Przyświecała mi myśl, że właśnie
budzę się z długiego snu. Z pewnością zaspałam i choć nienawidziłam się
spóźniać, nie chciałam się wracać do rzeczywistości. Pod powiekami wciąż
widziałam Sensum Orbis, ale nie sądziłam, że to coś, co wydarzyło się naprawdę.
Obrazy były odległe i przysłonięte mgłą, która otulała mnie niczym kołderka.
Czułam, że nic mi nie grozi, więc uśmiechnęłam się do siebie i przekręciłam się
na drugi bok.
I właśnie wtedy sen przemienił
się w koszmar. Zdałam sobie sprawę, że zamiast na miękkim łóżku leżałam na
twardej podłodze. Wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą – tym razem
wiedziałam, że istotnie tym właśnie były. Bez warstwy ochronnej, za to z całą
feerią ostrych jak brzytwa kolorów i kształtów.
Miałam mętlik w głowie, nie
pamiętałam, żebym kiedykolwiek czuła się tak skołowana. Gdyby tylko istniała
operacja, podczas której otworzyliby mi mózg i na wsadzali mi tam wszystkie
potrzebne mi w tamtej chwili odpowiedzi, zapłaciłabym duże pieniądze, żeby
dostać się na listę oczkujących. Ta brutalna opcja, w realnym świecie dorosłych
nazywana czasem propagandą, wydawała mi się najłatwiejszym rozwiązaniem. Jeszcze
przez chwilę czekałam na lekarza ze skalpelem, ale skoro nikt mądry nie chciał
mi pomóc, podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła.
Od razu rozpoznałam tamto
miejsce, mimo że byłam w nim tylko raz – sala konferencyjna OPF-u. Seth i Zack
namiętnie dyskutowali o czymś z Andym, a gdy zobaczyli, że się ocknęłam, cała
trójka posłała mi ciepły uśmiech.
– Jak się masz, Bambi?
Seth podszedł bliżej – powoli,
jak gdyby obawiał się, że mnie wystraszy – i podał mi rękę. Wyglądał na
zatroskanego i nie powiem, że nie zrobiło mi się miło. Ujęłam jego dłoń i
wstałam na równe nogi, ignorując lekkie zawroty głowy.
– Wszystko w porządku? – spytał
po raz kolejny, a gdy nie odpowiedziałam, po prostu przyciągnął mnie do siebie
i przytulił. Choć może to nie był najlepszy moment, jego zapach i ciepło
sprawiło, że na chwilę poczułam się lepiej.
– Czyli w porządku, tak?
Wzruszyłam ramionami.
W jakim sensie w porządku, Seth?
W porządku ze mną? Och, tak, mam przecież dwie ręce, dwie nogi i wszystkie
wnętrzności są na swoim miejscu, więc dlaczego miałoby nie być w porządku? A,
chodzi ci o to, właśnie się wydarzyło? Nie zadawaj pytań, na które znasz
odpowiedź. Od takich gorsze są tylko te, po których nic nie można powiedzieć.
– Dlaczego? – Wyszeptałam do
siebie jedno z nich. Biorąc pod uwagę na jak wiele różnych sposób można było to
zakończyć, nawet jedna odpowiedź byłaby wystarczająca.
– Załatwię tylko jedną rzecz i
wszystko ci wyjaśnię, okej?
Kiwnęłam głową, choć w głębi
duszy wiedziałam, ze to nie on powinien mi to wyjaśniać.
To rodzice. To oni pozwolili mi
wierzyć, że świat jest tak „niesamowicie magiczny” i że stoi przede mną
otworem. I to oni, kilka lat później, brutalnie odebrali mi te marzenia, mówiąc
mi prosto w twarz, że „nigdy nie będę dość dobra”. Ulegli Charlesowi, później
mu się przeciwstawili, a do tego wepchnęli mnie w ramiona Setha. I po co to
wszystko? Chciałam tylko spojrzeć im prosto w oczy i krzyknąć: „Zdecydujcie się
w końcu na coś!”. Bo co takiego właściwie robili, kiedy ja tak zawzięcie
starałam się im zaimponować? Urządzali sobie biesiady w Sensum Orbis? Zabijali
dziewczyny i chłopaków w moim wieku – córki i synów jakichś innych rodziców
podobnych do nich?
Mogłam nie wiedzieć bardzo wielu
rzeczy, ale za to wiedziałam, że należy mi się ta jedna rozmowa. Jedna szczerza rozmowa.
