okej. – Wzruszyłam ramionami, nerwowo spoglądając na górę, jak gdym nagle nauczyła się przenikać wzrokiem sufit. ­– Ale o wiele bardziej podobał mi się mój stary dom.
– Dlaczego?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Język już układał się do tego, by je wypowiedzieć, ale mimo to nie potrafiłam się odezwać. Na blacie stały dwie pełne filiżanki kawy. Tak po prostu. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że moi rodzice stanowczo za bardzo ubóstwiali kawę, żeby tak po prostu ją zostawić. Gdyby musieli wyjść do pracy, prawdopodobnie przelaliby ją do termosów, a jeśli pracowali na górze, tym bardziej wzięliby ją ze sobą.
– No więc dlaczego? – dopytywał Seth, ale przez łomoczące serce nie słyszałam go zbyt dobrze.
– Mamo? Tato? – krzyknęłam na całe gardło, a kiedy nie usłyszałam odpowiedzi, pobiegłam na górę. – Jesteście w domu?! Halo!?
– Bambi, do cholery, co się dzieje? – Seth ruszył za mną.
– Nie wiem – warknęłam, bo nie miałam czasu wtajemniczać go w nawyki rodziców.
Zatrzymałam się przed drzwiami gabinetu i kilka razy uderzyłam w nie pięścią. Zakręciłam kosmyk włosów wokół palca i parę razy przestąpiłam z nogi na nogę. Wciąż nie czułam się dobrze z wchodzeniem do środka na własną rękę.
– Myślę, że nie powinniśmy tu tak stać.
– No co ty nie powiesz.
Nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi. W środku panował kompletny bałagan. Książki były porozrzucane – leżały na podłodze z wygiętymi kartkami, a te, które uchowały się na półkach, przewróciły się niczym domino, przez co strzaskało się parę bibelotów. Najgorzej jednak wyglądało biurko, którego szuflady były albo pootwierane albo całkiem wyrwane z prowadnic i rzucone na podłogę. Oniemiała, weszłam do środka, uważając, żeby niczego nie nadepnąć.
– Ktoś albo bardzo się spieszył, albo bardzo czegoś szukał – stwierdził Seth z miną eksperta i przyklęknął przy jednej z potłuczonych figurek. – Najprawdopodobniej jedno i drugie. Co to było? – Uniósł malutką główkę, która wcześniej należała do porcelanowej baletnicy.
– Czy możesz, proszę, się tak nie zachowywać? – wyszeptałam, z trudem zachowując spokój.
Podeszłam do biurka i opuszkami palców musnęłam jego powierzchnię. To jeden z niewielu mebli, które rodzice zabrali ze sobą podczas przeprowadzki. Był niepowtarzalny i zawsze uważałam za zaszczyt móc kiedyś przy nim pracować. Wyobrażałam sobie nawet, że gdy dostanę moją pierwszą pracę, rodzice podarują mi to biurko w prezencie.
– Co konkretnie masz na myśli, hm?
Choć nie widziałam wyrazu twarzy Setha, mogłam wyobrazić sobie jego rozdrażnienie i to, jak przewraca oczami.
– Po prostu… Odniosłam wrażenie, że to wszystko cię bawi, podczas gdy ewidentnie stało się coś złego i naprawdę nie potrzebuję teraz twojego podejścia i twojej opinii o nich, bo już ją znam. I może… – Wzięłam głęboki oddech. – Może sama powinnam sobie przemyśleć pewne sprawy, może powinnam pomyśleć o twojej, hm, wersji, ale na pewno nie teraz, bo teraz to powinnam raczej… Przyjechałam tu z pewną myślą i z pewnym planem, a teraz jak zwykle nic z tego, bo przecież nie może być, tak, że moje plany wypalają, prawda? – Mówiłam coraz szybciej i szybciej i, szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, dokąd z tym zmierzałam.
– Nie bawi, tylko ciekawi, a to spora różnica…
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Zaczynał doprowadzać mnie do szału. Przeszedł obok i jak gdyby nigdy nic zaczął rozglądać się po pokoju, a wyglądał przy tym jak detektyw starający się rozwiązać zagmatwaną sprawę. Przetarłam twarz dłonią. Nie chciałam, żeby traktował to w ten sposób – jako kolejną zagadkę, kolejną grę.
– Błagam cię, przestań – powiedziałam słabo. – Nie bądź… Nie zachowuj się tak, jakby nic się nie stało, bo stało się coś złego.
Seth stanął naprzeciw mnie i czułam na sobie jego świdrujące spojrzenie, jakby było czymś fizycznie rzeczywistym. Wyraz twarzy miał poważny, ale po oczach poznałam, że ta sytuacja go ekscytowała – tak jak zresztą wszystko związane ze złodziejami uczuć.
Westchnęłam ciężko.
– Ktoś mógł ich porwać albo zabić – wyrzuciłam w końcu. – A ja… Jezu, nawet nie wiem, co mam zrobić. Szukać ich? Niby jak? Zadzwonić na policję? – Prychnęłam. – Oboje wiemy, że to nie sprawa dla nich. Przecież ja sama sobie nie poradzę! – Pomyślałam o facecie w czarni, którego rodzice się tak obawiali. Czy powinnam się już bać?