– Muszę pojechać do domu –
wymamrotałam niczym bezradne dziecko, które niechętnie przyznało rodzicielowi,
że nie potrafi samo upiec ciasteczek z czekoladą.
Seth przyjrzał mi się i w ułamku
sekundy zrozumiał, o co mi chodziło. Kiwnął głową, wyszeptał coś do chłopaków i
razem wyszliśmy na zewnątrz. Auto stało pod samym wejściem. Nie wiem, kiedy
Aloisa zdążyła ją tam podstawić.
– Na tylnym siedzeniu jest twoja
torba – poinformował mnie Seth. – Znaleźliśmy ją na chodniku, kiedy
zorientowaliśmy się, co się stało i pojechaliśmy cię szukać.
– Aha, dzięki – mruknęłam. Nie w
głowie były mi jakieś torby i inne pierdoły.
Z
ulgą zanurzyłam się w wytartym już fotelu i skupiłam się na jego zapachu –
pachniał gumą do żucia i zapachem zawieszanym obok lusterka, ale także czymś,
czego nazwy nie potrafiłam określić inaczej niż po prostu „zapachem starości”. Wzięłam
kila głębokich wdechów i wyobraziłam sobie liczne przejażdżki bocznymi
uliczkami, gdy w tle szumiał ocean, a przez szyby wpadały pomarańczowe
promienie zachodzącego słońca. Chwile niczym wycięte z filmów lub teledysków,
może nieco kliszowe, ale najważniejsze było to, że wciąż możliwe do przeżycia.
Z każdą chwilą narastało we mnie
poczucie winy. Nie potrafiłam odgonić od siebie gorzkiego pytania: „czym zasłużyłam sobie na życie, które
dostałam?”. Jedyne, co miałam to geny – coś, co uratowało już wielu ludzi
na przestrzeni wieków i choć nie miałam zamiaru udawać przed sobą wielkiej
altruistki, która bez wahania oddałaby życie za obcych, ta niesprawiedliwość
świata bolała. I to bardzo.
Dotychczas jak głupia wierzyłam,
że prawnicy są właśnie od tego, żeby tę sprawiedliwość przywracać: niewinni
mieli wracać do swoich rodzin, a zbrodniarze trafiać do więzienia. Oczywiście.
–
Myślisz, że twoi rodzice są w domu? – spytał niepewnie Seth, kiedy dotarliśmy
na miejsce.
–
Mam nadzieję, że tak.
–
A myślisz, że będę mógł wejść do środka?
–
Raczej tak.
Dom pachniał świeżo parzoną kawą,
co uznałam za dobry znak. Taki zapach oznaczał, że rodzice pracowali w swoim
gabinecie i będziemy mogli sobie swobodnie pogadać. Nawet nie krzyknęłam, że
jestem w domu – chciałam im zrobić niespodziankę.
Przemaszerowałam
przez korytarz i jakimś cudem pomyślałam jeszcze o byciu dobrą gospodynią i
zaproponowałam mojemu gościowi coś do picia.
–
Twój dom jest całkiem inny od mojego – stwierdził Seth. Zdziwiłam się, że nie
zabrzmiało to jak obelga. – Taki luksusowy. Moja mama i siostra zawsze chciały
w takim mieszkać.
–
Jest okej. – Wzruszyłam ramionami, nerwowo spoglądając na górę, jak gdym nagle
nauczyła się przenikać wzrokiem sufit. – Ale o wiele bardziej podobał mi się
mój stary dom.
–
Dlaczego?
Otworzyłam
usta, żeby odpowiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Język już układał się
do tego, by je wypowiedzieć, ale mimo to nie potrafiłam się odezwać. Na blacie
stały dwie pełne filiżanki kawy. Tak po prostu. I może nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie to, że moi rodzice stanowczo za bardzo ubóstwiali kawę,
żeby tak po prostu ją zostawić. Gdyby musieli wyjść do pracy, prawdopodobnie
przelaliby ją do termosów, a jeśli pracowali na górze, tym bardziej wzięliby ją
ze sobą.
–
No więc dlaczego? – dopytywał Seth, ale przez łomoczące serce nie słyszałam go
zbyt dobrze.
–
Mamo? Tato? – krzyknęłam na całe gardło, a kiedy nie usłyszałam odpowiedzi,
pobiegłam na górę. – Jesteście w domu?! Halo!?
–
Bambi, do cholery, co się dzieje? – Seth ruszył za mną.
–
Nie wiem – warknęłam, bo nie miałam czasu wtajemniczać go w nawyki rodziców.
Zatrzymałam
się przed drzwiami gabinetu i kilka razy uderzyłam w nie pięścią. Zakręciłam
kosmyk włosów wokół palca i parę razy przestąpiłam z nogi na nogę. Wciąż nie
czułam się dobrze z wchodzeniem do środka na własną rękę.
–
Myślę, że nie powinniśmy tu tak stać.
–
No co ty nie powiesz.
Nacisnęłam
klamkę i popchnęłam drzwi. W środku panował kompletny bałagan. Książki były porozrzucane
– leżały na podłodze z wygiętymi kartkami, a te, które uchowały się na półkach,
przewróciły się niczym domino, przez co strzaskało się parę bibelotów.
Najgorzej jednak wyglądało biurko, którego szuflady były albo pootwierane albo całkiem
wyrwane z prowadnic i rzucone na podłogę. Oniemiała, weszłam do środka,
uważając, żeby niczego nie nadepnąć.
–
Ktoś albo bardzo się spieszył, albo bardzo czegoś szukał – stwierdził Seth z
miną eksperta i przyklęknął przy jednej z potłuczonych figurek. –
Najprawdopodobniej jedno i drugie. Co to było? – Uniósł malutką główkę, która
wcześniej należała do porcelanowej baletnicy.
–
Czy możesz, proszę, się tak nie zachowywać? – wyszeptałam, z trudem zachowując
spokój.
Podeszłam
do biurka i opuszkami palców musnęłam jego powierzchnię. To jeden z niewielu
mebli, które rodzice zabrali ze sobą podczas przeprowadzki. Był niepowtarzalny
i zawsze uważałam za zaszczyt móc kiedyś przy nim pracować. Wyobrażałam sobie
nawet, że gdy dostanę moją pierwszą pracę, rodzice podarują mi to biurko w
prezencie.
–
Co konkretnie masz na myśli, hm?
Choć
nie widziałam wyrazu twarzy Setha, mogłam wyobrazić sobie jego rozdrażnienie i
to, jak przewraca oczami.
–
Po prostu… Odniosłam wrażenie, że to wszystko cię bawi, podczas gdy ewidentnie
stało się coś złego i naprawdę nie potrzebuję teraz twojego podejścia i twojej
opinii o nich, bo już ją znam. I może… – Wzięłam głęboki oddech. – Może sama
powinnam sobie przemyśleć pewne sprawy, może powinnam pomyśleć o twojej, hm,
wersji, ale na pewno nie teraz, bo teraz to powinnam raczej… Przyjechałam tu z
pewną myślą i z pewnym planem, a teraz jak zwykle nic z tego, bo przecież nie
może być, tak, że moje plany wypalają, prawda? – Mówiłam coraz szybciej i
szybciej i, szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, dokąd z tym zmierzałam.
–
Nie bawi, tylko ciekawi, a to spora różnica…
Pokręciłam
głową z niedowierzaniem. Zaczynał doprowadzać mnie do szału. Przeszedł obok i
jak gdyby nigdy nic zaczął rozglądać się po pokoju, a wyglądał przy tym jak
detektyw starający się rozwiązać zagmatwaną sprawę. Przetarłam twarz dłonią.
Nie chciałam, żeby traktował to w ten sposób – jako kolejną zagadkę, kolejną
grę.
–
Błagam cię, przestań – powiedziałam słabo. – Nie bądź… Nie zachowuj się tak,
jakby nic się nie stało, bo stało się coś złego.
Seth
stanął naprzeciw mnie i czułam na sobie jego świdrujące spojrzenie, jakby było
czymś fizycznie rzeczywistym. Wyraz twarzy miał poważny, ale po oczach
poznałam, że ta sytuacja go ekscytowała – tak jak zresztą wszystko związane ze
złodziejami uczuć.
Westchnęłam
ciężko.
–
Ktoś mógł ich porwać albo zabić – wyrzuciłam w końcu. – A ja… Jezu, nawet nie
wiem, co mam zrobić. Szukać ich? Niby jak? Zadzwonić na policję? – Prychnęłam.
– Oboje wiemy, że to nie sprawa dla nich. Przecież ja sama sobie nie poradzę! –
Pomyślałam o facecie w czarni, którego rodzice się tak obawiali. Czy powinnam
się już bać?
–
Jeśli to cię pocieszy, to naprawdę nie sądzę, żeby twoi rodzice zostali porwani
albo zabici.
–
A skąd ta pewność?
–
Bo zazwyczaj porwani, a może nawet zabici, nie mają czasu na pisanie listów.
Seth
wskazał na leżącą na biurku kopertę, przykrytą ozdobnym pudełeczkiem, w którym
rodzice trzymali papeterię. Sięgnęłam po nią i, opadłszy na szeroki skórzany
fotel, zaczęłam ją powoli otwierać. W końcu wyjęłam list i zauważyłam, że
ktokolwiek go napisał, użył do tego najlepszego papieru do korespondencji, jak
był w tym domu.
–
I co? – dopytywał Seth.
Przełknęłam
ślinę. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może długiego, wzruszającego listu, w
którym rodzice w końcu wyznaliby całą prawdę, przyznając się to wszystkich win,
i zapewnili, jak bardzo kochali mnie przez te wszystkie lata. Mogłabym wtedy
godzinami siedzieć w tym pomieszczeniu, w którym spędzali tak wiele czasu i
czytać to w kółko i w kółko, aż w końcu potrafiłabym wyrecytować każde słowo.
Na pewno nie spodziewałam się tych trzech, bezbarwnych zdań.
Wyjechaliśmy. Komplikacje.
Hensley wie.
Wiedziałam, że
mieli wyjechać. Zdawałam sobie sprawę z takiej możliwości, ale nie sądziłam, że
to stanie się tak nagle, tak… chaotycznie. Akurat wtedy, gdy najbardziej
potrzebowałam się z nimi skonfrontować.
Seth
w końcu wyrwał mi kartkę z dłoni, żeby samemu przekonać się o powściągliwości
państwa Masenów. Zaśmiałam się bezgłośnie, choć wcale nie było mi do śmiechu.
–
To dość interesująca „komplikacja” – podsumował. – Ale hej, przynajmniej wiesz,
że nie zostali porwani, a może nawet zabici.
–
To o niczym nie świadczy. Ktoś bez problemu mógłby to napisać za nich.
–
Tak czy siak, masz wskazówkę. Hensley. Kimkolwiek jest.
–
Dupa, nie wskazówka.
Poderwałam
się z krzesła i przemaszerowałam przez pokój, ignorując pytania Setha, który
starał „przywołać mnie do porządku”. Nie obchodziło mnie jakimi jeszcze słowami
chciał mnie pocieszyć, bo wiedziałam, że żadne z nich i tak nie miało być
szczere. Zresztą, nie potrzebowałam tego.
Skierowałam
się na tyły domu. Czułam się przytłoczona przez sprawy, z którymi nigdy
wcześniej nie musiałam się borykać i znałam tylko jeden sposób, żeby choć na
chwilę sobie ulżyć. Nawet nie zatrzymałam się, żeby zdjąć buty. Od razu
wskoczyłam do basenu.
Pierwszą
rzeczą, którą poczułam, było zimno – tak odurzające, że mogłoby zastąpić każdy
narkotyk i choć bolało, to tego właśnie potrzebowałam w tamtym momencie. Z
satysfakcją wypuściłam powietrze z ust i przyglądałam się, jak bąbelki wędrują
ku powierzchni.
Kiedy
wypłynęłam na powierzchnię, czułam się jak nowonarodzona, więc zdecydowanie
było warto – nawet jeśli miałabym zachorować od tych styczniowych kąpieli
–
I jak tam? – Dopiero, kiedy się odezwał, zauważyłam, że Seth stał na murku i
przyglądał mi się z kpiącym uśmieszkiem. – Mam nadzieję, że twoje humorki nie
są wodoodporne?
–
Moje humorki? – prychnęłam. – Jak możesz nazywać…
Nie
dał mi dokończyć. Zrobił dwa kroki w tył i wskoczył do basenu na bombę,
powodując przy tym olbrzymi plusk. Może i bym się roześmiała, gdyby nie to, że
tak bezczelnie mnie zignorował. Zamiast tego skrzywiłam się i cierpliwie
poczekałam, aż się wynurzy.
–
Posłuchaj – zaczął, kiedy chciałam zacząć mówić i potrząsnął głową. Przeczesał
jeszcze włosy palcami, starając się je jakoś ułożyć, ale nie wydawał się
zadowolony. Ja również nie byłam i miałam nadzieję, że to zauważył. – Wiem,
wiem. Znacznie lepiej wyglądam na sucho. Nieważne. Ja wiem, że jest ci ciężko,
ale… jakby to ująć? Nie jesteś sama w tym bagnie, okej? Pomyśl o tym, o co się
wydarzyło.
–
Akurat o tym wolałabym nie myśleć.