– Jeśli to cię pocieszy, to naprawdę nie sądzę, żeby twoi rodzice zostali porwani albo zabici.
– A skąd ta pewność?
– Bo zazwyczaj porwani, a może nawet zabici, nie mają czasu na pisanie listów.
Seth wskazał na leżącą na biurku kopertę, przykrytą ozdobnym pudełeczkiem, w którym rodzice trzymali papeterię. Sięgnęłam po nią i, opadłszy na szeroki skórzany fotel, zaczęłam ją powoli otwierać. W końcu wyjęłam list i zauważyłam, że ktokolwiek go napisał, użył do tego najlepszego papieru do korespondencji, jak był w tym domu.
– I co? – dopytywał Seth.
Przełknęłam ślinę. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może długiego, wzruszającego listu, w którym rodzice w końcu wyznaliby całą prawdę, przyznając się to wszystkich win, i zapewnili, jak bardzo kochali mnie przez te wszystkie lata. Mogłabym wtedy godzinami siedzieć w tym pomieszczeniu, w którym spędzali tak wiele czasu i czytać to w kółko i w kółko, aż w końcu potrafiłabym wyrecytować każde słowo. Na pewno nie spodziewałam się tych trzech, bezbarwnych zdań.
Wyjechaliśmy. Komplikacje. Hensley wie.
Wiedziałam, że mieli wyjechać. Zdawałam sobie sprawę z takiej możliwości, ale nie sądziłam, że to stanie się tak nagle, tak… chaotycznie. Akurat wtedy, gdy najbardziej potrzebowałam się z nimi skonfrontować.
Seth w końcu wyrwał mi kartkę z dłoni, żeby samemu przekonać się o powściągliwości państwa Masenów. Zaśmiałam się bezgłośnie, choć wcale nie było mi do śmiechu.
– To dość interesująca „komplikacja” – podsumował. – Ale hej, przynajmniej wiesz, że nie zostali porwani, a może nawet zabici.
– To o niczym nie świadczy. Ktoś bez problemu mógłby to napisać za nich.
– Tak czy siak, masz wskazówkę. Hensley. Kimkolwiek jest.
– Dupa, nie wskazówka.
Poderwałam się z krzesła i przemaszerowałam przez pokój, ignorując pytania Setha, który starał „przywołać mnie do porządku”. Nie obchodziło mnie jakimi jeszcze słowami chciał mnie pocieszyć, bo wiedziałam, że żadne z nich i tak nie miało być szczere. Zresztą, nie potrzebowałam tego.
Skierowałam się na tyły domu. Czułam się przytłoczona przez sprawy, z którymi nigdy wcześniej nie musiałam się borykać i znałam tylko jeden sposób, żeby choć na chwilę sobie ulżyć. Nawet nie zatrzymałam się, żeby zdjąć buty. Od razu wskoczyłam do basenu.
Pierwszą rzeczą, którą poczułam, było zimno – tak odurzające, że mogłoby zastąpić każdy narkotyk i choć bolało, to tego właśnie potrzebowałam w tamtym momencie. Z satysfakcją wypuściłam powietrze z ust i przyglądałam się, jak bąbelki wędrują ku powierzchni.
Kiedy wypłynęłam na powierzchnię, czułam się jak nowonarodzona, więc zdecydowanie było warto – nawet jeśli miałabym zachorować od tych styczniowych kąpieli
– I jak tam? – Dopiero, kiedy się odezwał, zauważyłam, że Seth stał na murku i przyglądał mi się z kpiącym uśmieszkiem. – Mam nadzieję, że twoje humorki nie są wodoodporne?
– Moje humorki? – prychnęłam. ­– Jak możesz nazywać…
Nie dał mi dokończyć. Zrobił dwa kroki w tył i wskoczył do basenu na bombę, powodując przy tym olbrzymi plusk. Może i bym się roześmiała, gdyby nie to, że tak bezczelnie mnie zignorował. Zamiast tego skrzywiłam się i cierpliwie poczekałam, aż się wynurzy.
– Posłuchaj – zaczął, kiedy chciałam zacząć mówić i potrząsnął głową. Przeczesał jeszcze włosy palcami, starając się je jakoś ułożyć, ale nie wydawał się zadowolony. Ja również nie byłam i miałam nadzieję, że to zauważył. – Wiem, wiem. Znacznie lepiej wyglądam na sucho. Nieważne. Ja wiem, że jest ci ciężko, ale… jakby to ująć? Nie jesteś sama w tym bagnie, okej? Pomyśl o tym, o co się wydarzyło.
– Akurat o tym wolałabym nie myśleć.
– Szkoda. Gdybyś zaczęła płakać, mógłbym cię wtedy pocieszyć i coś ci uświadomić, ale jak zwykle nie chcesz współpracować… – Westchnął teatralnie.
– Seth.
– Chodzi mi o to, że…
Podpłynął bliżej i oparł dłonie na murku, w ten sposób zamykając mnie w klatce z własnych ramion. Mimowolnie naparłam na ścianę i liczyłam na to, że uda mi się magicznie z nią stopić i w ten sposób stworzyć nieco więcej przestrzeni pomiędzy mną a Sethem. Odczuwane przeze mnie napięcie paraliżowało moje mięśnie i piekło skórę jakby podgryzała ją setka malutkich zębatych stworzonek. Nie potrafiłam myśleć.
Usilnie starałam się przemówić sobie do rozsądku, powtarzając, że to przecież tylko Seth, ale im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym mniej byłam co do tego przekonana. Uważałam go za rozkapryszone „duże dziecko”, które pomyliło ludzi ze swoimi zabawkami – zresztą, z włosami przyklejonymi do czoła i uśmieszkiem błądzącym na ustach właśnie tak wyglądał – ale tak naprawdę o wiele dojrzalszy ode mnie, o wiele bardziej doświadczony.
Seth, który w środku zimy kąpał się ze mną w basenie, wiedział, doskonale wiedział, co to śmierć, strata i ból.
– Proszę, zapewnij mnie, że podjąłem dzisiaj dobrą decyzję – wyszeptał błagalnie. Był już tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech na swoim policzku. – Mogłem jeszcze komuś pomóc. Mogłem zrobić parę patroli po klubach, mogłem kogoś uratować. Ale kiedy tylko Ali się dowiedziała, że jesteś w Drugim Świecie, rzuciliśmy wszystko, żeby pomóc tobie.
Pod powiekami zebrały się łzy. Wszelkimi sposobami broniłam się od myślenia o tym w ten sposób – myślenia, że ktoś, czy tego chciał czy nie, oddał za mnie życie – ale gdy Seth w końcu o tym wspomniał, nie potrafiłam powstrzymać wyrzutów sumienia zalewających mnie niczym tsunami.
– Czego ode mnie oczekujesz? – spytałam na granicy płaczu, choć tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć. – Rozgrzeszenia? Boże! Przecież nie mogę ci powiedzieć, że moje życie jest warte więcej niż życie innych! To przecież nieprawda. Ale mimo to… mimo to jestem szczęśliwa, że padło na mnie. Nic więcej…
Nie byłam w stanie dokończyć, bo niespodziewanie wstrząsnęła mną fala szlochu. Zaczęłam się trząść i krztusić, więc odruchowo zasłoniłam twarz dłońmi, żeby Seth nie zobaczył mnie w takim stanie. On jednak zdążył już przyciągnąć mnie do siebie i otoczyć ramionami. Płakałam, wycierając łzy w jego bluzę, które mieszały się z basenową wodą i z każdą chwilą ogarniał mnie coraz większy spokój.
– Możesz nam pomóc – wyszeptał mi Seth do ucha, jego oddech łaskotał mi szyję. – Ratowanie ciebie było inwestycją. Możesz ocalić znacznie więcej ludzi niż dzisiaj zginęło. Inaczej… ich śmierć straci sens.
Odsunęłam się od niego. Gorzkie słowa niemal wypalały mój umysł, a śmiertelnie poważne spojrzenie – serce. Wiedziałam, że miał rację, ale bałam się do tego przyznać.
Nie potrzebowałam więcej dowodów na to, że świat złodziei był okrutny, bezlitosny i że należało z nim walczyć, bez względu na to, jakie bogactwa oferował. Bez względu na to, kim byli moi rodzice. Ale czy chciałam skończyć tak jak on czy Luke, poświęcić wszystkie marzenia i plany na przyszłość, do końca życia pracować w supermarkecie i gonić za wrogiem, które unicestwienie i tak jest niemożliwe? Nie tak przecież wyobrażałam sobie swoje życie.
– Okej, niech będzie. Wrócę. Ale lepiej żebyś wymyślił mi jakąś inną super moc.
Seth w mgnieniu oka pokonał ostatnie dzielące na centymetry i choć przez ułamek sekundy chciałam go odepchnąć, nie potrafiłam oprzeć się ciepłu rozpływającemu się po moim ciele. Z całą pewnością nie był to pocałunek, od którego traci się zmysły, ale był delikatny i czuły, jak kawa w jesienny wieczór albo gorąca kąpiel po długim zimowym spacerze. Przynosił ukojenie i tego właśnie potrzebowałam.
Nie spodziewałam się po Secie podobnej wrażliwości i on sam też chyba po sobie się jej nie spodziewał, bo kiedy się odsunął, uśmiechał się zawadiacko, a ja wiedziałam już, że chce jakoś mi dogryźć, żeby to jakoś zatuszować.
– Mam nadzieję, że to nie było twoje całowanie, bo jeśli mamy to robić częściej…
– Nie martw się, nie będę cię zmuszać. Zresztą, to było tylko… przyjmowanie pocałunku.
– Mała rada. Następnym razem, gdy ktoś cię pocałuje, może postaraj się to odwzajemnić, okej?
– Na to, kochany, to trzeba sobie zasłużyć.
– Auć. Bolało.
Wywróciłam oczami i niczym przedszkolak pokazałam mu język.
– Czekaj, to jest to odwzajemnianie? – Parsknął śmiechem. – To chyba najdziwniejszy pocałunek w życiu, ale skoro tak robią laski z Beverly Hills… – Teatralnie wzruszył ramionami i także wysunął język.
Roześmiałam się, a w ramach zemsty ochlapałam go wodą. Odkładanie problemów na bok może i było dobrym pomysłem, ale czasem… to po prostu najlepsze rozwiązanie.