–
Szkoda. Gdybyś zaczęła płakać, mógłbym cię wtedy pocieszyć i coś ci uświadomić,
ale jak zwykle nie chcesz współpracować… – Westchnął teatralnie.
–
Seth.
–
Chodzi mi o to, że…
Podpłynął
bliżej i oparł dłonie na murku, w ten sposób zamykając mnie w klatce z własnych
ramion. Mimowolnie naparłam na ścianę i liczyłam na to, że uda mi się magicznie
z nią stopić i w ten sposób stworzyć nieco więcej przestrzeni pomiędzy mną a
Sethem. Odczuwane przeze mnie napięcie paraliżowało moje mięśnie i piekło skórę
jakby podgryzała ją setka malutkich zębatych stworzonek. Nie potrafiłam myśleć.
Usilnie
starałam się przemówić sobie do rozsądku, powtarzając, że to przecież tylko
Seth, ale im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym mniej byłam co do tego przekonana.
Uważałam go za rozkapryszone „duże dziecko”, które pomyliło ludzi ze swoimi
zabawkami – zresztą, z włosami przyklejonymi do czoła i uśmieszkiem błądzącym
na ustach właśnie tak wyglądał – ale tak naprawdę o wiele dojrzalszy ode mnie,
o wiele bardziej doświadczony.
Seth,
który w środku zimy kąpał się ze mną w basenie, wiedział, doskonale wiedział,
co to śmierć, strata i ból.
–
Proszę, zapewnij mnie, że podjąłem dzisiaj dobrą decyzję – wyszeptał błagalnie.
Był już tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech na swoim policzku. – Mogłem
jeszcze komuś pomóc. Mogłem zrobić parę patroli po klubach, mogłem kogoś
uratować. Ale kiedy tylko Ali się dowiedziała, że jesteś w Drugim Świecie,
rzuciliśmy wszystko, żeby pomóc tobie.
Pod
powiekami zebrały się łzy. Wszelkimi sposobami broniłam się od myślenia o tym w
ten sposób – myślenia, że ktoś, czy tego chciał czy nie, oddał za mnie życie –
ale gdy Seth w końcu o tym wspomniał, nie potrafiłam powstrzymać wyrzutów
sumienia zalewających mnie niczym tsunami.
–
Czego ode mnie oczekujesz? – spytałam na granicy płaczu, choć tak naprawdę
miałam ochotę krzyczeć. – Rozgrzeszenia? Boże! Przecież nie mogę ci powiedzieć,
że moje życie jest warte więcej niż życie innych! To przecież nieprawda. Ale
mimo to… mimo to jestem szczęśliwa, że padło na mnie. Nic więcej…
Nie
byłam w stanie dokończyć, bo niespodziewanie wstrząsnęła mną fala szlochu.
Zaczęłam się trząść i krztusić, więc odruchowo zasłoniłam twarz dłońmi, żeby
Seth nie zobaczył mnie w takim stanie. On jednak zdążył już przyciągnąć mnie do
siebie i otoczyć ramionami. Płakałam, wycierając łzy w jego bluzę, które
mieszały się z basenową wodą i z każdą chwilą ogarniał mnie coraz większy
spokój.
–
Możesz nam pomóc – wyszeptał mi Seth do ucha, jego oddech łaskotał mi szyję. – Ratowanie
ciebie było inwestycją. Możesz ocalić znacznie więcej ludzi niż dzisiaj
zginęło. Inaczej… ich śmierć straci sens.
Odsunęłam
się od niego. Gorzkie słowa niemal wypalały mój umysł, a śmiertelnie poważne
spojrzenie – serce. Wiedziałam, że miał rację, ale bałam się do tego przyznać.
Nie
potrzebowałam więcej dowodów na to, że świat złodziei był okrutny, bezlitosny i
że należało z nim walczyć, bez względu na to, jakie bogactwa oferował. Bez
względu na to, kim byli moi rodzice. Ale czy chciałam skończyć tak jak on czy
Luke, poświęcić wszystkie marzenia i plany na przyszłość, do końca życia
pracować w supermarkecie i gonić za wrogiem, które unicestwienie i tak jest
niemożliwe? Nie tak przecież wyobrażałam sobie swoje życie.
–
Okej, niech będzie. Wrócę. Ale lepiej żebyś wymyślił mi jakąś inną super moc.
Seth
w mgnieniu oka pokonał ostatnie dzielące na centymetry i choć przez ułamek
sekundy chciałam go odepchnąć, nie potrafiłam oprzeć się ciepłu rozpływającemu
się po moim ciele. Z całą pewnością nie był to pocałunek, od którego traci się
zmysły, ale był delikatny i czuły, jak kawa w jesienny wieczór albo gorąca
kąpiel po długim zimowym spacerze. Przynosił ukojenie i tego właśnie
potrzebowałam.
Nie
spodziewałam się po Secie podobnej wrażliwości i on sam też chyba po sobie się
jej nie spodziewał, bo kiedy się odsunął, uśmiechał się zawadiacko, a ja
wiedziałam już, że chce jakoś mi dogryźć, żeby to jakoś zatuszować.
–
Mam nadzieję, że to nie było twoje całowanie, bo jeśli mamy to robić częściej…
–
Nie martw się, nie będę cię zmuszać. Zresztą, to było tylko… przyjmowanie
pocałunku.
–
Mała rada. Następnym razem, gdy ktoś cię pocałuje, może postaraj się to
odwzajemnić, okej?
–
Na to, kochany, to trzeba sobie zasłużyć.
–
Auć. Bolało.
Wywróciłam
oczami i niczym przedszkolak pokazałam mu język.
–
Czekaj, to jest to odwzajemnianie? – Parsknął śmiechem. – To chyba
najdziwniejszy pocałunek w życiu, ale skoro tak robią laski z Beverly Hills… – Teatralnie
wzruszył ramionami i także wysunął język.
Roześmiałam
się, a w ramach zemsty ochlapałam go wodą. Odkładanie problemów na bok może i
było dobrym pomysłem, ale czasem… to po prostu najlepsze rozwiązanie.
No i jest kolejny rozdział. Cieszę się, że udało mi się go dodać przed świętami. Przy okazji, wiem, że mam trochę zaległości na blogach, ale po prostu nie miałam głowy do komentowania. Na pewno wszystko nadrobię przez przerwę świąteczną.
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć wszystkim zdrowych, spokojnych, wesołych świąt! I niech nadchodzący rok 2017 będzie lepszy niż poprzedni!
W tym rozdziale było coś... magicznego. Nie wiem jak to ująć, po prostu czytało mi się go tak dobrze, że czułam, jakbym naprawdę przeniosła się do tamtego świata. Głównie mam tu na myśli początek, gdy DeeDee wchodzi do swojego mieszkania, proponuje Sethowi coś do picia i zauważa te szklanki z kawą swoich rodziców. Świetnie wyszedł Ci opis jej uczuć, emocji, to rozżalenie, że rodzice ją oszukiwali i nie są tym, za co ich miała przez całe życie. Aż mi się jej żal zrobiło - chociaż jest postacią fikcyjną - bo wyobraziłam sobie jak musi się czuć osoba, która tak bardzo pragnie obecności, ciepła rodziców i ich czystej miłości rodzicielskiej, a zamiast tego dostaje kłamstwa i oschłość. A potem ten list! To już był taki gwóźdź do trumny. Trzy zdania i tyle. Jakby na siłę chcieli jeszcze bardziej ją do siebie zniechęcić ;/
OdpowiedzUsuńPocałunek z Sethem pamiętam jeszcze z poprzedniej części. Tzn nie pamiętam szczegółów, ale wiem, że był;D Tutaj wyszedł Ci bardzo subtelnie, delikatnie. Jako forma pocieszenia albo dania wsparcia, a nie damsko-męska fizyczność. Tak to odebralam i mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli:D
Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy;)
Czekam na kolejny i pozdrawiam!
Ojej, jaki ładny rozdział, jestem zauroczona. Gdzieś tam napięcie można wyczuć między DeeDee i Sethem, ale przyznaję się bez bicia, że się nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Bardzo podobało mi się to, jak to opisałaś - tak subtelnie i delikatnie, młodzieńczo, jednak nie szczeniacko. Naprawdę ich relacja zaczyna mi się podobać.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, co teraz będzie, bo ten wyjazd (ucieczka? porwanie?) rodziców sporo miesza. Dee została teraz całkiem sama i może ma tego Setha, ale on mimo wszystko nie jest jej dostatecznie bliski. I jakieś całuśki tego nie zmieniają :D Zwłaszcza, że gdzieś tam na rogu czai się Charles.
Chcę zobaczyć super moc DeeDee i chcę, żeby ona się nauczyła bronić. I chcę przeczytać kolejny rozdział. Więc czekam.. cierpliwie oczywiście... i życzę weny ; )
Pozdrawiam!