  

No i jest kolejny rozdział. Cieszę się, że udało mi się go dodać przed świętami. Przy okazji, wiem, że mam trochę zaległości na blogach, ale po prostu nie miałam głowy do komentowania. Na pewno wszystko nadrobię przez przerwę świąteczną. 

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć wszystkim zdrowych, spokojnych, wesołych świąt! I niech nadchodzący rok 2017 będzie lepszy niż poprzedni!

2 komentarze:

  1. W tym rozdziale było coś... magicznego. Nie wiem jak to ująć, po prostu czytało mi się go tak dobrze, że czułam, jakbym naprawdę przeniosła się do tamtego świata. Głównie mam tu na myśli początek, gdy DeeDee wchodzi do swojego mieszkania, proponuje Sethowi coś do picia i zauważa te szklanki z kawą swoich rodziców. Świetnie wyszedł Ci opis jej uczuć, emocji, to rozżalenie, że rodzice ją oszukiwali i nie są tym, za co ich miała przez całe życie. Aż mi się jej żal zrobiło - chociaż jest postacią fikcyjną - bo wyobraziłam sobie jak musi się czuć osoba, która tak bardzo pragnie obecności, ciepła rodziców i ich czystej miłości rodzicielskiej, a zamiast tego dostaje kłamstwa i oschłość. A potem ten list! To już był taki gwóźdź do trumny. Trzy zdania i tyle. Jakby na siłę chcieli jeszcze bardziej ją do siebie zniechęcić ;/
    Pocałunek z Sethem pamiętam jeszcze z poprzedniej części. Tzn nie pamiętam szczegółów, ale wiem, że był;D Tutaj wyszedł Ci bardzo subtelnie, delikatnie. Jako forma pocieszenia albo dania wsparcia, a nie damsko-męska fizyczność. Tak to odebralam i mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli:D
    Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy;)
    Czekam na kolejny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, jaki ładny rozdział, jestem zauroczona. Gdzieś tam napięcie można wyczuć między DeeDee i Sethem, ale przyznaję się bez bicia, że się nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Bardzo podobało mi się to, jak to opisałaś - tak subtelnie i delikatnie, młodzieńczo, jednak nie szczeniacko. Naprawdę ich relacja zaczyna mi się podobać.

    Ciekawi mnie, co teraz będzie, bo ten wyjazd (ucieczka? porwanie?) rodziców sporo miesza. Dee została teraz całkiem sama i może ma tego Setha, ale on mimo wszystko nie jest jej dostatecznie bliski. I jakieś całuśki tego nie zmieniają :D Zwłaszcza, że gdzieś tam na rogu czai się Charles.

    Chcę zobaczyć super moc DeeDee i chcę, żeby ona się nauczyła bronić. I chcę przeczytać kolejny rozdział. Więc czekam.. cierpliwie oczywiście... i życzę weny ; )

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń